Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Kto dla Rosji lepszy, Biden czy Trump? Putin odpowiada, ale czuć stary manewr

„Kto dla nas lepszy, Biden czy Trump?” – pytał wczoraj prezydenta Rosji Paweł Zarubin, kremlowski korespondent telewizji Rossija1. „Kto dla nas lepszy, Biden czy Trump?” – pytał wczoraj prezydenta Rosji Paweł Zarubin, kremlowski korespondent telewizji Rossija1. Alexander Kazakov / Kremlin Pool / Zuma Press / Forum
Słowa Putina były tak zaskakujące, że rosyjskie media zajęły się ich tłumaczeniem. A przecież była to tylko typowa dla Kremla polityczna „maskirowka”.

„Kto dla nas lepszy, Biden czy Trump?” – pytał wczoraj prezydenta Rosji Paweł Zarubin, kremlowski korespondent telewizji Rossija1. „Biden! – bez wahania odpowiedział Władimir Putin. – Człowiek bardziej doświadczony, przewidywalny, to polityk starego formatu”. I z lekkim rozbawieniem dodał: „Oczywiście będziemy współpracować z każdym przywódcą USA, któremu zaufanie okaże amerykański naród”.

Słowa Putina to typowa „maskirowka”

Słowa Putina były tak zaskakujące, że ich tłumaczeniem zajęły się rosyjskie media. W dzisiejszej „Izwiestii” Aleksiej Zudin, profesor MGIMO, uznawanej za kuźnię kadr dyplomatycznych i szpiegowskich, wyjaśniał, że oczywiście Moskwa woli słabego prezydenta USA (Bidena), aniżeli silnego i energicznego (Trumpa). „To sensacja” – przyznał z kolei na swoim kanale Telegramowym znany prokremlowski komentator Siergiej Markow. Słowa Putina to z jednej strony prośba do Trumpa, aby był bardziej przewidywalny, z drugiej zaś – i to jest clue sprawy – pozbawiają prezydenta Bidena możliwości oskarżania Trumpa o sympatię Putina. Wszyscy przecież wiedzą – pisze Markow – że Biden jest głównym winowajcą wojny na Ukrainie. Nielegalnym prezydentem USA. Ale poprawnie polityczny, szanujący naród Stanów Zjednoczonych Putin tego nie powie – komentował Markow.

A zatem to manewr polityczny – wyjaśnia dziennik „Moskowskij Komsomolec”. Przecież logika Putina w rzeczywistości pozostaje niezmienna: „Biden był, jest i zawsze będzie wrogiem w oczach Putina”. Rzecz polega na typowej dla rosyjskiej strategii wojskowej i politycznej „maskirowce”. To przejęty od wojskowych zabieg kamuflażu, ukrywania i oszustwa. Jego celem jest zniekształcenie oceny wroga. Wrogiem są Stany Zjednoczone, a personalnie prezydent Biden. To on de facto doprowadził do konsolidacji Zachodu, wsparcia militarnego Ukrainy i zna wszystkie tajniki zimnej wojny. Doskonale wie, na czym polega zagrożenie imperialną polityką Moskwy i dlaczego izolacjonizm byłby szkodliwy dla Europy, zwłaszcza dla sąsiadów Rosji.

Z perspektywy Kremla to oczywiste, że należy uczynić wszystko, aby wygrał kandydat, który niedawno stwierdził, że „zachęcałby ich [Rosjan], żeby robili, co im się do cholery podoba”, a którego były doradca, znany z jastrzębich poglądów John Bolton jest przekonany, że „groźby Donalda Trumpa porzucenia Sojuszu są przerażająco realne”, o czym czytamy we wtorkowym wywiadzie dla „Politico”.

Rosja potrzebuje zwycięstwa Trumpa

Władimir Putin racjonalizował wypowiedź Trumpa we wspomnianej rozmowie z Pawłem Zarubinem. To ich problem – mówił – że Trump kieruje się logiką „niech nam płacą za ochronę, za otwarcie parasola nad ich głowami”. NATO uznał za organizację bezużyteczną. Za instrument amerykańskiej polityki zagranicznej. „I jeśli [Amerykanie] uważają, że nie potrzebują tego narzędzia, to jest ich decyzja”. Potwierdził więc, że jego celem jest osłabić NATO, a najlepiej rozsadzić sojusz od środka.

Do tego potrzebuje zwycięstwa Donalda Trumpa, lecz ten ostatnio stał się nieprzewidywalny nawet dla Kremla, bo nazbyt ostentacyjnie powiela jego propagandę. Stąd potrzeba zmiany taktyki – najlepiej narzędziami wojny kognitywnej, czyli wojny poznawczej rozwijanej jeszcze przez strategów radzieckich. Jest ona czymś więcej niż propagandą i wojną informacyjną, ma za zadanie wpłynąć na zmianę świadomości decydentów wrogich armii i państw. Należy tak zanieczyścić środowisko informacyjne, żeby wywołać wątpliwości i sparaliżować decydentów przy ocenie rosyjskich działań. Stąd taktyka: zaprzeczaj – zniekształcaj – odwracaj uwagę – graj na emocjach.

Putin zaprzeczył poparciu Trumpa. Stworzył duże zamieszanie w infosferze i ma szanse porządnie namieszać w zachodniej opinii publicznej. Odwrócił też uwagę od faktycznego wsparcia dla Trumpa, bo puszczając w obieg fałszywkę, maskuje swoje rzeczywiste motywy polityczne. Zostaje granie na emocjach, więc nie bez powodu w rozmowie z jednym ze swoich ulubionych dziennikarzy stanął w obronie Joe Bidena. „Kto z nas, wychodząc z helikoptera, nie uderzył się głową, niech pierwszy rzuci kamieniem. Nie jestem lekarzem – dodał – nie mam prawa komentować tej sprawy”.

Czytaj też: Biden się potknął, prawica rzuciła się jak pies na kość

Rosja nadal będzie się wtrącać w wybory w USA

Generalnie, jak sugerował Putin, to sprawa rozkręcającej się ostrej kampanii przedwyborczej w USA. „Nie powinniśmy w nią ingerować” – oświadczył. Stara zasada sowietologii – „wierzyć tylko w zdementowane komunikaty Kremla” – nakazuje odczytywać te słowa odwrotnie. Przyznał to zresztą w listopadzie 2022 r. Jewgienij Prigożyn, nieżyjący już szef Grupy Wagnera, organizator puczu w czerwcu ubiegłego roku oraz zarządzający farmami trolli. „Wtrącaliśmy się [w wybory w USA], wtrącamy się i będziemy wtrącać się nadal. Ostrożnie, chirurgicznie i po swojemu, wiemy, jak to zrobić” – napisał na portalu VKontaktie.

Jego oświadczenie zbiegło się w czasie z publikacją obszernego artykułu w dzienniku „The New York Times” opisującego szczegóły z tzw. rosyjskiego śledztwa. To dochodzenie komisji wywiadu Senatu USA w sprawie ingerencji Rosji w wybory w 2016 r., znane także jako śledztwo Roberta Muellera. W centrum historii, o której pisał „NYT”, znalazł się Paul Manafort, szef kampanii wyborczej Donalda Trumpa, który przez wiele lat współpracował z Wiktorem Janukowyczem, prorosyjskim prezydentem Ukrainy, oraz Konstantinem Kilimnikiem, związanym z rosyjskim wywiadem. W sierpniu 2016 r. miał on przedstawić Manafortowi tzw. plan Mariupola. Polegał on na utworzeniu we wschodniej Ukrainie separatystycznej republiki, na czele której miał stanąć Janukowycz, który po krwawym tłumieniu Majdanu zbiegł do Rosji. Według raportu rosyjska ingerencja w wybory w 2016 r. miała zaszkodzić rywalce Trumpa, bo Hillary Clinton jako prezydentka nie zgodziłaby się na takie naruszenie suwerenności Ukrainy.

Pomiędzy wyborami z 2016 i 2020 r. a tymi zbliżającymi się w listopadzie tego roku wydarzyła się pandemia covid-19. To ona pozwoliła służbom rosyjskim dopracować operację skutecznego ogłupiania dużych mas społecznych. Wystarczy wspierać antyszczepionkowców, wszelkich radykałów, a w przypadku USA – alt-prawicę, Proud Boys i zwolenników supremacji białych, nie wspominając o wyznawcach teorii spiskowych, w tym „wielkiego zastąpienia”. Poprzez wzmacnianie „fałszywych twierdzeń o fałszerstwach wyborczych” i rozsiewanie zwątpienia w procesy demokratyczne można tanio i skutecznie podważyć legalność wyboru Joego Bidena.

Czytaj także: Putin zapędzony do rogu przez lidera wolnego świata. Reakcje na słowa Bidena w Warszawie

Wywiad Carlsona sukcesem Kremla

Do czarnej skrzynki narzędzi Putina trafił ostatnio również Tucker Carlson, zażarty sympatyk Donalda Trumpa. Jako pożyteczny idiota rezonuje jak echo kremlowską propagandę. Dostał zgodę na wywiad z prezydentem Putinem na miesiąc przed wyborami prezydenckimi w Rosji i w czasie prekampanii wyborczej w USA. Kreml uzna wywiad za sukces, jeśli amerykański widz zapamięta z niego kilka haseł: nie ma państwa Ukraina, od tysiąca lat to Rosja; amerykański podatnik płaci za bezsensowną wojnę; czas zacząć myśleć rozsądnie.

Carlson ma też zaświadczać, że Rosja ma się świetnie mimo wojny, gospodarka nie jest rozdarta na strzępy, a Rosjanie nie błagają o litość. W tydzień po wywiadzie z prezydentem Putinem Carlson opublikował serię krótkich filmów o swoich przygodach w Moskwie. Przede wszystkim jest zszokowany czystością i porządkiem w moskiewskim metrze. „Nie ma graffiti, brudu, smrodu, bezdomnych, narkomanów, gwałcicieli czy ludzi, którzy chcą cię po drodze popychać” – komentował. Później odwiedził rosyjski odpowiednik McDonald′s, gdzie uznał, że frytki smakują jak oryginalne. Na koniec podsumował: „Chcę tylko przekazać wam, jak będziecie żyć, jeśli Tony Blinken (sekretarz stanu USA) w ramach sankcji usunie wasz kraj z cywilizowanego świata – nieźle, wszystko jest w porządku”.

Czytaj także: Putin na pewno się nie zatrzyma

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Wydania specjalne

Kto i po co mnoży niektóre rasy?

Rozmowa z lekarzem weterynarii prof. Wojciechem Niżańskim o wyzwaniach związanych z hodowlą psów.

Joanna Podgórska
15.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną