Świat

USA kontra Rosja. Wojna wywiadów dopiero się rozkręca

Prezydent USA Joe Biden od początku kadencji przykręca śrubę Rosji. Prezydent USA Joe Biden od początku kadencji przykręca śrubę Rosji. Tom Brenner / Reuters / Forum
Choć ostatnia odsłona miała miejsce w Czechach, nie mamy do czynienia z czeskim filmem. Bardziej z kolejną serią „Homelandu”.

Sytuacja, jaka zapanowała w relacjach Zachodu z Rosją, wydaje się bez precedensu od upadku ZSRR. W ostatnich tygodniach powiało w nich zimnowojennym chłodem, i to takim z czasów Ronalda Reagana na początku lat 80. ubiegłego wieku.

Czytaj też: Biden-Putin. Ostro przed szczytem

Ofensywa Joego Bidena

Pomijając wojnę na Ukrainie (co nie oznacza bagatelizowania tego krwawego konfliktu wywołanego przez Kreml), wpływ mają na to ujawniane skandale szpiegowskie z rosyjskimi służbami w roli głównej oraz asertywny zwrot w polityce amerykańskiej administracji wobec Moskwy. Od czasów reaganowskiego „Imperium Zła” nie było w Białym Domu człowieka, który tak ostro jak Joe Biden wypowiedziałby się na temat głównego lokatora Kremla. I – co ważne – który zrobiłby to bez cienia jakichkolwiek emocji, po prostu nazywając rzeczy po imieniu. Właśnie konstatacja Bidena, że Putin jest zabójcą, stała się symbolicznym punktem zwrotnym.

Te słowa, wypowiedziane w wywiadzie dla stacji ABC, zapoczątkowały wiele z wydarzeń, które obecnie obserwujemy: nowe sankcje na Rosję oraz połączone z nimi wydalenia rosyjskich szpiegów z krajów zachodnich, w tym Polski. Wielu z tych ruchów zresztą można było oczekiwać. Jeszcze przed zwycięskimi dla Bidena wyborami ze wspólnoty wywiadowczej krajów NATO dochodziły sygnały, że w razie zwycięstwa demokraty Amerykanie zareagują bez skrupułów i uderzą m.in. w rosyjski wywiad, ujawniając jego agentów, operacje oraz stosując surowe retorsje. Ten scenariusz właśnie się spełnia.

Skrywana przed opinią publiczną wojna, którą wiele lat temu Kreml wypowiedział Zachodowi, przybiera coraz agresywniejsze formy. Do operacji trolli inspirowanych przez rosyjskie służby, które w 2016 r. pomogły wygrać wybory Donaldowi Trumpowi, doszedł cyberatak o niespotykanej w historii sile przeprowadzony w 2020 r. na najwrażliwsze systemy amerykańskiego państwa oraz kolejna próba ingerencji w wybory.

Amerykanie odpowiedzieli sankcjami wycelowanymi w bliskich Putinowi urzędników i oligarchów w rodzaju Jewgienija Prigożina i ich interesy. Wyrzucili też dziesięciu szpiegów pracujących pod dyplomatycznym przykryciem. Na podobny krok namówili swoich sojuszników, w tym Polskę, która usunęła trzech pracowników ambasady Federacji Rosyjskiej w Warszawie. Notabene pisowski rząd znany ze swoich prorosyjskich ciągot tę prośbę zrealizował, ale – patrząc na to, w jaki sposób się to odbyło – ewidentnie „się nie cieszył”.

Czytaj też: Lepszy dobry blef niż wojna. Propaganda Kremla się rozkręca

Czeski ślad

Amerykańską ofensywę miały złagodzić takie gesty jak propozycja spotkania liderów obu państw czy zaproszenie do udziału w klimatycznym szczycie, który odbędzie się wirtualnie w Waszyngtonie 22 i 23 kwietnia. Reakcje Rosjan, którzy de facto zmusili amerykańskiego ambasadora do opuszczenia Moskwy, oraz kolejne bezprecedensowe wydarzenia pokazują, że – przynajmniej w sferze medialnej i publicznej – nie przyniosły one większego efektu. Bo za pierwszymi działaniami wobec Rosji szybko poszły kolejne.

To przede wszystkim wydalenie przez rząd Czech 18 członków personelu rosyjskiej ambasady w Pradze. Retorsja była skutkiem ogłoszenia wyników śledztwa dotyczącego wybuchów w składzie amunicji, do których doszło w 2014 r. niedaleko granicy z Austrią i które kosztowały życie dwóch osób. Czeskie władze odpowiedzialnością obciążyły rosyjski wywiad wojskowy GRU, a konkretnie dwóch jego agentów: Aleksandra Miszkina i Anatolija Czepigę.

To ci sami agenci, którzy cztery lata później dokonali nieudanego zamachu na byłego pułkownika GRU, brytyjskiego agenta Siergieja Skripala i jego córkę Juliję w brytyjskim Salisbury. Ci sami, którzy należeli do tajnej jednostki GRU odpowiedzialnej za nieudaną próbę otrucia bułgarskiego handlarza bronią Emiliana Gebriewa i jego dwóch współpracowników. To właśnie Bułgarzy pośredniczyli w sprzedaży amunicji z feralnego składu, która miała trafić do walczącej z rosyjską agresją Ukrainy.

Czytaj też: USA kontra Niedźwiedź. Biden układa się z Rosją

Waszyngton wystawia rachunek

Wiadomo, że w śledztwie pomagali Czechom Amerykanie i prawdopodobnie to ich pomoc okazała się kluczowa w wyjaśnieniu sprawy. Trwające siedem lat dochodzenie pokazuje, że służby naszych południowych sąsiadów niezbyt dobrze poradziły sobie z rozwikłaniem zagadki. Czyli udowodnieniem, że dwaj tajemniczy kontrahenci z Tadżykistanu i Mołdawii, którzy pojawili się w składzie niedługo przed zamachem, to w rzeczywistości oficerowie GRU, którzy zostawili tam urządzenia mające wywołać tragiczną eksplozję.

Choć Europa poza werbalnymi wyrazami wsparcia w tej sprawie na razie jest bierna – co może się zmienić, bo Czechy wezwały sojuszników do solidarnego wydalenia rosyjskich szpiegów – to właściwie jasne jest, że na tym się nie skończy. Czytaj: że Amerykanie niedługo ujawnią kolejne przypadki rosyjskiej dywersji w krajach Zachodu. Albo do tego doprowadzą. Co także byłoby zgodne z sygnałami, które można było usłyszeć jakiś czas temu od ludzi dobrze zorientowanych w sytuacji. Waszyngton pod rządami Bidena wystawi Moskwie surowy rachunek za wszystkie agresywne i wrogie działania z ostatnich lat. Wiele wskazuje na to, że wojna wywiadów dopiero się rozkręca.

Czytaj też: Putin rozpycha się na Bałtyku

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną