Świat

773. dzień wojny. Jak bronić polskich lotnisk przed atakami? To wyzwanie, ale jest pomysł

Bombowiec Tu-95MS w bazie Engels pod Saratowem. Zdjęcie z 2019 r. Bombowiec Tu-95MS w bazie Engels pod Saratowem. Zdjęcie z 2019 r. Anton Novoderezhkin / TASS / Forum
W nocy z 4 na 5 kwietnia Ukraina zaatakowała cztery rosyjskie lotniska, używając do tego dronów. Nie był to może oszałamiający sukces, ale w Morozowsku uzyskano dość wymierne efekty. Jakie wnioski płyną z tej akcji?

Oczywiście Rosja nie pozostała dłużna i wykonała kolejny, dość typowy atak rakietowy na Ukrainę. Z Krymu i z rejonu Kurska wysłano 32 drony Shahed 136, z czego Ukraińcom udało się zestrzelić aż 28. Dwa bombowce Tu-95MS startujące z bazy Olenia między Murmańskiem a Oleniegorskiem odpaliły po jednym pocisku Ch-101, ale oba zostały zniszczone. Jeden z rosyjskich okrętów podwodnych odpalił też pojedynczy pocisk 3M14 Kalibr, ale i ten został zestrzelony. Za to kilka rakiet Iskander, innych pocisków balistycznych (np. północnokoreańskich Hwasong-11) lub użytych jako balistyczne przeciwlotniczych rakiet S-300 trafiło w Charków, zabijając tam cztery osoby. Rozmiar strat nie jest dokładnie znany.

Czytaj też: Tarcze i miecze. Czym dokładnie dysponuje NATO? Jak się może bronić, czym atakować?

Miedwiediew znów odjechał

Warto też odnotować słowa Dmitrija Miedwiediewa, zastępcy przewodniczącego Rady Bezpieczeństwa Narodowego Rosji i etatowego krzykacza Kremla. Niby przebąkuje się o tym, że jak sobie popije, to nie hamuje języka, ale Miedwiediew zwykle wyraża to, czego innym na Kremlu nie wypada, choć myślą tak samo. Inaczej dawno zostałby odwołany, a włos mu z głowy nie spadł nawet wtedy, gdy wygrażał publicznie władzom Estonii.

Teraz też Miedwiediew pojechał ostro na portalu Wkontaktie, pisząc: „W stosunku do tych zagranicznych gnid, w przeciwieństwie do niektórych nieszczęsnych Ukraińców, którzy zostali przymusowo wcieleni i wysłani na wojnę, może obowiązywać tylko jedna zasada.

Reklama