Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

78. dzień wojny. Tak cichy ukraiński bohater pomaga ogrywać Rosjan

Dym w okolicy stacji kolejowej w przyfrontowej miejscowości Łyman, 28 kwietnia 2022 r. Dym w okolicy stacji kolejowej w przyfrontowej miejscowości Łyman, 28 kwietnia 2022 r. Jorge Silva / Reuters / Forum
Trwa wojna na wyniszczenie. Teraz wszystko zależy od przerzutu uzbrojenia dostarczanego przez NATO do rejonu walk w Donbasie. Ważną rolę odgrywa kolej. Spójrzmy, jak ten system działa w Ukrainie.

Bardzo cieszy, że ofensywa w Donbasie utknęła na dobre. Według doniesień na południe od Iziumu Rosjanie zaczęli się okopywać i przygotowywać do obrony. Czyżby stracili wiarę w możliwości swej niezwyciężonej armii?

Za to pod Charkowem, na razie według niepotwierdzonych informacji, ukraińskie wojska doszły do samej granicy z Rosją, nacierając wzdłuż Dońca. Byłby to niewątpliwy sukces, może w końcu uda się wyrzucić z kraju całą wrogą 6. armię?

Teraz wszystko zależy od płynnych dostaw uzbrojenia i wszelkiego zaopatrzenia, niebagatelną rolę odgrywają więc ukraińskie koleje. Zadziwiające, że wciąż mogą być tak przydatne na wojnie.

Paweł Reszka: Czy w tej wojnie naprawdę chodzi o Donbas?

Jak PKP w latach 90.

Ukraińskie koleje przypominają nieco PKP z lat 90. Mimo że kraj jest prawie dwukrotnie większy od naszego (603,6 km kw. wobec 312 km kw.), długość tras w Ukrainie jest niewiele większa – 21 640 km do 18 893 km (oraz 567 km linii szerokotorowych, 1524 mm). Zelektryfikowanych linii u nas jest 12 101 km (64 proc. linii normalnotorowych, 1435 mm), u sąsiada nieco mniej – 9878 km (46 proc.).

Co ciekawe, taboru kolejowego w Polsce jest więcej, wagonów towarowych mamy przykładowo 91 tys. (w tym aż 59 tys. węglarek, ponad 13 tys. platform i blisko 8 tys. cystern), a Ukraina ma ich tylko 65,5 tys. Lokomotyw jest u nas 2569 elektrycznych i 2030 spalinowych (w tym sporo manewrowych, nienadających się do prowadzenia pociągów, służących tylko do pracy na stacjach i obsługi bocznic), razem 4599, a Ukraina ma 1469 lokomotyw elektrycznych i 429 spalinowych liniowych (nie licząc manewrowych). Lepiej jest tylko w obszarze jednostek pasażerskich – w Polsce są 1442, w Ukrainie 1702. Wagonów pasażerskich mamy nieco ponad 2 tys., Ukraina ponad 5 tys. Wynika to z faktu, że przewozy ludzi u naszych sąsiadów są prowadzone na większe odległości, choć kraj wozi w ten sposób ok. 155 mln ludzi rocznie, a Polska 336 mln.

Wyraźnie te większe dystanse widać w przewozach towarowych – w Polsce praca przewozowa kolei to 56 mln tonokilometrów, a w Ukrainie 186 mln. Przed wojną transportowano w ten sposób przede wszystkim minerały: węgiel do elektrowni, koksowni i na eksport, rudę żelaza do hut i na sprzedaż itd., a także płody rolne do portów i przetwórni spożywczych. Towary importowane z zagranicy (Polska, Słowacja) rozwożono po kraju, skąd trafiały do lokalnych hurtowni.

Czytaj też: Rosjanie się wgryzają i szpiegują, Ukraińcy popełniają błędy

Jadą pociągi z amunicją

Przewozy związane z typową gospodarką państwa ostatnio znacznie spadły, i trudno się dziwić. Ważne są natomiast dwie sprawy związane z prowadzeniem wojny.

Po pierwsze, wojska potrzebują zaopatrzenia, głównie paliwa i amunicji, ale też części zamiennych, środków medycznych, żywności itd. Skąd wziąć paliwo? Z rafinerii znajdujących się w Krzemieńczuku nad Dnieprem, Lisiczańsku koło Siewierodoniecka (ciągle pod rosyjskim ostrzałem), Łebedyń pod Sumami (na terenie okupowanym przez Rosjan i nie wiadomo, czy prowadzi produkcję), Odessie, Drohobyczu pod Lwowem i Nadwirnej pod Iwano-Frankiwskiem. Dwie ostatnie są nieduże, korzystają głównie z ropy wydobywanej na miejscu, do reszty jest importowana. Do niedawna głównie z Rosji. A na to, jak wiadomo, nie ma teraz co liczyć... Podobnie jak na produkcję smarów w największym dotąd zakładzie AZMOL British Petrochemicals z Berdiańska. Ukraina musi więc dostawać z Zachodu albo ropę, albo gotowe paliwa.

A co z amunicją? Też jest różnie. Głównym producentem amunicji kierowanej jest firma DAHK „Artem” z Kijowa (kilka zakładów, głównie w okolicy), prócz tego m.in. Tasko z Niżina pod Czernihowem i Fort z Winnicy. Część zapasów trzeba sprowadzać z zagranicy, bo np. największy zakład produkujący amunicję strzelecką został w Ługańsku.

Amunicję wozi się zatem z Kijowa i okolic albo z przejść granicznych. Do transportu można wykorzystać linię ze stolicy do Połtawy, która dalej się rozwidla – wiedzie do Charkowa lub przez Krasnohrad do dużego węzła: Łozowa. Tutaj musi nastąpić przeładunek na transport drogowy, bo jest stąd tylko ok. 50 km do rejonu walk pod Iziumem, w rejon Słowiańska czy Kramatorska. Z Łozowej, gdzie kończy się sieć na 25 tys. woltów, pociąg może pociągnąć spalinówka do Pokrowska, a potem zaopatrzenie trafia ciężarówkami do rejonu walk pod Donieckiem czy Popasną. Łatwiej jednak poprowadzić pociąg linią zelektryfikowaną po zachodniej stronie Dniepru do miejscowości Kamiańskie, a potem przez Nowomoskowsk i Pawłohrad.

Rzecz w tym, że w Piatichatkach trzeba zmienić lokomotywę – do tego momentu z Kijowa prowadzi linia zasilana na 25 tys. V prądu przemiennego (50 Hz), a dalej linia prądu stałego na 3 tys. V. Lokomotyw dwusystemowych Ukraina ma bardzo mało, w dodatku są dość przestarzałe i awaryjne. Dwa napięcia w sieci na różnych liniach to niestety problem.

.Karolina Żelazińska/Polityka.

Czytaj też: Rosyjska niemoc. Trumny na kołach i nieszyfrowane rozmowy

Po co bombardować Mariupol?

Po drugie, niezwykle ważny jest transport uzbrojenia. Z Polski do Ukrainy prowadzą trzy linie kolejowe – przez Dorohusk, Hrubieszów i Przemyśl. Pierwszymi dwiema można jechać do Kowla, trzecią do Lwowa. Stąd do Kijowa da się dojechać kilkoma liniami, można też jechać na Dniepr przez Krzywy Róg lub ominąć go od północy i skierować się na Krzemieńczuk.

Gdy przyjrzymy się tym liniom, jedno od razu rzuci się w oczy. Co prawda sieć kolejowa nie jest tak gęsta jak w Polsce, ale niełatwo ją zablokować. Nie ma takiej stacji węzłowej, której przecięcie spowodowałoby paraliż. Z Polski do Charkowa, Łozowej albo Zaporoża, czyli do okolic największych walk, można dotrzeć na wiele sposobów, przez różne linie i stacje węzłowe.

W zasadzie najwrażliwszy jest Dniepr. Na rzece nie ma wielu mostów kolejowych. W Kijowie są dwa, następny jest dopiero w Czerkasach, potem w Krzemieńczuku wiedzie most i druga linia przez zaporę wodną. Dwa kolejne mosty kolejowe są w miejscowości Dniepr, wcześniej w Kamiańsku linia kolejowa idzie po innej zaporze. Ostatni most kolejowy jest w Zaporożu. To razem siedem – i dwie zapory wodne. Gdyby Rosjanie pomyśleli, wszystkie te przeprawy przez Dniepr byłyby dawno zniszczone. Najtrudniej poszłoby z zaporami, ale zamiast wywoływać trzęsienie ziemi w Mariupolu, waląc serie z bombowców Tu-22M, mogliby spróbować zrobić to z większym dla siebie pożytkiem na Dnieprze. A pociski Kalibr, które czasem bezmyślnie uderzają w domy towarowe, mogłyby się przydać akurat tu.

No cóż, myślenie i planowanie to nie są najmocniejsze strony orków. Dowodem ataki rakietami Iskander czy Kalibr na różne odcinki linii kolejowej, choćby pod Lwowem, albo na podstacje zasilające trakcję elektryczną. Poatakowali, poniszczyli, a okazało się, że Ukraińcy mają spalinówki i żadnego prądu w sieci nie potrzebują. Podstacje naprawiono i tyle z tego.

Jeśli chcemy sparaliżować transport kolejowy, generalnie atakujemy mosty. To żelazna zasada: najtrudniej je odbudować, trwa to bardzo długo, a przefrunąć rzeki nie potrafi żaden pociąg, zwłaszcza towarowy.

Czytaj też: Żelazem i mięsem. Chaos i okrucieństwo rosyjskiej armii

Kolejarze w mundurach

Ukraińskie koleje są doskonale zarządzane. Zatrudniają ok. 300 tys. osób i jest to zarazem organizacja paramilitarna. Kolejarze noszą mundury i mają nawet stopnie: riadowyj (szeregowy), młodszy naczalnik, srednij naczalnik (I, II, III i IV rangi), starszyj naczalnik (I, II i III rangi), wyższyj naczalnik (I, II i III rangi), zastępca dyrektora, pierwszy zastępca dyrektora i dyrektor. Razem 15 stopni, każdy ma na pagonach co innego.

Gdy wybucha wojna, koleje stają się pełnoprawną częścią systemu obronnego. Tutaj jest to tym bardziej ułatwione, że koleje to jednorodna organizacja, jak PKP za PRL, gdy kolejarze nosili mundury i mieli czapki z orzełkiem. Prywatni przewoźnicy w Ukrainie praktycznie nie istnieją, nie licząc kolei zakładowych, obsługujących przewozy przedsiębiorstw. Koleje podzielone są na pięć dyrekcji (Lwów, Kijów, Odessa, Charków, Dnipro), szósta była kiedyś w obwodach donieckim i ługańskim, siódma na Krymie.

Państwowe są też firmy remontujące i naprawiające tory i trakcje, dlatego łatwo je zmobilizować. Dzięki temu uszkodzenia są szybko niwelowane, czasem nawet pod rosyjskim ostrzałem. Sterowanie ruchem też trudno sparaliżować, bo w sporej części opiera się to na elektromechanicznych pulpitach, ręcznych wajchach do przestawiania rozjazdów i korbach do uruchamiania sygnalizacji świetlnej. Pewnie zrozumieją to tylko kolejarze, ale trzeba uważać, by „nie utopić blokady” przez nieumiejętną obsługę. I choć trzeba do tego wszystkiego wielu ludzi, to korby, wajchy i elektromechaniczne pulpity mają jedną zaletę – nie unieruchomi ich żaden haker, choćby pękł.

Dlatego ważna uwaga dla naszych kolei – przechodząc na skomputeryzowaną automatykę sterowania ruchem, może warto było zachować jakiś hakeroodporny back-up na niektórych liniach… Skomputeryzowana jest jedynie działalność dyspozytorska. Aby zapewnić płynność ruchu, tworzenie (uaktualnianie) rozkładów jazdy, monitorowanie ich dotrzymania oraz ustawianie kolejności przemieszczania się na wypadek zatoru, stosuje się mobilne stanowiska dyspozytorskie. Urządzono je w specjalnych wagonach, korzystających z szyfrowanych połączeń internetowych przez sieci satelitarne (starlinki). Działa główne i zapasowe stanowisko centralne i stanowiska dyspozytorskie dla pięciu dyrekcji. Ciągle zmieniają położenie, są niezwykle żywotne, jeszcze nie udało się zniszczyć żadnego z nich, a zapewniają pełną płynność ruchu.

Czytaj też: Jacyś mało mobilni ci Rosjanie. I jeżdżą na złomie

Cichy bohater tej wojny

Wojska kolejowe są przydatne. W Ukrainie takich nie ma, bo samo przedsiębiorstwo Ukrzaliznycia jest niczym jednostka wojskowa. W firmie pracuje o połowę więcej osób niż w ukraińskim wojsku (bez Gwardii Narodowej, ale licząc WOT). W Polsce sprawa tak prosta nie jest. W czasach słusznie minionych istniało Zgrupowanie Wojsk Kolejowych z dowództwem w Modlinie. Miało aż dziewięć pułków kolejowych, w tym trzy specjalizujące się w szybkiej budowie mostów (w Modlinie, Płocku i Grudziądzu, nie bez kozery wszystkie przy Wiśle). Pozostałe jednostki, z Modlina (inny pułk), Inowrocławia, Niska, Tarnowskich Gór i Przemyśla (aż dwa pułki), specjalizowały się w odbudowie linii, remontach i utrzymaniu ruchu. Ocalał tylko 2. Inowrocławski Pułk Inżynieryjny im. gen. Jakuba Jasińskiego z Inowrocławia, który specjalizuje się m.in. w budowie mostów kolejowych, odbudowie linii kolejowych, ale też dróg dla pojazdów kołowych.

Nie mówię, że trzeba odtwarzać wojska kolejowe, ale warto pomyśleć o jakimś systemie mobilizacyjnym dla wszelkich kolejowych przedsiębiorstw remontowo-drogowych i trakcyjnych. Większość z nich tymczasem to różne firmy prywatne, niektóre z kapitałem zagranicznym – w wypadku wojny mogłyby wyprowadzić cenny sprzęt i zwinąć się z kraju. Poza tym w warunkach pokoju remonty linii kolejowych ciągną się w Polsce latami. To co by było w czasie wojny?

Nie, moi drodzy, linii kolejowych w czasie wojny nie można remontować w tempie pół metra dziennie. To musi być robota wykonana błyskawicznie.

Popatrzmy na Ukrainę. Gdyby nie koleje, system zaopatrzenia, dowozu uzbrojenia z Zachodu i sprzętu do napraw do zakładów tyłowych całkiem by się załamał, a stada orków zalałyby kraj, by zaprowadzić wszędzie „ruski mir”, od którego cierpnie skóra. Kolej to niedoceniany bohater tej wojny.

Czytaj też: Dzieci jako żywe tarcze na Ukrainie. Horror i wstyd

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną