Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Kto po wojnie będzie rządził w Strefie Gazy. Izrael ma plan. Ale czy dobry?

Izraelscy żołnierze w Strefie Gazy, 1 stycznia 2024 r. Izraelscy żołnierze w Strefie Gazy, 1 stycznia 2024 r. Israel Defense Forces / Xinhua News Agency / Forum
Izrael, siły międzynarodowe, Autonomia Palestyńska? Waży się przyszłość Gazy i trwają ustalenia, pod czyim będzie zarządem, kiedy wojna się zakończy. Najpewniej nie będzie to żadna z wymienionych stron.

Na razie nie zanosi się na to, żeby trwająca od trzech miesięcy wojna w Strefie Gazy miała wkrótce się zakończyć. Mowa już nie o tygodniach, lecz miesiącach, może całym 2024 r. Owszem, Izrael planuje przegrupować siły i wycofać część żołnierzy z Gazy, głównie rezerwistów, ale końca starć to nie oznacza. „IDF muszą planować z wyprzedzeniem i ze świadomością, że będą dodatkowe misje, a walki potrwają do końca roku” – mówił kilka dni temu rzecznik izraelskiej armii gen. Daniel Hagari. Natomiast zdaniem premiera Beniamina Netanjahu Izrael jest w szczytowym punkcie wojny. „Osiągnięcie zwycięstwa wymaga czasu” – stwierdził. Nawet w przybliżeniu nie podał terminu zakończenia wojny.

Tu sprawa ma drugie dno – jego polityczny los zależy od tej daty. Dziś tylko 15 proc. Izraelczyków uważa, że powinien utrzymać po wojnie stanowisko szefa rządu, zdecydowana większość odpowiedzialnością za atak Hamasu obciąża go i jego ekipę. W tym sensie im dłużej trwa wojna, tym dłużej będzie trwał na urzędzie. Choć oczywiście nic nie jest przesądzone – uniki i zdolność (prze)trwania to jego znak firmowy.

Bez względu na to, kiedy Netanjahu pożegna się z władzą, pozostaje otwarte pytanie: co dalej ze Strefą Gazy. Zachód, a przede wszystkim USA coraz mocniej nalegają, by Izrael przedstawił swoją wizję „dnia po”.

Czytaj też: Najdłuższe 47 minut. Nagrania z 7 października to czyste zło

Izrael ma plan

Izrael podtrzymuje, że jego głównym celem jest zniszczenie Hamasu i wyeliminowanie zagrożenia z jego strony w przyszłości. Ta wojna zasadniczo różni się więc od poprzednich – Izrael nie zgodzi się, żeby Hamas i jego rząd kontrolował Strefę Gazy. Nie jest jasne, co będzie z tymi, którzy przetrwają. Do teraz armia zabiła koło połowy bojowników w Gazie, ok. 15–20 tys. osób. Drugie tyle wciąż walczy i ukrywa się w podziemnych tunelach, najpewniej w południowej części Strefy. Los hamasowców będzie zależał od warunków porozumienia, być może powiązanego z wymianą zakładników, których liczbę szacuje się na 136 (w ostatnich dniach do listy dopisano trzy osoby, przedtem uważane za zaginione).

Do tej pory kolejne warianty porozumienia rozbijały się głównie o warunek Hamasu, by Izrael wstrzymał wszelkie działania w Gazie; żądania obejmowały także gwarancje bezpieczeństwa dla walczących sił powiązanych z tą organizacją. Z ostatnich przecieków na temat negocjacji, jak donosił izraelski publiczny nadawca Kan, wynika, że Netanjahu rozważa zgodę na wydalenie szefów Hamasu uważanych za architektów ataku 7 października, czyli Jahje Sinwara oraz szefa zbrojnego skrzydła organizacji Mohameda Deifa, do któregoś z krajów arabskich. Do niedawna Izrael uważał ich za „chodzące trupy” i inny scenariusz niż zabicie ich obu nie wchodził w grę. Opcja wydalenia była brana pod uwagę jeszcze tydzień temu, choć wyłącznie pod warunkiem uwolnienia wszystkich zakładników. Wtorkowy atak na biuro Hamasu pod Bejrutem, w którym zginął m.in. wiceszef organizacji Saleh al-Auri, zawiesił te plany na kołku. Zresztą sam al-Aruri był jedną z kluczowych osób dla sprawy zakładników. Jak twierdził publicznie, jest ich tylu, że wystarczy do zwolnienia wszystkich palestyńskich więźniów. Rozmowy w tej sprawie utknęły w próżni.

Inna kwestia to przyszłość Strefy Gazy i to, kim zastąpić Hamas po zakończeniu działań zbrojnych. Minister obrony Izraela Joaw Gallant przedstawił czteroetapowy plan, pierwszy tak szczegółowy do tej pory. Ale ważniejsze niż to, co w nim jest, wydaje się to, czego w nim nie ma. Po pierwsze, nie przewiduje on cywilnej obecności Izraela w enklawie, choć pełna kontrola wojskowa ma być zachowana. Po drugie, Izrael nie zamierza oddać rządów w ręce Autonomii Palestyńskiej, ale władzę cywilną mieliby sprawować Palestyńczycy. Po trzecie, nie ma mowy o przesiedleniu ludności Gazy. Po czwarte, istniejące mechanizmy administracyjne zostaną utrzymane, pod warunkiem że urzędnicy nie będą powiązani z Hamasem.

Czytaj też: Wojna Hamasu z Izraelem i światem. Takiego konfliktu jeszcze nie było

Kto, jeśli nie Hamas?

Mówimy oczywiście o sytuacji, w której Hamas nie kontroluje już enklawy i nie stanowi zagrożenia dla Izraela. Jak miałoby to wyglądać w praktyce? Kwestia militarnej kontroli Izraela wydaje się w miarę jasna. Jest bardziej niż prawdopodobne, że strefa przygraniczna rozrośnie się kosztem pól uprawnych, co będzie miało skutki także humanitarne. Izrael będzie też mógł w dowolnej chwili wejść na terytorium Gazy – to de facto odtworzenie sytuacji panującej na Zachodnim Brzegu. Mimo obowiązującego od porozumień z Oslo podziału na trzy strefy, w tym A, gdzie Autonomia Palestyńska ma kontrolę cywilną i dotyczącą bezpieczeństwa, izraelska armia swobodnie prowadzi rozmaite operacje – tłumi zamieszki, ściga podejrzanych, rozbiera domy skazanych za terroryzm. Izrael nie chce jednak Autonomii w Gazie, bo uważa, że na tym etapie rozkładu i bez reform nie jest zdolna rządzić. Rozwiązanie to preferowałaby z kolei społeczność międzynarodowa, która widzi w konflikcie szansę na powstanie dwóch państw (dla Izraela to nie do przyjęcia).

Izrael nadal zamierza nadzorować zarząd cywilny i kontrolować wwożone do Gazy towary. Sprawami obywatelskimi i odbudową ma się zająć wielonarodowa grupa zadaniowa kierowana przez USA we współpracy z europejskimi partnerami i umiarkowanymi krajami arabskimi. Egipt jako „główny aktor” we współpracy z Izraelem miałby odpowiadać za przejście graniczne w Rafah. Władze lokalne zajmujące się obecnie dystrybucją ścieków, energii elektrycznej, wody i pomocy humanitarnej będą robić to dalej w porozumieniu z nową grupą zadaniową.

Zasadnicze pytanie brzmi, kto miałby na co dzień zarządzać Gazą, jeśli nie Autonomia Palestyńska. „Mieszkańcy Gazy są Palestyńczykami, dlatego władzę obejmą organy palestyńskie, pod warunkiem że nie będzie żadnych wrogich działań ani gróźb wobec państwa Izrael” – zapowiedział Gallant. Przekazywanie kompetencji w ręce zdecentralizowanej władzy ma się odbywać stopniowo. To pomysł szefów służb i wojska, by podzielić Strefę na mniejsze regiony i oddać zarząd nad sprawami cywilnymi i dystrybucją pomocy humanitarnej istniejącym tu klanom.

Czytaj też: Skąd Hamas ma pieniądze? Sumy przyprawiają o zawrót głowy

Rodzina Soprano z Gazy

W przeszłości odrywały one sporą rolę, by wspomnieć choćby klan Doghmush. To nie byle jaka rodzina. Uczestniczyła w porwaniu izraelskiego żołnierza Gilada Szalita (uwolnionego pięć lat później za ponad 1000 palestyńskich więźniów), walczyła z Hamasem i stworzyła własną bojówkę, tzw. Armię Islamu, uznaną za organizację terrorystyczną przez USA i Zjednoczone Emiraty Arabskie. Ze względu na metody (wymuszenia, handel bronią, likwidacja politycznych przeciwników) klan zyskał przydomek „Rodziny Soprano Strefy Gazy”. Wiadomo, że miał szerokie powiązania z Hamasem, Fatahem i Al-Kaidą. Silne wpływy miała też rodzina Hilles z miasta Gaza, w przeszłości mocno skonfliktowana z Hamasem. To jej członkowie stali np. za atakiem na autobus, w którym zginęło kilku członków Brygad al-Kassam, zbrojnego ramienia organizacji. W ramach odwetu wielu członków klanu złożyło broń i oddało się w ręce Izraela, a stąd większość odesłano na Zachodni Brzeg.

Pomysł z oddaniem władzy lokalnym watażkom i plemionom z punktu widzenia Izraela może mieć tę zaletę, że rozbija władzę na mniejsze ośrodki, w teorii łatwiejsze do sterowania. Minus: wielu mieszkańców Gazy uzna ich za kolaborantów. Prędzej czy później stawią opór, powstaną organizacje podziemne itd.

Rozwiązanie ma być tymczasowe i Izrael sam by decydował, z którymi klanami zamierza współpracować (można z dużym prawdopodobieństwem założyć, że nie z „Rodziną Soprano”). Ale stwierdzenie, że prowizorka trwa najdłużej, na Bliskim Wschodzie jest wyjątkowo prawdziwe, czego dobitnym dowodem są ustalenia z Oslo – po pięciu latach miało je zastąpić trwałe porozumienie. Po 30 latach wciąż nie ma o tym mowy.

Otwarta pozostaje natomiast sprawa egzekwowania prawa i porządku. Plan nie zakłada powołania żadnego organu, który miałby się tym zająć, a ktoś będzie musiał. Kto?

Czytaj też: Ziemie nieobiecane. Dlaczego Ameryka tak bezgranicznie kocha Izrael

Nie dla „dobrowolnych przesiedleń”

Plan Gallanta nie podoba się twardogłowym koalicjantom Beniamina Netanjahu, czyli ministrowi obrony narodowej Itamarowi Ben Gewirowi i finansów Becalelowi Smotriczowi. Oni przyszłość Gazy widzą inaczej: mieszkańców enklawy należy „zachęcać do dobrowolnej emigracji”, a na miejscu miałyby „zakwitnąć osiedla”, rzecz jasna żydowskie. O tym, że „dobrowolne wysiedlenie” jest najlepszym i realistycznym pomysłem, mówi też wywodząca się z Likudu, partii Netanjahu, ministra wywiadu Gila Gamliel. Pomysły te Zachód odrzuca. Oficjalnie rząd zaprzecza planom wysiedleń, choć izraelskie media sugerowały, że takie rozmowy toczyły się potajemnie z Republiką Konga czy Arabią Saudyjską. Oficjalnie szereg państw arabskich odżegnało się od tego, krytykując Ben Gewira i Smotricza. Wysiedlenie ludności z Gazy popiera jednak 70 proc. Izraelczyków.

Oddzielnym problemem jest północ Gazy. Plan Gallanta przewiduje, że mieszkańcy będą mogli wrócić do swoich domów dopiero wówczas, gdy zostaną uwolnieni wszyscy zakładnicy. Na razie trwa wojna, a widoki na przyszłość są niejasne. Premier Dawid Ben Gurion mawiał, że „aby być realistą w Izraelu, trzeba wierzyć w cuda”. To wciąż aktualne.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Mamy wysyp dorosłych z diagnozami spektrum autyzmu. Co to mówi o nich i o świecie?

Przez ostatnich pięć lat diagnoz autyzmu w Polsce przybyło o 100 proc. Odczucie ulgi z czasem uruchamia się u niemal wszystkich, bo prawie u wszystkich diagnoza jest jak przełącznik z trybu chaosu na wyjaśnienie, porządek. A porządek w spektrum zazwyczaj się ceni.

Joanna Cieśla
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną