Kim szykuje się na wojnę, Rosja spadła mu z nieba. Skutki dla świata byłyby niewyobrażalne
Światu przypomniał się Kim Dzong Un, przywódca Korei Północnej. Rzucił właśnie rozkaz, by przyspieszyć przygotowania do wojny. Mimo że ma już arsenał głowic jądrowych, międzykontynentalne pociski balistyczne, ponadmilionową armię, wielkie zapasy amunicji, czołgów i innego bojowego żelastwa, a ogromna część gospodarki i społeczeństwa jego feudalno-komunistycznego królestwa przystosowana jest do obsługi potrzeb wojskowych. Kim lubi prowokować, potrafi zabijać, praktycznie z nikim się nie liczy. Ma też potencjał, by zagrozić pokojowi światowemu, więc jego zapowiedzi należy rozpatrywać poważnie.
Z kim Korea chce toczyć wojnę
Teraz wyznacza nowe zadania wojsku, obronie cywilnej i przemysłowi, w tym sektorowi broni jądrowej. Przygotowania muszą iść pełną parą. Jak argumentuje tamtejsza agencja prasowa, odpowiedzi wymagają bezprecedensowe, konfrontacyjne, wrogie posunięcia Stanów Zjednoczonych, które od czasu wojny koreańskiej sprzed ponad 70 lat uważane są za największego wroga. To pewnie z USA, ze sprzymierzoną z nimi Koreą Południową i może jeszcze z Japonią – Kim nazywa je amerykańskimi wasalami – Korea Północna miałaby toczyć wojnę.
Kim wystąpił przy okazji IX plenum X komitetu centralnego Partii Pracy Korei, hegemonicznego ugrupowania monopolizującego scenę polityczną, z symboliczną namiastką udawanego pluralizmu. W ramach Demokratycznego Frontu na Rzecz Zjednoczenia Ojczyzny działają jeszcze dwa satelickie stronnictwa: Koreańska Partia Socjaldemokratyczna i Czundoistyczna Partia Czongu, reprezentująca wyznawców religii czundoistycznej, uznawanej przez totalitarny reżim, będącej miejscowym amalgamatem taoizmu, buddyzmu i konfucjanizmu, ukształtowanego na przełomie XIX i XX w.