Rozmowa telefoniczna Joego Bidena z Władimirem Putinem we wtorek i jej „odczyt” (readout) przez Biały Dom nie pozostawiają wątpliwości, na czym zależy nowemu amerykańskiemu prezydentowi w stosunkach z Rosją. Polityka USA nie będzie już tak dwuznaczna jak za czasów Trumpa, który o Putinie nie powiedział nigdy złego słowa i najpewniej tylko republikański establishment powstrzymał go przed „Jałtą bis”. Ale trudno na razie przewidywać, jak ułożą się teraz relacje między krajami. Jest tylko pewne, że „resetu” czy jakiejkolwiek innej formy detente długo nie będzie.
USA twarde i stanowcze
Wtorkowy telefon zainicjował Kreml, co oznacza, że Putin i jego ludzie sondują Bidena, jego intencje i gotowość do czynu. Amerykańskie oświadczenia były potem uderzająco twarde. „USA będą działać stanowczo w swoim narodowym interesie w odpowiedzi na akcje Rosji, które szkodzą nam i naszym sojusznikom”, powiedziała rzeczniczka prezydenta Jen Psaki. Biały Dom wymienił ich całą litanię: agresję na Ukrainie, cyberszpiegowską działalność Solar Winds w Teksasie, ingerencję w wybory w USA poprzez kampanię dezinformacji i opłacanie agentów, żeby zabijali Amerykanów w Afganistanie. Waszyngton ostro zareagował też na zatrzymanie Aleksieja Nawalnego i brutalne tłumienie demonstracji w jego obronie. Zażądał zwolnienia opozycyjnego polityka, którego wcześniej rosyjskie tajne służby usiłowały otruć.
Pytanie, czy na potępieniu się skończy. Nasilają się wezwania, aby za słowami – które Putinowi służą do podparcia propagandy, że Nawalny to „agent CIA”, więc Amerykanie się za nim wstawiają – poszły czyny. Gary Kasparow apeluje, by zastosować sankcje przeciw wysoko postawionym członkom rosyjskiego rządu bezpośrednio odpowiedzialnym za prześladowanie Nawalnego i za pacyfikację protestów. Zamrożenie amerykańskich kont, wszelkich aktywów mafijnej kremlowskiej kamaryli i powiązanych z nią oligarchów, odmowa wiz wjazdowych – to wszystko byłoby dotkliwe. Nie zmienia zwykle kierunku polityki Putina, ale może przyczyniać się do łagodzenia represji.
Były dowódca wojsk USA w Europie: Rosja jest groźna
Będzie dialog USA z Moskwą
Pytany o sankcje Biden nie odpowiedział wprost, co zrozumiałe, ale dał do zrozumienia, że opcja ta jest rozważana. Jednak tematem jego rozmowy z Putinem nie były tylko zażalenia Waszyngtonu. Przywódcy omawiali także perspektywy powrotu do kontroli zbrojeń po Trumpie, który wycofał USA z układu o zakazie broni nuklearnej średniego zasięgu (INF), układu Open Skies (o otwartym niebie dla 34 państw sygnatariuszy) i odmówił przedłużenia traktatu START (redukcja strategicznej broni nuklearnej do 1500 głowic po obu stronach). W wyniku tej i innych rozmów Moskwy z nową administracją USA dojdzie do przedłużenia START w ostatniej chwili – wygasa 5 lutego.
Biden będzie dążył także do reanimacji innych porozumień rozbrojeniowych z Rosją, bo w odróżnieniu od Trumpa wierzy w sensowność układów międzynarodowych. Można też od niego oczekiwać starań na rzecz reanimacji zerwanego przez poprzednika układu nuklearnego z Iranem. To dalsza perspektywa, ale jeżeli taka możliwość się pojawi, USA będą potrzebowały współpracy innych mocarstw, pierwotnych sygnatariuszy układu, a więc także Rosji. Innymi słowy: niezależnie od wszystkich konfliktów z państwem Putina i mimo rosnącego w USA konsensu, że Rosja jest rzeczywiście – ewentualnie obok Chin – największym dziś geopolitycznym zagrożeniem dla Ameryki, polityka jej powstrzymywania (containment) w stylu znanym z okresu zimnej wojny jest raczej wykluczona. Dlatego Biden nie będzie unikał dialogu z Moskwą w sprawach, w których – jak to podkreślają obie strony – da się i warto w obopólnym interesie współpracować.
Stany mniej dziś zdają się potrzebować Rosji niż bezpośrednio po ataku 9/11, w czasie nasilenia konfliktu z islamskim terroryzmem, gdy w Afganistanie korzystały np. z tranzytu wojsk przez zdominowane przez Rosję kraje Azji Środkowej. Mniej muszą dziś polegać na pomocy Rosji w transporcie załóg na międzynarodową stację kosmiczną – rolę tę przejmują prywatne amerykańskie firmy kosmiczne. Mogą się jednak pojawić nowe, nieznane jeszcze obszary potencjalnej współpracy. Poza tym rosnąca potęga Chin sprawia, że USA będą musiały prowadzić subtelną grę, aby nie dopuścić do ich zbyt ścisłego sojuszu z Rosją – przymierza mocarstw złączonych podobną ideologią nacjonalistycznego autorytaryzmu i dążeniem do osłabienia Ameryki.
Czytaj też: Jakiej Ameryki chce Biden
Ameryka nie zawiedzie Europy?
Zaabsorbowanie Chinami – a także wewnętrznymi problemami (pandemia, kryzys ekonomiczny, konflikty rasowe, ofensywa skrajnej prawicy) – wzbudza oczywiście obawy, że dla administracji Bidena polityka wobec Rosji nie stanie się kwestią priorytetową. Rozmowa z Putinem przykuła tylko na chwilę uwagę amerykańskich mediów. Sprawy międzynarodowe w ogóle były w USA na dalszym planie w ostatnich miesiącach, bo sporo działo się w kraju. Wszystko to pozwala pytać, czy zaangażowanie Ameryki w Europie Środkowowschodniej – zawsze zależne od stanu relacji amerykańskich z Rosją – pozostanie na tym samym poziomie co dotychczas. To znaczy: czy możemy liczyć, że militarna obecność USA w naszym regionie, radykalnie wzmocniona po rosyjskiej inwazji Ukrainy, zostanie utrzymana. I czy w razie kolejnego międzynarodowego kryzysu w rodzaju aneksji Krymu Ameryka nie zawiedzie.
Podstawą do optymizmu są tutaj, moim zdaniem, trzy okoliczności. Pierwsza to osoba nowego prezydenta USA i cała jego ekipa odpowiedzialna za politykę zagraniczną i obronną. Biden to weteran zimnej wojny, przez lata jako senator i wiceprezydent wyspecjalizowany w tematyce międzynarodowej, pokoleniowo bardziej wyczulony na problemy europejskie niż Obama. Nigdy nie miał złudzeń co do Rosji, jak Bush, nie mówiąc o Trumpie. „Patrząc panu w oczy, nie widzę duszy”, powiedział w 2011 r. w rozmowie z Putinem, nawiązując do osławionej wpadki George′a W. Busha. Europejską orientację polityki zagranicznej reprezentują jego najbliżsi współpracownicy: sekretarz stanu Tony Blinken i doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Jake Sullivan. Ale i poza nimi w zespole nie brakuje jastrzębi. Należą do nich nowy dyrektor CIA William Burns, były ambasador w Moskwie i trzecia rangą w departamencie stanu Victoria („Fuck Europe”) Nuland. Putin nie może liczyć na ich naiwność i ustępliwość.
Czytaj też: Kolorowy gabinet prezydenta Bidena
Zacieśniać sojusze, naprawić szkody
Po drugie, Biden i jego ludzie to przekonani multilateraliści, zwolennicy zacieśniania współpracy międzynarodowej, a przede wszystkim umacniania sojuszy USA – z NATO na czele. Rozmowę z Putinem amerykański prezydent poprzedził konsultacjami z sekretarzem generalnym sojuszu Jensem Stoltenbergiem i od początku obiecuje, że naprawi stosunki z UE i kluczowymi mocarstwami europejskimi. To ostatnie będzie trudne, bo Trump więzi transatlantyckie osłabił i autorytet USA na świecie tak zniszczył, że – według badań ECFR – większość Niemców i Francuzów zapowiada dziś neutralność w razie ewentualnego konfliktu USA z Chinami czy Rosją.
Gdyby jednak Bidenowi udało się choć częściowo naprawić te szkody – a Europejczycy deklarują, że też im na tym zależy – można mieć nadzieję, że Ameryce i Europie uda się poprowadzić wspólną politykę wobec Rosji. Konflikty pozostaną – o wysokość wydatków na zbrojenia, o chińskie inwestycje na kontynencie, o Nordstream II – ale można liczyć, że w takich sprawach jak Ukraina dojdzie do współpracy w izolowaniu Rosji, bo bez szczelnego reżimu sankcji jednostronna akcja USA niewiele da.
Demokraci, republikanie i Niedźwiedź
Trzecią przesłanką optymizmu może być fakt, że polityka wobec Rosji to jeden z nielicznych obszarów, w których demokraci i republikanie myślą podobnie. Rosyjskie próby manipulowania wyborami rozsierdziły tych pierwszych, a wśród tych drugich zawsze dominowali zwolennicy twardego kursu wobec Niedźwiedzia. To prawda, że w GOP wzrosły nieco tendencje izolacjonistyczne (Rand Paul), ale to ciągle mniejszość, aktywna głównie w krytyce interwencji wojskowych na Bliskim Wschodzie. Republikanie będą zatem gładko współpracować z Bidenem i jego partią, jeżeli dojdzie do kolejnej próby w relacjach z Moskwą.
Czytaj też: Były doradca Clintona i Obamy: Biden się zna