Świat

Rosja dyskretnie wspiera Hamas, ale i nie zamyka się na Izrael. To gra o dużej stawce

Abu Musa Marzuk na spotkaniu z Siergiejem Ławrowem w Moskwie w 2017 r. Abu Musa Marzuk na spotkaniu z Siergiejem Ławrowem w Moskwie w 2017 r. Mikhail Japaridze / TASS / Forum
Kreml po raz pierwszy opowiedział się tak jednoznacznie po stronie Hamasu. Oficjalnie trzyma się na dystans, bo liczy na to, że odegra kluczową rolę w bliskowschodnim konflikcie. Ma w tym interes.

Hamas wciąż nie uwolnił zakładników, o których Rosja zabiega. Moussa Abu Marzouk, członek biura politycznego organizacji, wyjaśniał niedawno, że stanie się to od razu, gdy Izraelczycy zakończą ofensywę w Strefie Gazy. Ale jest dobra wiadomość – stwierdził w wywiadzie dla RIA Nowosti – z uwagi na wyjątkowy charakter wzajemnych relacji dowództwo potraktuje prośbę Rosjan znacznie uważniej niż innych państw. To dlatego Hamas zlokalizował na terenie Gazy dwie zakładniczki z rosyjskimi paszportami. Ambasador Rosji w Izraelu Anatolij Wiktorow wspominał co prawda o trzech osobach, a może chodzić nawet o osiem – takie żądanie mieli usłyszeć delegaci Hamasu podczas ich wizyty w Moskwie.

Rosja liczyła na specjalne względy

Kreml zabiega też o ewakuację obywateli Rosji ze Strefy Gazy. Według danych resortu spraw zagranicznych na miejscu pozostaje ok. 1,2 tys. Rosjan. Lista do ewakuacji obejmuje 900 nazwisk, w tym 500 Rosjan, reszta to obywatele WNP (Wspólnoty Niepodległych Państw) – podała rzeczniczka rosyjskiej misji przy Autonomii Palestyńskiej Alija Zaripowa. Z kolei rzeczniczka MSZ Maria Zacharowa „przeżyła szok” – jak czytamy w komunikacie agencji informacyjnej TASS – gdy ambasador Izraela Aleksander Ben Cewi (przedtem pełnił tę funkcję w Warszawie) oświadczył, że uzgodnienie listy Rosjan do ewakuacji może zająć nawet dwa tygodnie. Jak tłumaczył, w kolejce czeka ok. 7 tys. osób. Egipt, który przepuszcza ludzi przez punkt graniczny w Rafah, ustalił limit na 500–600 osób dziennie.

Rosjanie oczekiwali, że Hamas potraktuje ich priorytetowo, zwłaszcza że Kreml w sprawie wojny w Gazie pierwszy raz opowiedział się tak jednoznacznie po jego stronie. Oficjalnie stara się sprawiać wrażenie, że trzyma równy dystans do zwalczających się wrogów, licząc na to, że odegra rolę mediatora w ewentualnych rozmowach pokojowych. „W ciągu ostatnich 15 lat wypracowaliśmy sobie dobre stosunki z Izraelem i mamy tradycyjnie dobre kontakty z Palestyną. Dlatego nikt nie będzie nas podejrzewał, że chcemy z kimkolwiek grać” – mówił Władimir Putin podczas posiedzenia Rady Głów Państw WNP w Biszkeku w Kirgistanie 13 października.

Czytaj też: W uścisku Hamasu. Jaki los czeka 2 mln mieszkańców Strefy Gazy

„Żaden naród nie wyzwolił się bez ofiar”

W tym celu rosyjska dyplomacja zaktywizowała się na forum ONZ. Wasilij Niebenzja, jej przedstawiciel przy ONZ, złożył projekt rezolucji w sprawie zawieszenia broni w Gazie, ostatecznie odrzucony przez Radę Bezpieczeństwa. Fenomen dokumentu polegał na tym, że ani razu nie padła w nim nazwa „Hamas”. Pewnie dlatego nazajutrz liderzy Hamasu gorąco chwalili stanowisko Putina. Rosja stała się punktem odniesienia w ich licznych wystąpieniach medialnych. Chaled Meszal, były szef biura politycznego Hamasu, 21 października na antenie arabskiej telewizji tłumaczył, że naród palestyński nie jest wyjątkowy w swojej walce narodowo-wyzwoleńczej. „Rosjanie poświęcili 30 mln swoich ludzi podczas II wojny światowej. Żaden naród nie wyzwolił się bez ofiar” – mówił w stacji Al-Arabijja.

Empatyczny stara się być Putin, który porównał inwazję izraelskiej armii w Strefie Gazy do blokady Leningradu. Izraelczycy „zamiast karać przestępców i terrorystów, zaczęli się mścić, kierując się zasadą odpowiedzialności zbiorowej” – mówił podczas zebrania Rady Bezpieczeństwa w sprawie antysemickich zamieszek na lotnisku w Dagestanie 30 października.

W tym samym tonie wypowiadał się później ambasador Niebenzja. Na forum Rady Bezpieczeństwa wprost oświadczył, że Izrael jako okupant nie ma prawa do samoobrony. Podparł się opinią Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości z 2004 r. w sprawie muru Szarona na granicy z Zachodnim Brzegiem. Stwierdził on wówczas, że w tym przypadku Izrael nie może powoływać się na artykuł Karty Narodów Zjednoczonych dotyczący prawa do samoobrony.

Putin boleje nad losem dzieci

Putin w sprawie wojny w Gazie wypowiada się nadzwyczaj często i emocjonalnie. Podczas narady z przedstawicielami służb i administracji pod koniec października wydawał się „głęboko poruszony”, gdy stwierdzał, że niczym nie da się usprawiedliwić strasznych wydarzeń w Gazie. „Kiedy patrzysz na zakrwawione dzieci, na martwe dzieci, na to, jak cierpią kobiety i osoby starsze, jak umierają lekarze, oczywiście, że zaciskają ci się pięści, a w oczach pojawiają się łzy” – mówił trwardogłowym szefom służb. Wrażliwość Putina nie wynika w żadnym razie z sympatii dla Hamasu, wojna na Bliskim Wschodzie daje mu po prostu doskonałą okazję, by znów uderzyć w Zachód, zwłaszcza w USA. Przedstawiać ich w kategoriach źródła wszystkich problemów i tragedii na świecie.

„Powtórzę – perorował na tym samym posiedzeniu – za tragedią Palestyńczyków i masakrą na całym Bliskim Wschodzie, za konfliktem na Ukrainie i wieloma innymi konfliktami na świecie – w Afganistanie, Iraku, Syrii itd. – stoją elity rządzące USA i ich satelitami. To one organizują śmiertelny chaos, działają otwarcie, wręcz bezczelnie”.

Z kolei kiedy Amihaj Elijahu, minister z ekstremistycznej partii Żydowska Siła, nie wykluczył w wywiadzie dla radia użycia broni jądrowej przeciwko Hamasowi, Maria Zacharowa we flagowym programie propagandowym „Sołowiow Live” uznała to za oficjalne przyznanie się władz Izraela do posiadania arsenału nuklearnego. „Gdzie jest MAEA [Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej]? – burzyła się. – Gdzie są inspektorzy jądrowi? Gdzie sankcje, które Zachód nałożył na Iran, a których nie nakłada na Izrael?”.

Czytaj też: Trzecia intifada? Frustracja i broń to niebezpieczna mieszanka

Terroryzm według Kremla

Podwójne standardy to norma dla rosyjskiej dyplomacji, także wobec organizacji terrorystycznych. Zacharowa nie uznaje Hamasu za formację terrorystyczną; opisując ją w komunikatach, MSZ używa określenia „organizacja polityczna”. Podobnie Hezbollah – jest rzekomo partią polityczną, a wręcz organizacją charytatywną. Najciekawiej wygląda sprawa talibów, wciągniętych przez Moskwę na listę organizacji terrorystycznych i ekstremistycznych, zresztą tak samo jak Aleksiej Nawalny. Z tą różnicą, że lider rosyjskiej opozycji skończył z wieloletnim sfingowanym wyrokiem w kolonii karnej, a terroryści są przyjmowani z honorami na Kremlu. Moskwa czeka tylko na dogodny moment, by nawiązać oficjalne relacje dyplomatyczne z władzami talibskimi w Kabulu.

Przyczyny tolerancji dla Hamasu wyjaśnił już Jurij Sapunow, były szef Departamentu Zwalczania Terroryzmu Międzynarodowego FSB, w wywiadzie dla „Rossijskoj Gaziety” z lipca 2006 r. Zapytany, dlaczego ani Hamas, ani Hezbollah nie znalazły się na liście organizacji terrorystycznych, odparł: „Wiemy na pewno, że Szamil Basajew i Ibn al-Chattab, przywódcy ruchu terrorystycznego na Północnym Kaukazie, próbowali przekonać przywódców Hamasu i Hezbollahu do zaangażowania w wojnę w Czeczenii, że tak powiem, na zasadzie wzajemności. Czeczeńcy oferowali pomoc militarną i udział w walce z Izraelem zimą, kiedy w Czeczenii trudno walczyć, w zamian Hamas i Hezbollah miał ich wspierać latem. Ale ani Hezbollah, ani Hamas nie zgodziły się na to. I nie przeprowadziły ani jednego aktu terrorystycznego na terytorium Rosji”.

Czytaj też: Skąd Hamas ma pieniądze? Sumy przyprawiają o zawrót głowy

Rosja jest pragmatyczna, Hamas też

Kontakty z Hamasem bardzo się ociepliły po jego zwycięstwie w wyborach w Autonomii Palestyńskiej w 2006 r. Moskwa jeszcze próbowała zachować dystans: Izraelczycy byli Putinowi potrzebni do zwalczania czeczeńskich ugrupowań, za to Hamas starał się trzymać go blisko siebie i zniechęcić do poszukiwania partnerów na Kaukazie. W styczniu 2006 r. Putin potwierdził, że Rosja uznaje Hamas za formację polityczną. Kreml inwestował też pragmatycznie w relacje z wrogiem Hamasu, czyli władzami Autonomii Palestyńskiej. W Moskwie bywali regularnie wszyscy, od notabli z Hamasu, przez establishment Fatahu, po (to już po interwencji Rosji w Syrii w 2015 r.) premiera Izraela Beniamina Netanjahu.

Relacje schłodziły się w 2011 r., podczas arabskiej wiosny i wojny domowej w Syrii. Hamas i Rosja stanęły po przeciwnych stronach. Radykałowie z Gazy poparli zbrojną opozycję w Syrii, a Kreml, Teheran i Hezbollah, jego proxy, wsparły reżim Baszara Asada. Sprawy jeszcze się skomplikowały w 2015 r., kiedy Putin, namówiony przez gen. Sulejmaniego, zdecydował się na interwencję militarną w Syrii. Moskwa nie chciała palić mostów, więc nie wpisała Hamasu na listę organizacji terrorystycznych i nadal czerpie korzyści z osłabienia Izraela, uwikłania Amerykanów i odciągnięcia uwagi Zachodu od wojny w Ukrainie.

Ale nie oznacza to, że ma potencjał, aby zastąpić w polityce bliskowschodniej Teheran, Egipt czy Dohę. Brak jej budżetu, broni, którą musiałaby stale dostarczać na Bliski Wschód, wreszcie mocy dyplomatycznej. Hamas polega i będzie polegać na tych, którzy mają realną siłę sprawczą w regionie, czyli Iranie, Egipcie, Katarze, nawet Turcji. Sytuacji nie zmienią zapewne ani dostawy via Iran broni radzieckiej produkcji, ani transfer kryptowalut przez moskiewską giełdę Garantex, o czym doniósł niedawno „Wall Street Journal”.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną