Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Izraelski reżyser Matan Yair dla „Polityki”: Ta wojna jest gejmczendżerem

Izraelscy żołnierze w miejscowości Ofakim, 8 października 2023 r. Izraelscy żołnierze w miejscowości Ofakim, 8 października 2023 r. Zhang Tianlang / Xinhua News Agency / Forum
To, co rozgrywa się teraz w Izraelu, na pewno przejdzie do historii. Cały się trzęsę w środku. Miałem świadomość, że są wokół nas siły, które chcą nas zniszczyć, ale bardzo chciałem wierzyć, że to nieprawda – mówi izraelski reżyser Matan Yair.
Matan Yair (ur. 1977 r.) – izraelski reżyser, scenarzysta, pisarzWFF Matan Yair (ur. 1977 r.) – izraelski reżyser, scenarzysta, pisarz

AGNIESZKA ZAGNER: Jesteśmy w Warszawie, przyjechał pan tutaj ze swoim najnowszym filmem, a w Izraelu sceny grozy, znowu wojna. Czego jesteśmy świadkami?
MATAN YAIR: To, co w ostatnich dniach rozgrywa się w Izraelu, na pewno przejdzie do historii. Mamy skojarzenia z wojną Jom Kippur, która też nas przyłapała, gdy nie byliśmy gotowi. To uderza w delikatny nerw każdego Izraelczyka, w poczucie, że mimo wszystko jesteśmy bezpieczni. Okazało się, że ludzie, którzy rządzą i powinni mieć wszystko pod kontrolą, niczego nie mają pod kontrolą. Może nic w tym nadzwyczajnego – pamiętamy Pearl Harbour, 11 września, właśnie Jom Kippur. Na nasz niewielki kraj, który da się przejechać wzdłuż w sześć godzin i wszerz w 25 minut, znów spada nieszczęście – setki zabitych z zimną krwią w pobliżu Strefy Gazy.

Wiele osób zadaje sobie podobne pytanie: jak mogło do tego dojść w kraju z jedną z najlepszych armii na świecie, superjednostkami sił specjalnych, w tym słynną jednostką wywiadowczą 8200, zaawansowanym technologicznie ogrodzeniem. Izrael wydał na obronę dziesiątki miliardów szekli. „Haaretz” z przekąsem zauważa, że odpowiedź na atak Hamasu to nie „Żelazne Miecze”, ale operacja „Opuszczone Spodnie”.
Wszyscy zadajemy sobie te pytania, ale dziś wszyscy jesteśmy patriotami. Tym bardziej za granicą nie mogę sobie pozwolić na krytykę rządu, który stanął w obliczu wojny. Myślę, że mamy do czynienia z czymś większym niż akcja Hamasu, który miał potężniejszych mocodawców, pewnie Iran. Atak był doskonale przygotowany na wielu poziomach. Nie znam szczegółów, nie wiem, co dokładnie wydarzyło się po naszej stronie, co zawiodło.

A co pan czuje?
Cały się trzęsę w środku. Miałem świadomość, że są wokół nas siły, które chcą nas zniszczyć, ale bardzo chciałem wierzyć, że to nieprawda, mimo że w Gazie jest mnóstwo nierozwiązanych problemów, a ludzie nie mają przyszłości. Ale przecież Iran próbuje zbudować bombę atomową nie po to, żeby ją mieć, ale żeby jej użyć. Cel wydaje się oczywisty. To, co wydarzyło się teraz, przypomina mi metody Państwa Islamskiego. Na coś takiego trzeba odpowiedzieć stanowczo. To jest wojna, mamy przewagę, to nie czas, żeby dzielić włos na czworo. Oczekuję, że nasi przywódcy wykażą się rozwagą i mądrością, mając lepszy obraz sytuacji niż ja. Hamas, zachłyśnięty sukcesem, popełnił katastrofalny błąd – masakrami i porwaniami odsłonił swoje prawdziwe oblicze, podobne do Państwa Islamskiego, które ścinało ludziom głowy przed kamerami. Obrazy z Izraela niewiele się od tego różnią.

Świat pozwoli teraz Izraelowi na więcej niż w poprzednich wojnach, kiedy zarzucano mu używanie nieproporcjonalnej siły w Strefie Gazy? Sytuacja w enklawie się pogarsza, tysiące ludzi jest pozbawionych dachu nad głową, Izrael zablokował dostawy prądu, paliw i żywności.
Zdecydowany odwet przyniesie tylko większą katastrofę, z drugiej strony nie możemy przecież siedzieć z założonymi rękami. Ludzie w Gazie może zrozumieją, że nieszczęście sprowadził im na głowy Hamas i płacą za jego decyzje.

Czytaj też: Trzecia intifada? Frustracja i broń to niebezpieczna mieszanka

Izrael. Od wojny do wojny

Jest pan synem weterana wojny Jom Kippur, to wpłynęło na pana i pańską twórczość. Wątek ojca, także w najnowszym filmie „Własny pokój”, jest bardzo obecny. Trauma wojenna odbija się na całej rodzinie. Jak było z panem?
Ojciec pochodzi z rodziny od pokoleń mieszkającej w Jerozolimie, w czasie wojny Jom Kippur trochę przypadkiem został rzucony na południowy front, na Synaj, gdzie toczyły się walki z Egiptem. W zasadzie jest ostatnią osobą, która powinna wojować – wrażliwiec, dusza filozofa. Po wojnie jeszcze przez kilka miesięcy stacjonował na Synaju. Mama twierdzi, że do domu wrócił jako inny człowiek, kompletnie nie mógł się pozbierać, utrzymać żadnej pracy, zaczął pić, nie mógł wspierać rodziny. Szczyt nastąpił w czasie pierwszej intifady. Mój starszy brat miał zostać powołany do wojska. Nasza rodzina się rozpadła, ojciec dostał maleńkie mieszkanie na północnych przedmieściach Tel Awiwu i klepał biedę, bez telefonu, samochodu, komputera czy karty kredytowej.

Urodził się pan cztery lata po Jom Kippur, ale przez całe życie wojna w tej czy innej postaci co chwila toczyła się gdzieś za oknem. Nie wyobrażam sobie, żeby to nie miało żadnego wpływu na człowieka.
Odkąd pamiętam, coś zawsze się działo, nie tylko za oknem. Kiedy wybuchła pierwsza intifada, dochodziło do napadów z nożami i podrzynania gardeł, w szkole mieliśmy ćwiczenia z samoobrony, my, 11–12-letnie dzieci. To była nasza normalność. Stale towarzyszył nam lęk, wystarczyło usłyszeć, że ktoś mówi po arabsku. Kilka lat później wybuchła wojna w Iraku. Widzieliśmy wielkiego gościa, który straszy, że zniszczy Izrael i nas zagazuje. To rozbudziło inne strachy i skojarzenia, tym razem związane z Holokaustem. Siedzisz więc z rodziną w tej masce gazowej na twarzy i modlisz się w duchu, żeby nie zginąć. Później przyszła era podkładanych bomb i zamachowców samobójców. Jedziesz autobusem i myślisz: ten facet wygląda podejrzanie, pewnie za chwilę się wysadzi. Co robić? Ostrzec ludzi? A może to tylko w mojej głowie? I tak dorastasz, widząc, że jak nie Nasrallah, Husajn, Chomeini, to Hamas czy jeszcze ktoś inny grozi ci zniszczeniem.

Czytaj też: Dlaczego nie da się rozwiązać konfliktu izraelsko-palestyńskiego?

Wszędzie dookoła żołnierze

I wiesz, że musisz iść do wojska, może na jakąś wojnę z tym czy innym wrogiem. W filmie wzorowany na panu Uri nie czuje się gotowy, pyta, czy da sobie radę, czy przetrwa tę służbę.
To pytania, które sam sobie wtedy zadawałem. Tak jak bohater mojego filmu dzieliłem pokój z mamą, ojca nie było. To wszystko miało na mnie wpływ, gdzieś się ze sobą wiązało. Czułem się słaby psychicznie i fizycznie, a wojsko oznaczało, że muszę być mężczyzną. Tylko jak, skoro mieszkam z mamą w jednym pokoju? Czułem instynktownie, że nie dam rady. I nagle wydarzyło się coś nieoczekiwanego – zdiagnozowano u mnie czerniaka. Zwolnienie z obowiązku służby było jak los na loterii. Zgłosiłem się na ochotnika, ale to była służba w biurze w Tel Awiwie, w siedzibie wszystkich rodzajów sił zbrojnych, mnie przydzielono do marynarki. Praca „od do”, bez skoszarowania, broni, choć w mundurze, z zaświadczeniem, że nie mogę przebywać na słońcu i jestem zwolniony z patroli.

W Izraelu na każdym kroku widać żołnierzy, w pociągu, autobusie, na ulicy, nie mówiąc o bazach wojskowych. Służba jest czymś oczywistym. Pan stawia dość mocne pytania o to, czy naprawdę wszyscy 18-latkowie są gotowi spełnić ten obowiązek.
Dla wielu osób służba okazała się koszmarem. Żołnierzy, zwłaszcza trenowanych do walki w terenie, uczy są, żeby szli naprzeciw lecącym pociskom. To wymaga zamknięcia się w sobie, całkowitego podporządkowania. Ilu 18-latków jest na to gotowych?

W filmie młoda żołnierka pyta Uriego, czego nie byłby w stanie zrobić. To też z życia wzięte?
W sztabie marynarki byłem weryfikowany pod kątem lojalności, sprawdzano, czy nie zdradzę tajemnic wojskowych. Przesłuchiwała mnie piękna żołnierka, byłem zauroczony, czułem się jak na randce. Chciałem jak najwięcej jej o sobie powiedzieć, wkraść się w jej łaski. To też świadczy o niedojrzałości. Wiele osób w tym wieku jest na etapie dojrzewania, wykuwa się ich tożsamość. A Izrael nie może pozwolić sobie na dylematy, potrzebuje wojska, musi odpowiednio ludzi ukształtować, bo nigdy nie wiadomo, kiedy wróg uderzy. Młodzi, których rodzice w większości też służyli w wojsku, mają jakoś wdrukowane, że też muszą, zwłaszcza chłopcy chcą być silni jak ich ojcowie.

Z panem było inaczej, nie do końca marzył pan o tym, żeby zostać żołnierzem.
Chciałem być agentem Mosadu, co oznacza, że też trochę aktorem. Ale szybko się zorientowałem, że się nie nadaję – za dużo mówię. Zawsze chciałem służyć krajowi i jakoś się zasłużyć. A czasem chciałem być jak ten taksówkarz grany przez De Niro, który robi porządek.

Jak pan został reżyserem?
Chyba zawsze to we mnie siedziało. Kiedy miałem może 11 lat, w domu pojawił się magnetowid. Obsesyjnie oglądałem filmy, „Łowcę Jeleni”, wszystko z De Niro. Przy scenie z rosyjską ruletką miałem gęsią skórkę. Poszedłem nawet do liceum filmowego, ale odpadłem, nie czułem się dobrze. Po studiach zaczepiłem się w liceum; dyrektorką była matka mojego przyjaciela, który zginął w wypadku samochodowym. Przez ponad dziesięć lat uczyłem historii i literatury, popadając w coraz większą frustrację i depresję. Z czasem skończyłem studnia scenopisarskie i reżyserskie. Pracując w szkole, napisałem powieść o nauczycielu, który popełnia samobójstwo tuż przed egzaminami końcowymi. Ten wątek zawarłem w filmie „Droga Aszera”. W pewnym momencie po prostu dojrzałem do robienia filmów.

Te filmy są bardzo osobiste, ale też uniwersalne, problemy w nich ujęte dotyczą wielu młodych osób. Uri, głęboko poruszony Holokaustem, bardzo chce pojechać do Polski, podobnie jak tysiące innych uczniów, którzy robią to co roku. Ostatnio wybuchł spór z Izraelem na ten temat, jakoś zażegnany. Wycieczki mają wrócić. W filmie dość mocno brzmią instrukcje dla uczniów, by w miejscach publicznych nie mówili po hebrajsku, ale po angielsku, „nie wychylali” się. Pan też się „nie wychylał”?
W końcu na tę wycieczkę do Polski nie pojechałem, ominęło mnie to, byłem za bardzo odklejony od życia, nie skojarzyłem, że trzeba się zorganizować. Bardzo potem żałowałem, zwłaszcza gdy patrzyłem na kolegów przytulających moje koleżanki, pocieszających je po tym, co zobaczyli. Przywieźli stamtąd bluzy, przeżywali różne rzeczy wspólnie, a mnie aż skręcało, bo przecież wiedziałem o Holokauście znacznie więcej, jak szalony czytałem wszystko, co wpadło mi w ręce, oglądałem „Wybór Zofii” i inne filmy, moją sąsiadką była kobieta, jedno z bliźniąt, na których eksperymentował Mengele. Jako dorosły człowiek nigdy nie zdobyłem się na podróż do obozów zagłady w Polsce, nie muszę ich widzieć, żeby wiedzieć, że istniały. Temat Holokaustu jest cały czas obecny w Izraelu, nie ma dnia, żeby w gazecie czy telewizji nie znalazła się jakaś historia z tym związana, to część naszej tożsamości, ale i jeden z powodów, dlaczego młodzi muszą iść do wojska i bronić tego jedynego kraju, jaki mamy.

Czytaj też: Wieczny konflikt izraelsko-palestyński. Pora zmienić strategię

Nic już nie będzie takie samo

W Izraelu ma się poczucie, że cały czas trzeba być czujnym, bo kolejna wojna czyha za rogiem. To musi być nie do zniesienia.
To prawda, zwłaszcza że cena, jaką płaci się za pokój, wcale nie jest mniejsza. Anwar Sadat został zabity za podpisanie pokoju z Menachemem Beginem, później premier Icchak Rabin został zabity za próbę podjęcia rozmów z Palestyńczykami, skończyło się kolejną intifadą i wojnami z Libanem, co chwila wybucha starcie z Gazą. Teraz widać, że tego problemu nie da się dłużej odkładać, coś trzeba zrobić, bo to, co robiono dotychczas, nie działa. Może to czysta fantazja, ale trzeba być dorosłym i na jakimś etapie w końcu się dogadać.

Na razie trwa wojna, a nie rozmowy pokojowe. Co dalej? Jak wydarzenia ostatnich dni zmienią Izrael?
Izrael na pewno nie będzie już tym, czym był. Spodziewam się, że jeszcze bardziej się zmilitaryzujemy, w domach i na ulicach będzie jeszcze więcej broni. Ale tak jak po wojnie Jom Kippur udało się dogadać z Egiptem, tak teraz będziemy potrafili znaleźć rozwiązanie, żeby móc w pokoju żyć obok Palestyńczyków. To, co wydarzyło się w sobotę, jest gejmczendżerem, nie da się utrzymać tego, co było. Ale jak to ma wyglądać dokładnie? Pojęcia nie mam, ja tylko robię filmy.

***

Matan Yair (ur. 1977 r.) – izraelski reżyser, scenarzysta, pisarz. Studiował reżyserię i scenopisarstwo w Szkole Filmowej i Telewizyjnej im. Sama Spiegla i na uniwersytecie w Tel Awiwie. Dwie jego powieści opublikował „Yediot Aharonot”. Jego debiut fabularny „Scaffolding/Droga Aszera” zdobył wiele międzynarodowych nagród. W ramach Warszawskiego Festiwalu Filmowego pokazywany jest najnowszy „Własny pokój”, podobnie oparty na osobistych doświadczeniach reżysera.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Mamy wysyp dorosłych z diagnozami spektrum autyzmu. Co to mówi o nich i o świecie?

Przez ostatnich pięć lat diagnoz autyzmu w Polsce przybyło o 100 proc. Odczucie ulgi z czasem uruchamia się u niemal wszystkich, bo prawie u wszystkich diagnoza jest jak przełącznik z trybu chaosu na wyjaśnienie, porządek. A porządek w spektrum zazwyczaj się ceni.

Joanna Cieśla
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną