„Wracajcie do Polski!”. Komu na rękę są protesty studentów w USA przeciwko wojnie w Gazie? Biden ma problem
Masowe protesty przeciw Izraelowi w związku z wojną z Hamasem na amerykańskich wyższych uczelniach odbywają się od paru tygodni. Propalestyńscy demonstranci okupują campusy na najbardziej prestiżowych uniwersytetach Ligii Bluszczowej, jak Yale, Columbia, Princeton i Harvard, oraz w dziesiątkach pomniejszych college’ów. Domagają się zakończenia wojny w Gazie i wstrzymania pomocy USA dla Izraela, a od władz swoich uczelni zerwania kontaktów z tym krajem i wycofania uczelnianych inwestycji w firmach prowadzących z nim interesy.
„Wracajcie do Polski!”
Demonstracje w college’ach są najnowszym przejawem trwającego w USA od miesięcy ruchu protestu przeciw izraelskiej ofensywie w Gazie, rozpoczętej wkrótce po masakrze 1,2 tys. osób, w większości cywilów w Izraelu, dokonanej 7 października ub. roku przez terrorystów z Hamasu. Z protestami w college’ach solidaryzują się manifestanci na ulicach. Przypominają o 34 tys. cywilnych ofiar palestyńskich w Gazie, nazywając ich zabicie „ludobójstwem”. W ulicznych marszach i wśród postawionych na campusach namiotów obok transparentów z apelami o zawieszenie broni i hasłami: „Wolna Palestyna”, widać także szturmówki z napisami: „From the river to the sea, Palestine will be free” („Palestyna będzie wolna od rzeki do morza”, czyli między rzeką Jordan a Morzem Śródziemnym, wraz z całym terytorium Izraela).
Na campusach pojawiają się demonstranci z hasłami: „Zionists don’t deserve to live” („Syjoniści nie zasługują, by żyć”), a przed budynkiem George Washington University w stolicy USA sfotografowano osobnika z flagą palestyńską, na której domalowano małą flagę izraelską – i napis: „Final Solution” („Ostateczne rozwiązanie” – nazistowska nazwa programu Zagłady Żydów). Żydowsko-amerykańscy studenci na nowojorskim Uniwersytecie Columbia alarmują, że ich propalestyńscy koledzy blokują im wstęp na zajęcia, wyzywają i skandują: „Wracajcie do Polski!”.
Jan Hartman: Antysemityzm na propalestyńskim proteście w Warszawie. Władze zareagowały
Czy to antysemityzm?
Organizacje żydowskie w USA, z ADL (Ligą Przeciw Zniesławieniom) na czele, ogłosiły oświadczenia określające demonstracje jako antysemickie. Z tym samym oskarżeniem wystąpił rząd Izraela, wzywając amerykańską administrację do stłumienia protestów. Rzecznicy propalestyńskiego ruchu twierdzą, że demonstranci korzystają z konstytucyjnego prawa do wolności wypowiedzi, i odżegnują się od antysemityzmu. Krytykowanie Izraela – mówią – to nie antysemityzm. Podkreślają przy tym, że potępiają najbardziej ultraprawicowy w historii rząd Izraela, prowadzący od dawna politykę twardej ręki w konflikcie izraelsko-palestyńskim.
Ich krytycy zwracają uwagę, że antyizraelscy studenci werbalnie, a niekiedy też fizycznie atakują studentów żydowskich, którzy nie czują się już bezpieczni. Prawo wynikające z pierwszej poprawki do amerykańskiej konstytucji ma swe granice – argumentują, a nawet porównują protesty do antysemickiej kampanii na niemieckich uczelniach Trzeciej Rzeszy w latach 30., które poprzedziły Noc Kryształową i Holokaust.
Ruch protestu na uczelniach stał się tematem angażującym oba zwaśnione obozy polityczne w USA. Zapytany, czy uważa go za antysemicki, prezydent Biden odpowiedział, że jest przeciwny wszelkiemu antysemityzmowi, zawsze go zwalczał, ale dodał, że należy też pamiętać, „co dzieje się z Palestyńczykami”. Zagadnięci o to samo demokratyczni politycy w Kongresie mówią na ogół, że „potępiają antysemityzm – ale i islamofobię”. W połowie kwietnia na okupowany przez demonstrantów Uniwersytet Columbia przybył republikański przewodniczący (speaker) Izby Reprezentantów Mike Johnson w asyście kilkorga innych członków Kongresu z GOP. Kiedy przemawiał na campusie, potępiając antysemickie tony protestu, studenci zagłuszali go głośnym buczeniem i skandowaniem „Johnson sucks” (w wolnym tłumaczeniu: „Johnson do d...y”).
Inicjatywa speakera miała najwyraźniej na celu pokazanie, że to republikanie są prawdziwymi obrońcami amerykańskich Żydów, a nie demokraci – na których głosuje z reguły ok. 70 proc. żydowskiej diaspory w USA. Na uniwersytetach Ivy League studenci żydowskiego pochodzenia stanowią od 15 do 25 proc. studenckiej populacji. Sami są jednak bardzo zróżnicowani światopoglądowo – obok bardzo proizraelskich studentów ortodoksyjnych, są i tacy, którzy solidaryzują się z propalestyńskimi demonstrantami. Podobnie jak np. niezależny senator Bernie Sanders, były kandydat Partii Demokratycznej do nominacji prezydenckiej żydowskiego pochodzenia.
„The Guardian”: Jeśli istnieje dziś piekło na ziemi, nazywa się Gaza. Szpitale pod bombami, Izrael zaprzecza
Policja na campusach
Władze Columbii i innych uczelni próbowały rozładowywać napięcie półśrodkami, odwołując choćby planowane na ceremoniach zakończenia roku akademickiego wystąpienia studentów o bardziej radykalnych poglądach. Z czasem jednak, kiedy sytuacja na campusach się zaostrzała, wezwały na pomoc policję. Do niedzieli 28 kwietnia wkroczyła ona na teren blisko 20 uniwersytetów, m.in. Columbii, NYU (Uniwersytet Nowojorski), Yale, Princeton, University of Texas w Austin i Uniwersytetu Południowej Kalifornii. Na niektórych doszło do starć, policjanci używali paralizatorów, gazu łzawiącego i dokonali ponad 700 aresztowań. Większość zatrzymanych potem zwolniono.
Na niektórych uczelniach, np. w Uniwersytecie w Los Angeles, sformowały się grupy studentów żydowskich urządzające kontrdemonstracje z flagami z gwiazdą Dawida. Napięcie podsycają wezwania prawicowych polityków z GOP, by do stłumienia antyizraelskich protestów użyć wojsko Gwardii Narodowej.
Propalestyński ruch na uczelniach i na ulicach, popierany lub wręcz organizowany przez lewicowe odłamy Partii Demokratycznej, stwarza ogromny problem dla ubiegającego się o reelekcję w tegorocznych wyborach Joe Bidena. Porównuje się go do masowych protestów młodzieży amerykańskiej przeciw wojnie w Wietnamie, które podobnie jak obecne demonstracje antyizraelskie podzieliły Partię Demokratyczną. W 1968 r. skłoniły one urzędującego wtedy prezydenta L.B. Johnsona do rezygnacji z walki o ponowny wybór i przyczyniły się do zwycięstwa republikańskiego kandydata Richarda Nixona.
56 lat temu podczas przedwyborczej konwencji demokratów w Chicago doszło do masowych demonstracji i starć protestujących z policją. Dziś, w 2024 r., działacze antyizraelskiego ruchu zapowiadają podobne widowisko na przedwyborczej konwencji tej partii.
Odbędzie się ona także w Chicago. Historia ma czasem zwyczaj się powtarzać. Nie trzeba dodawać, w czyim interesie leży podział wśród demokratów, osłabianie pozycji Bidena przed wyborami i kolejna zadyma na zjeździe partii. Szturmówki i transparenty na propalestyńskich masówkach wykonane są w uderzająco fachowy sposób. Organizacja tych protestów musi sporo kosztować. Kto je sponsoruje, kto dodatkowo wspiera finansowo?
Czytaj także: Izrael w trybie półwojennym. Jego zemsta ma być długa i krwawa. „Jeśli teraz skończymy, to przegramy”