Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Czy Trump jest ugotowany? Znowu został oskarżony, ale do procesu daleko

Szkic z sądu w Miami, gdzie były prezydent Donald Trump usłyszał zarzuty w sprawie nielegalnego wyniesienia tajnych dokumentów z Białego Domu i przetrzymywania ich w siedzibie Mar-a-Lago na Florydzie. 13 czerwca 2023 r. Szkic z sądu w Miami, gdzie były prezydent Donald Trump usłyszał zarzuty w sprawie nielegalnego wyniesienia tajnych dokumentów z Białego Domu i przetrzymywania ich w siedzibie Mar-a-Lago na Florydzie. 13 czerwca 2023 r. Jane Rosenberg / Forum
37 kryminalnych zarzutów usłyszał we wtorek Donald Trump w sądzie w Miami. Mają związek z bezprawnym zabraniem z Białego Domu tajnych dokumentów po zakończeniu prezydentury i przechowywaniu ich w swojej rezydencji Mar-a-Lago na Florydzie.

Były prezydent Donald Trump stawił się w sądzie dobrowolnie, musiał poddać się standardowej procedurze przy aresztowaniu, z takimi detalami jak pobranie odcisków palców. Jak wcześniej zapowiadał, nie przyznał się do winy, co oznacza, że czeka go proces. Po krótkim przesłuchaniu został zwolniony.

Czytaj też: Czy demokracja w USA jest na zakręcie

Kilkadziesiąt pudeł z tajnymi dokumentami w posiadłości Trumpa

W Ameryce roi się od spekulacji w sprawie politycznych konsekwencji oskarżenia Trumpa, który ponownie ubiega się o republikańską nominację na kandydata do Białego Domu. Jest to bowiem pierwsze oskarżenie w historii sformułowane przez federalną prokuraturę wobec byłego prezydenta USA. Kilka miesięcy temu kryminalne zarzuty (w sprawie nielegalnych manipulacji w rachunkach biznesowych w celu ukrycia okupu za milczenie o seksie z Trumpem dla pornoaktorki) postawił mu prokurator stanowy w Nowym Jorku.

Jednak oskarżenie w Miami, poważniejsze, jest dziełem prokuratora specjalnego Jacka Smitha, który na polecenie Prokuratury Generalnej, czyli federalnego Departamentu Sprawiedliwości, bada sprawę zabrania dokumentów z Białego Domu. Prowadzi on także śledztwo w sprawie roli Trumpa w szturmie jego zwolenników na Kapitol, co miało zapobiec zatwierdzeniu przez Kongres porażki z Joe Bidenem w wyborach w 2020 r. Tu z kolei byłemu prezydentowi grozi oskarżenie o podżeganie do insurekcji i próbę niedopuszczenia do pokojowego przekazania władzy.

Według aktu oskarżenia przedstawionego we wtorek po odejściu z urzędu, w styczniu 2021 r., Trump zabrał z Białego Domu kilkadziesiąt pudeł z tajnymi dokumentami, zamiast zdeponować je w Archiwach Państwowych. Przechowywał je w rezydencji Mar-a-Lago w Palm Beach, gdzie odwiedzało go mnóstwo gości. Niektóre materiały, np. przygotowane dla niego przez Pentagon plany ataku na wrogów USA, pokazywał gościom. Kiedy kierownictwo Archiwów wzywało go do przekazania dokumentów, odmawiał, twierdząc, że jako prezydent je „odtajnił”. Prokuratura zdobyła nagranie jednej z jego rozmów w rezydencji, gdy przyznał, że mógł to zrobić jako prezydent, ale nie zrobił, „a teraz już nie może”.

W komentarzach do tej całej historii powracają pytania, dlaczego Trump tak niefrasobliwie potraktował powierzane mu tajemnice państwowe. Niektórzy twierdzą, że to kwestia charakteru, mentalności dziecka, a inni – że po prostu uważał, że pozostanie bezkarny.

Tymczasem zarzuty, postawione na podstawie ustawy o szpiegostwie z 1917 r., oceniane są jako bardzo poważne. William Barr, były prokurator generalny w jego własnym gabinecie, stwierdził, że jeśli oskarżenie okaże się uzasadnione, „Trump jest ugotowany”. Podobną opinię wyraził profesor prawa z Uniwersytetu Georgetown Jonathan Turley, który w Fox News bronił zwykle byłego prezydenta przed jego krytykami.

W oskarżeniu z Miami jest także zarzut utrudniania pracy wymiaru sprawiedliwości – Trump odmawiał współpracy z prokuratorami, a nawet są dowody, że starał się ukrywać przed nimi niektóre dokumenty. Jako wspólnik przed sądem stanął we wtorek jego współpracownik, ochroniarz Walt Nauta, który pomagał mu w ich ukrywaniu. Jeżeli były prezydent zostanie uznany winnym choćby większości najpoważniejszych zarzutów, grozi mu kara długoletniego więzienia.

Czytaj też: Stormy Daniels i kolejne kłamstwo Trumpa

Jeśli Trump wygra wybory, będzie bezpieczny

Jednak raczej tylko teoretycznie. Mało kto wierzy, że rzeczywiście wyląduje za kratkami, co byłoby precedensem w wypadku byłej głowy państwa. Konieczność udowodnienia winy „ponad wszelką rozsądną wątpliwość” w procesie karnym i skomplikowana procedura prawna w USA, przewidująca możliwość apelacji z wielu powodów, każe według ekspertów przewidywać, że do ogłoszenia ewentualnego prawomocnego wyroku skazującego nie dojdzie przed wyborami w listopadzie 2024 r. A jeżeli Trump zostanie kandydatem Partii Republikańskiej (GOP) i wygra wybory, będzie bezpieczny. Według ostatniego sondażu ma zdecydowaną przewagę nad rywalami do partyjnej nominacji prezydenckiej.

Niektórzy z rywali, np. senator Tim Scott, była ambasador w ONZ Nikki Haley i były gubernator New Jersey Chris Christie, potępili Trumpa za zabranie dokumentów, ale inni, jak były wiceprezydent Mike Pence, podkreślili, że nie popierają oskarżenia. Niemal wszyscy czołowi politycy GOP oświadczają, że działania Departamentu Sprawiedliwości – podlegającego Joe Bidenowi – sprowadzają się do „wykorzystania go jako broni” przeciw byłemu prezydentowi. Ultraprawicowa, trumpistyczna frakcja w partii wtóruje jego tweetom, w których, jak zwykle, nazywa postawione mu zarzuty „polowaniem na czarownice”, bo „nie zrobił nic złego”. Kori Lake, jego fanatyczna stronniczka z Arizony, była kandydatka na gubernatora w tym stanie, ostrzegła federalnych prokuratorów, że powinni liczyć się z „75 mln Amerykanów” – tylu głosowało na niego w „ukradzionych” rzekomo wyborach w 2020 r. I postraszyła ich, że jak inni jego fani „należy do NRA”, czyli Krajowego Stowarzyszenia Strzeleckiego, a więc Trump ma za sobą armię posiadaczy broni palnej. Z USA dochodzą wiadomości o mobilizacji uzbrojonej prawicy na wypadek procesu swego idola.

Teza, że kryminalne zarzuty przeciw byłemu prezydentowi to polityczna dintojra Demokratów, będzie prawdopodobnie także główną linią obrony jego adwokatów, którzy mogą przeciągać procedurę odwołaniami, do Sądu Najwyższego włącznie. Inny przewidywany ich argument to zarzut „podwójnej miary” aparatu sprawiedliwości obecnej administracji – prawica przypomina bowiem, że także Biden przechowywał w domu tajne dokumenty, a Hillary Clinton jako sekretarz stanu w ekipie Baracka Obamy lekkomyślnie używała prywatnego serwera do służbowej korespondencji mailowej, w której zawarte były tajne informacje. Ale Prokuratura Generalna za to ich nie ściga. Pomijają jednak fakt, że Biden nie odmawiał, jak Trump, zwrotu wspomnianych materiałów, a oskarżenia Clinton nie dotyczą dokumentów, tylko poczty elektronicznej.

Niektóre konserwatywne media w obronie Trumpa powołują się poza tym na tzw. Presidential Record Act, czyli ustawę o dokumentach prezydenckich, która pozwala byłemu prezydentowi na dostęp do tajnych materiałów już po odejściu z urzędu. Jest to jednak możliwe po negocjacjach z Archiwami Państwowymi. Tymczasem Trump w ogóle ich tam nie przekazał.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kultura

Musicale na fali. Taki mało rozśpiewany z nas naród, a nie ma spektaklu bez piosenki

Nie należymy do narodów rozśpiewanych, ale w teatrze trudno dziś znaleźć spektakl bez choćby jednej piosenki. Przybywa też dobrych rodzimych musicali.

Aneta Kyzioł
18.05.2024
Reklama