Pandemia, rosnące ceny energii, wojna w Ukrainie, a do tego dezinformacja. W Niemczech, po odświeżających początkach nowej koalicji socjaldemokratów z zielonymi i liberałami, panuje znużenie i zwątpienie. Od początku roku dochodzi do kolejnych strajków i demonstracji, a korzysta na tym radykalna prawica. Młodzież angażuje się politycznie i chce zmian, ale coraz częściej czuje się pozostawiona sama sobie.
Niemcy: rok społecznych spięć
Niemiecka scena polityczna należy do stabilniejszych w Europie. W powojennej historii żadna radykalna partia nie zdobyła władzy (przynajmniej w Niemczech Zachodnich). Kompromisy i współpraca rywali potrafi się zmaterializować w formie trwałych koalicji, jak pokazują przykłady rządów chrześcijańskich demokratów z socjaldemokratami czy zielonymi. Także debata publiczna w porównaniu z polską czy amerykańską wydaje się bardziej wyważona, a ataki personalne czy hejt są raczej objawem niskiej kultury osobistej niż skuteczną strategią.
Niemcy ostatnio są jednak w stanie wzmożonego napięcia. Od wybuchu pandemii mnożą się ruchy antysystemowe (tzw. querdenker), które na początku kwestionowały zasadność szczepień i istnienie covid-19, a teraz protestują przeciw digitalizacji jako zamachowi na prywatność i wolność obywatelską. Te amorficzne inicjatywy karmią się wszystkim, co kontrowersyjne lub kreuje kryzys, oferując eklektyczną paletę poglądów. Wabią zarówno ekstremę, jak i sfrustrowanych obywateli, nieznajdujących oparcia w polityce głównego nurtu.