Pandemia, rosnące ceny energii, wojna w Ukrainie, a do tego dezinformacja. W Niemczech, po odświeżających początkach nowej koalicji socjaldemokratów z zielonymi i liberałami, panuje znużenie i zwątpienie. Od początku roku dochodzi do kolejnych strajków i demonstracji, a korzysta na tym radykalna prawica. Młodzież angażuje się politycznie i chce zmian, ale coraz częściej czuje się pozostawiona sama sobie.
Niemcy: rok społecznych spięć
Niemiecka scena polityczna należy do stabilniejszych w Europie. W powojennej historii żadna radykalna partia nie zdobyła władzy (przynajmniej w Niemczech Zachodnich). Kompromisy i współpraca rywali potrafi się zmaterializować w formie trwałych koalicji, jak pokazują przykłady rządów chrześcijańskich demokratów z socjaldemokratami czy zielonymi. Także debata publiczna w porównaniu z polską czy amerykańską wydaje się bardziej wyważona, a ataki personalne czy hejt są raczej objawem niskiej kultury osobistej niż skuteczną strategią.
Niemcy ostatnio są jednak w stanie wzmożonego napięcia. Od wybuchu pandemii mnożą się ruchy antysystemowe (tzw. querdenker), które na początku kwestionowały zasadność szczepień i istnienie covid-19, a teraz protestują przeciw digitalizacji jako zamachowi na prywatność i wolność obywatelską. Te amorficzne inicjatywy karmią się wszystkim, co kontrowersyjne lub kreuje kryzys, oferując eklektyczną paletę poglądów. Wabią zarówno ekstremę, jak i sfrustrowanych obywateli, nieznajdujących oparcia w polityce głównego nurtu.
A jest ich coraz więcej. Inflacja i wzrost cen energii spowodowały, że wielu obywatelom coraz trudniej związać koniec z końcem mimo pozostawania w zatrudnieniu. 2023 r. obfituje w protesty. W pierwszym kwartale skumulowały się strajki ostrzegawcze: związek zawodowy sektora usług Verdi domagał się 10,5 proc. czy co najmniej 500 euro wyższego wynagrodzenia, związek pracowników kolei EVG żądał wzrostu płac o 12 proc., co najmniej 650 euro. Negocjacje trwają, ryzyko paraliżu kraju nie zostało zażegnane.
Masowe akcje protestacyjne organizują nie tylko uzwiązkowione branże. W marcu w wielu krajach związkowych trwał strajk lekarzy publicznej służby zdrowia. W połowie czerwca, wobec za niskich dochodów ze sprzedaży leków na receptę, protestowali także aptekarze. Kryzys wyraźnie daje się we znaki coraz liczniejszym grupom zawodowym.
Młodzieżowy bunt
Atmosfera zagęszcza się także wśród młodzieży, a jej preferencje polityczne odbiegają od średniej krajowej. Różnice widać choćby w wynikach wyborów z 2021 r. – najwięcej osób, które głosowały po raz pierwszy, poparło liberałów (23 proc.), w drugiej kolejności zielonych (22 proc.), potem socjaldemokrację (15 proc.), konserwatystom z CDU/CSU nie udało się przekonać młodzieży (10 proc.). Zjawisko rozbieżnych preferencji wyborczych młodych i reszty społeczeństwa jest jednak typowe, widoczne choćby i w Polsce, gdzie rozkład głosów dałby relatywnie lepszy wynik partiom ze skraju politycznej sceny (Lewicy i Konfederacji) niż rywalizującym o zwycięstwo PiS i Koalicji Obywatelskiej.
Generalnie duże partie w Niemczech – SPD czy CDU – raczej się kurczą, trudno im werbować nowy narybek. Zielonym udało się od 2016 r. podwoić liczbę członków. Być może to efekt ich kultury partyjnej – różnorodności, szans dla młodych na rozwój politycznej kariery czy tematów przewodnich atrakcyjnych dla młodzieży, jak ochrona klimatu czy kwestie związane z identyfikacją płciową. Co prawda młodzieżówki CDU i SPD są wciąż najliczniejsze, ale to Zieloni są średnio najmłodszą frakcją w Bundestagu, której w dodatku udało się wprowadzić najmłodszych posłów (dwójkę 23-latków).
W swojej masie niezrzeszona partyjnie niemiecka młodzież jest bardzo polityczna i nie boi się radykalnych działań. Z jednej strony wzbiera na popularności ruch klimatyczny, otrzymujący milionowe wsparcie od osób prywatnych i angażujący coraz więcej ludzi w realu. Poranne blokady ulic w dużych miastach przez osoby przyklejające się do różnych elementów infrastruktury (tzw. Klimakleber) i próby całkowitego paraliżu stolicy stały się codziennością. Fridays for Future, Extinction Rebellion, Letzte Generation to najpopularniejsze i najaktywniejsze organizacje, o luźnej strukturze i porywających hasłach.
Z drugiej strony we wschodnich Niemczech, szczególnie w Brandenburgii, wzbiera brunatna fala prawicowej ekstremy. Sprawa wyszła na jaw po opublikowaniu listu otwartego nauczycieli, którzy nie radzą sobie z problemem rasistowskich bluzgów i „hajlowania” na szkolnych korytarzach. Oczywiście nie należy zrównywać motywacji młodych ludzi – strachu przed klimatyczną katastrofą z ksenofobicznymi inklinacjami. Wyraźnie widać jednak, że młodzież nie jest apolityczna i na aktualnej scenie nie zawsze znajduje satysfakcjonujące odpowiedzi na trapiące ją pytania. Niektórzy angażują się zatem w oddolny aktywizm, inni stają się łatwą ofiarą radykałów.
Czytaj też: Niemieckie obywatelstwo w pięć lat? Spór wokół rewolucyjnej reformy
Wzmaga prawicowa fala
Atmosfera niepewności i znużenia znajduje odbicie w sondażach. Wszystkie partie rządzącej koalicji notują straty. Szczególnie na popularności tracą Zieloni – w związku z propozycjami dotyczącymi bardziej ekologicznych instalacji grzewczych czy licznymi protestami ruchu klimatycznego.
Politycy władzy nie cieszą się specjalną sympatią. W zasadzie tylko minister obrony Boris Pistorius (SPD) postrzegany jest pozytywnie. Kanclerz Olaf Scholz (SPD), ministra spraw zagranicznych Annalena Baerbock (Zieloni) czy minister finansów Christian Lindner (FDP) cieszą się mniejszą estymą. Najbardziej widoczny jest spadek poparcia dla wicekanclerza i ministra gospodarki Roberta Habecka (Zieloni). Największa partia opozycyjna, chrześcijańscy demokraci, nie zyskuje jednak na tych wizerunkowych niepowodzeniach rządzących.
Jedyną partią, której popularność rośnie, jest Alternatywa dla Niemiec (AfD) – od stycznia przybyło jej 10 pkt proc. poparcia. AfD jest już drugą siłą polityczną w kraju, z 19 proc., zaraz za CDU/CSU. Co ciekawe, równolegle lewica z Die Linke topnieje w oczach. Skrajnej prawicy skutecznie udało się przejąć zarówno jej narrację, jak i wyborców niezdecydowanych. Do jej tematów należą migracje, gender, zmiana klimatyczna, eurosceptycyzm. Niektóre wypowiedzi członków partii wskazują także na rewizjonizm i relatywizowanie historii współczesnej Niemiec.
We wszystkich wschodnich landach AfD wysunęła się na prowadzenie w sondażach, ma średnio poparcie ponad 30 proc. To partia, której przedstawiciele usprawiedliwiają atak Putina na Ukrainę, stosują rasistowską retorykę w społeczeństwie, w którym już 25 proc. obywateli ma częściowo lub całkowicie nieniemieckie pochodzenie. Mimo to w ubiegłą sobotę w powiecie Sonneberg w Turyngii kandydat AfD wygrał drugą turę wyborów na starostę. To historyczny moment, ale z bardzo złych powodów: zostało przełamane tabu.
Dotychczas wszędzie w Niemczech udawało się rządzić bez – a raczej mimo – AfD, budując wobec niej kordon sanitarny obojętności i dystansu. Chrześcijańscy demokraci uderzają jednak w podobne tony, szczególnie w kwestiach obyczajowych i polityki migracyjnej, licząc na głosy wyborców preferujących wyrazistsze poglądy. W efekcie debata publiczna przesunęła się bardziej na prawo, normalizując retorykę AfD. W niemieckim kontekście, z historycznych względów, wejście we współpracę z radykałami z prawa było dotychczas nie do pomyślenia. Jednak w wielu miejscach w Europie wzmaga prawicowa fala, a polityczne ambicje i ostra rywalizacja kuszą, by pójść na współpracę ze skrajną prawicą.
Czytaj też: Jak Turyngia zatrzęsła Niemcami
Zwątpienie w politykę, jaką znamy
Według opublikowanych w lutym badań think tanku Das Progressive Zentrum około połowa młodych osób czuje się samotna, bez kontaktu ze społeczeństwem. 61 proc. zgadza się, że polityka zaniedbuje perspektywę młodych, mimo że mają oni ukształtowane opinie na tematy polityczne. Tylko 57 proc. młodych uważa demokrację za najlepszą formę rządów. Badanie wykazało także związek pomiędzy poczuciem alienacji a podatnością na teorie spiskowe, przyzwoleniem na przemoc i postawami autorytarnymi.
Inny sondaż, przeprowadzony przez Fundację Eberta, wskazuje, że wśród ogółu obywateli, mimo kryzysów i wstrząsów ostatnich lat, większość pozostaje zwolennikami demokracji. Jednocześnie około połowa jest z demokracji niezadowolona, a satysfakcja (lub jej brak) skorelowana jest silnie z poziomem wykształcenia i zamożnością. Osoby najmniej wykształcone i najniżej uposażone są w większości z funkcjonowania demokracji w Niemczech niezadowolone.
Ponadto zdecydowanie więcej respondentów uważa, że stan niemieckiej demokracji raczej pogorszył się (50,5 proc.), niż polepszył (10,1 proc.). Dla 40 proc. nie ma znaczenia, kto rządzi, panuje też umiarkowane zaufanie do Bundestagu czy rządu federalnego. W tych okolicznościach idea demokracji bezpośredniej – wzięcia spraw we własne ręce – zyskuje coraz więcej zwolenników w porównaniu z rządami technokratycznymi czy przedstawicielskimi.
Ten statystyczny portret pokazuje pęknięcie, rozdźwięk między wciąż optymistyczną a już zawiedzioną częścią społeczeństwa. Wobec braku oczywistych winnych pogorszenie warunków życia i odczuwalna niepewność powodują frustrację samym systemem. Częściowo wyjaśnia to przyczyny erozji zaufania do partii głównego nurtu. Wprawdzie nie dla wszystkich, ale dla wielu pesymistów partia skrajna, populistyczna, o negatywnej retoryce stała się atrakcyjnym wyborem. Brakuje na niemieckiej scenie politycznej siły zarówno charyzmatycznej, mobilizującej, jak i oferującej pozytywny, inkluzywny przekaz.
AfD i populistyczne ruchy skutecznie zagospodarowały egzystencjalne zagrożenie i poczucie niemocy. Przed kilkoma laty 80 proc. badanych w sondażach deklarowało, że nigdy nie zagłosowałoby na AfD, dziś ta liczba spadła do 53,9 proc. Rosnąca popularność AfD jest namacalnym dowodem pogorszenia się jakości debaty publicznej oraz istnienia próżni dla wyborców znudzonych ofertą establishmentu. Wskazuje też na rosnące poczucie alienacji i rozpadu wspólnoty narodowej.
Czytaj też: Prawicowy ekstremizm coraz groźniejszy w Niemczech
Konsekwencje dla Europy
To szokujące, że w Niemczech – kraju tak obciążonym historycznie, w którym tak wiele energii i środków zainwestowano w Erinnerungskultur (kulturę pamięci) – skrajna, populistyczna partia jest tak popularna. Co więcej, popularność AfD zbliża się do punktu krytycznego. Wizja współrządzenia, przynajmniej na poziomie lokalnym lub regionalnym, może stać się kusząca dla konserwatystów z CDU/CSU. Kolejne wybory regionalne odbędą się w październiku tego roku w Bawarii i Hesji, a rok później w trzech wschodnioniemieckich landach. Wybory europejskie zaplanowano natomiast na 6–9 czerwca 2024 r.
Niedawne wydarzenia w Szwecji, Włoszech i Finlandii wskazują, że wzrost popularności prawicy, w tym skrajnej, nie jest incydentalny. Wszystkie oczy zwrócone są teraz na Hiszpanię, Słowację i Polskę, gdzie wybory parlamentarne odbędą się jeszcze w tym roku. Jednak największe kraje mają także proporcjonalnie duży wpływ na Parlament Europejski ze względu na wielkość swojej reprezentacji. Dlatego też niemiecka polityka na szczeblu krajowym ma poważne konsekwencje dla Unii Europejskiej.
Pesymistyczne prognozy wskazują, że połączone grupy prawicowe w Parlamencie Europejskim – Tożsamość i Demokracja oraz Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy (do nich należy PiS) – w kolejnej kadencji mogą przewyższyć liczebnie liberałów czy socjaldemokratów. Wpłynie to mocno nie tylko na pracę posłów, ale też proces budowania koalicji. Spośród 705 członków PE 96 miejsc przypada eurodeputowanym z Niemiec. Byłoby katastrofą, gdyby prawicowi radykałowie zyskali popularność w kraju o tak dużym znaczeniu dla zjednoczonej Europy. Czy ten trend się utrzyma? Aby temu zapobiec, Niemcy muszą pokazać, jak wzmocnić odporność na prawicowy populizm. Biorąc pod uwagę historyczną odpowiedzialność i zbliżające się wybory europejskie, żaden inny kraj nie jest do tego bardziej predestynowany.
Czytaj też: Lex Tusk. Europa żąda wyjaśnień. „To prawo na wzór putinowski”