W zeszłym tygodniu amerykański „New York Times” alarmował, że w gęstej sieci podziemnych tuneli w Strefie Gazy Hamas zgromadził potężne zapasy, które pozwolą mu przetrwać nawet do czterech miesięcy: setki tysięcy litrów paliwa, jedzenie, wodę, lekarstwa, a przede wszystkim spory arsenał rakiet. Jaskrawo kontrastuje to ze skrajnymi niedoborami wszystkiego na powierzchni Strefy, w tym paliwa dla generatorów w szpitalach, wody czy jedzenia. Konwoje humanitarne z kilkunastoma czy nawet kilkudziesięcioma ciężarówkami dziennie nie są w stanie zaspokoić potrzeb cywilów. Nie mówiąc o paliwie, na którego dostarczanie nie zgadza się Izrael w obawie, że zostanie przejęte przez Hamas i wykorzystane do jego celów. Jest mało prawdopodobne, by Hamas podzielił się swoimi zapasami ze zwykłymi mieszkańcami Gazy, bo zgromadził je wyłącznie po to, by móc prowadzić długą wojnę z Izraelem, a to, co dzieje się na powierzchni, ma być wyłącznie jej tłem – im więcej ofiar, tym większy gniew świata i tym lepsze warunki negocjacyjne dla Hamasu.
Tymczasem w mogącym liczyć nawet 400 km tzw. metrze pod Gazą niczego nie brakuje – w niektórych miejscach tunele są tak szerokie, że mogą nimi jeździć nawet samochody. Ich budowa zajęła lata, a roczne budżety przeznaczone na ich powstanie oscylowały w granicach 40 mln dol. Dziś w tunelach ukrywają się hamasowcy wraz z porwanymi przez nich zakładnikami, trzymane są tam także wspomniane zapasy.