Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Migranci u bram Finlandii. Rosja testuje sąsiada, ale sama traci najwięcej

Migranci na przejściu granicznym w miejscowości Salla, 21 listopada 2023 r. Migranci na przejściu granicznym w miejscowości Salla, 21 listopada 2023 r. Jussi Nukari / Lehtikuva Oy / EAST NEWS
Rosja robi to samo, co od dwóch lat władze Białorusi robią w przypadku granic z Polską, Litwą i Łotwą. Moskwa uważa Zachód już jawnie za wroga. Ale dla wielu Rosjan odcięcie od Finlandii to poważny cios.

Finlandia ostrzega Rosję, że jest gotowa zamknąć wszystkie swoje przejścia graniczne. To odpowiedź na coraz większą liczbę tzw. nieregularnych migrantów, głównie młodych mężczyzn z Jemenu, Iraku i Syrii, innych państw Bliskiego Wschodu i Afryki. Często bez dokumentów, lekko ubranych i w kiepskiej kondycji, a starających się – piechotą, na hulajnogach i rowerach – dostać na fińskie terytorium. Same liczby nie są wielkie, to m.in. setki meldujących się na przejściach w listopadzie. Ale liczy się trend. Na początku roku na granicy takich osób nie było prawie w ogóle.

Jak na granicach w Polsce, Litwie i Łotwie

Szefowa MSZ sugeruje, że mogą być wśród nich żołnierze, w tym zbrodniarze wojenni, którzy próbują niezauważenie opuścić Rosję. W każdym razie, mówi Elina Valtonen, działanie wygląda na podręcznikową operację hybrydową, testowanie przez wielkiego sąsiada fińskiego systemu bezpieczeństwa, tempa reakcji i zdecydowania urzędującego od niedawna prawicowego rządu. Poza tym, jak uważa ministerka, to nie rosyjscy urzędnicy mają decydować, kto wjedzie do Finlandii. Ileś ostrzeżeń na wschód już popłynęło, wreszcie przyszedł czas na dobitnie wyrażone ultimatum.

Rosja robi to samo co od dwóch lat władze Białorusi w przypadku granic z Polską, Litwą i Łotwą. Sprowadza cudzoziemców, daje im rowery, podwozi do granicy. Finowie twierdzą, że opornych Rosjanie – jak Białorusini – przepychają przez granicę. Moskwa udaje, że nie wie, o co chodzi. Objaśnia, że byłoby nie do pomyślenia, gdyby grupy migrantów z tak dalekich stron kręciły się w pobliżu granicy. Tylko ktoś bardzo naiwny mógłby uwierzyć w te usprawiedliwienia.

Rosja, wzorem ZSRR i wszelkich państw autokratycznych, ma fioła na punkcie zabezpieczania granic, które chronią jednostki nie straży granicznej, ale oddziały FSB, głównej służby specjalnej kraju. Na terenach przygranicznych po jej stronie pojawiło się sporo cudzoziemców. Jest ich tylu, że gubernator obwodu murmańskiego lamentuje i domaga się, by lokalna administracja otrzymała federalne wsparcie.

Blisko dekadę temu Rosja ćwiczyła podobną taktykę: wysyłała ubiegających się o azyl do przejść w norweskiej i fińskiej Arktyce, cudzoziemcy też jechali na rowerach. Doszła jeszcze jedna okoliczność: dopiero co przerwany gazociąg do Estonii, stanowiący łącznik z europejskim systemem przesyłu gazu ziemnego.

Czytaj też: Bałtyk w NATO, czyli jak Zachód zamyka Putinowi okno

Dylemat Helsinek

W Finlandii nie ma wielu szlabanów do opuszczenia. 18 i 24 listopada zamknięto w sumie siedem przejść do Rosji. Zostało już tylko jedno, i to położone najdalej na północy, gdzie panują zimowe warunki. W pogrążonej w półmroku nocy polarnej lapońskiej Raja-Jooseppi leży 20 cm śniegu, temperatura odczuwalna sięga –20 st. C. W takich wymagających okolicznościach pozostawienie kogokolwiek na zewnątrz – np. wypchniętego przez Rosjan niedoszłego azylanta – szybko może doprowadzić do wychłodzenia i stanu zagrażającego zdrowiu, ale i życiu.

Taka perspektywa zmusza Finów do rozwiązania bardzo trudnych dylematów. W Raja-Jooseppi, leżącej ponad 1000 km na północ od Helsinek, jeszcze przyjmowane są wnioski, bo do zachowania co najmniej jednej lądowej trasy zobowiązują Finlandię przepisy prawa międzynarodowego. Już tylko to powstrzymuje premiera Petteriego Orpo przed zupełnym zamknięciem granicy.

Rosja ma Zachód za wroga

Rosja uważa Zachód już jawnie za wroga. Stara się go osłabiać, łamać jedność i zasiewać niepokój. Kiepską wiadomością było dla niej niedawne wejście Finlandii do NATO. Wzdłuż bardzo długiej granicy – i bardzo blisko niej – prowadzi bowiem na Półwysep Kolski jedyna porządna trasa drogowa, a tuż obok biegnie jedyny tor kolejowy i linia wysokiego napięcia.

A to na półwyspie znajduje się jedyny porządny rosyjski niezamarzający port pełnomorski, który ma bezpośrednie połączenie z oceanem. Z ogrzewanego Golfsztromem Murmańska, okolicznych baz marynarki i stoczni można od razu płynąć w świat, nie trzeba przebijać się przez cieśniny, jak w przypadku Morza Czarnego. A północno-zachodnie krańce Rosji są bastionem sił zbrojnych, jednym z największych składowisk głowic jądrowych. To dom m.in. Floty Północnej, odpowiedzialnej za ochronę rosyjskich interesów na Atlantyku; w kolskich fiordach chronią się okręty podwodne z napędem atomowym. W okolicy zbudowano lotniska, z których startują bombowce strategiczne. Owszem, ten arsenał może służyć do zastraszenia NATO, ale obrona zasobów zgromadzonych w regionie będzie dla Rosji kłopotliwa. Stąd mowa m.in. o przesmyku kolskim, łatwym do przerwania w razie ewentualnej akcji natowskich oddziałów.

Finlandia kończy z hamletyzowaniem

Marija Zacharowa, rzeczniczka rosyjskiego MSZ, wyraziła nadzieję, że w Helsinkach przeważy zdrowy rozsądek, a ich lekkomyślny krok nie przyczyni się do stworzenia nowej linii podziału w Europie. Już wcześniejsze decyzje o budowie granicznego płotu – to dalej Zacharowa – były absurdem, więc można spodziewać się pozbawionej sensu kontynuacji.

Finlandia widzi to inaczej. W tym roku weszła do NATO. Skończyła z dekadami strategicznego hamletyzowania: pozostawała neutralna, a jednocześnie szykowała się na wojnę obronną z Rosją. Z nieco ponadpięciomilionową populacją utrzymała obowiązkową służbę wojskową. Ma dobrze uzbrojoną, nowoczesną armię, zapasy amunicji, leków i żywności oraz przekonanie, że przeszkolone społeczeństwo stanie w razie czego na wysokości zadania i obroni się przed atakiem ze wschodu, jak to się udało w okresie II wojny światowej.

Finowie, patrząc na Polskę, Litwę i Łotwę, spodziewali się kłopotów granicznych. Już poprzedni rząd lewicowej premierki Sanny Marin zdecydował o stawianiu płotu. Co prawda na krótkich odcinkach i bardziej na próbę. Liczono, że trudne warunki dyktowane przez klimat, liczne rzeki, mokradła i bezludne lasy będą wystarczającą barierą zniechęcającą do forsowania zielonej granicy.

Putin ma sentyment

Władimir Putin wielokrotnie ubolewał, że drogi Rosji z Finlandią się rozmijają. Tak było po pierwszym ataku na Ukrainę w 2014 r., gdy Helsinki dołączyły do sankcji.

Putin ma do Finlandii pewien sentyment. Jako urzędnik petersburskiego ratusza i totumfacki mer miasta spędzał tam wakacje. Na światło dzienne wypłynęły zdjęcia, jak pełen młodzieńczej werwy gra m.in. w ping-ponga. Dla wielu Rosjan odcięcie od Finlandii to poważny cios, także natury praktycznej. A dla zamożnych mieszkańców Petersburga to nawet kwestia godnościowa, bo jeśli chcieli puścić trochę gotówki w cywilizowanym kraju, to do Helsinek było bardzo blisko. Rosjanie inwestowali także w nieruchomości, wykorzystując spółki rejestrowane w europejskich rajach podatkowych. Starali się o fińskie paszporty, osobliwie popularne wśród oligarchów, którzy zabezpieczali drogę ewakuacji z Rosji dla siebie, swoich bliskich i swojego majątku na wypadek, gdyby popadli w niełaskę reżimu Putina. Teraz wiele z tych możliwości drastycznie się skurczy.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Nauka

Cała Polska patrzy na zorzę. Co się wydarzyło na naszym niebie w miniony weekend?

„Ta noc przechodzi do historii astronomii!”, twierdzą znani obserwatorzy nieba. W plener ruszyły tysiące Polaków, uzbrojonych w aparaty na statywach i smartfony. Przegapiliście tę zorzę? Nie martwcie się, znów nadarzą się okazje.

Anna S. Kowalska
12.05.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną