Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Legion cudzoziemski rusza walczyć do Ukrainy. Kim są ochotnicy?

Szkolenie Białorusinów, którzy chcą walczyć w Ukrainie przeciwko Rosji. Kijów, 8 marca 2022 r. Szkolenie Białorusinów, którzy chcą walczyć w Ukrainie przeciwko Rosji. Kijów, 8 marca 2022 r. Efrem Lukatsky / AP / EAST NEWS
Do walki zgłaszają się weterani z Afganistanu, byli brytyjscy komandosi, ale też osoby bez żadnego doświadczenia. Ochotnicy ruszają na pomoc. A czasem wywołują chaos.

Ochotników wezwał do walki w ubiegłym tygodniu prezydent Wołodymyr Zełenski. Odpowiedzieli szybko, a rządy ich państw w akcie solidarności pozwoliły im bez przeszkód przedostać się na front. Brytyjska minister spraw zagranicznych Liz Truss powiedziała nawet w rozmowie z BBC, że „udziela całkowitego i bezwarunkowego poparcia” obywatelom, którzy chcą walczyć w Ukrainie. Spadła na nią za to fala krytyki, również ze strony polityków o zbliżonych poglądach, istnieje bowiem ryzyko, że dopuszczając Brytyjczyków do udziału w wojnie, Truss łamie prawo. Dominic Grieve, prokurator generalny za rządów Davida Camerona, podkreśla, że pozostaje w mocy akt o zagranicznej służbie wojskowej (Foreign Enlistment Act) z 1870 r., zakazujący uczestnictwa w działaniach przeciwko krajowi, z którym Wielka Brytania nie jest w stanie wojny.

Lipiński: Wojna światowa

Brytyjczycy w obronie Ukrainy. Czy to legalne?

Niektórzy członkowie Izby Gmin podkreślają, że akt nie był stosowany od 1896 r. i jest przestarzały. Od XIX w. zdarzało się, że Brytyjczycy zaciągali się do cudzych wojsk. Chociażby w czasie hiszpańskiej wojny domowej, w której walczyło ok. 4 tys. ochotników, w tym słynny pisarz George Orwell.

Co ciekawe, wyjazd stanowczo odradza Brytyjczykom szef tamtejszych sił zbrojnych sir Tony Radakin. Jego zdaniem powinni koncentrować się na pomocy humanitarnej, zamiast angażować w obcy konflikt. Podkreślił, że to nie tylko niepotrzebne, ale też niezgodne z prawem. Może z tego powodu brakuje skoordynowanej akcji ochotniczej pod auspicjami rządu. Ministerstwo obrony podkreśla, że nie przerzuca nikogo na front. Nie ma też wiedzy na temat „udziału czynnych członków brytyjskich sił zbrojnych” w ukraińskim konflikcie.

Nie oznacza to, że Brytyjczyków tam nie ma. Sam resort obrony przyznaje, że ma pewność tylko co do czynnych zawodowych żołnierzy, ale rezerwistów czy byłych wojskowych nie jest w stanie monitorować.

Podkast: Po co Putinowi ta wojna?

Ochotnicy są, ale nie ma broni

Ochotnicy kontaktują się głównie za pomocą mniej mainstreamowych mediów społecznościowych. Na Reddicie czy Discordzie działają kanały – niektóre publiczne, część utajnionych – służące za swoiste kompendium wiedzy. Podpowiadają, jak dostać się do Ukrainy z USA (najczęściej przez Pragę i Kraków), jak z zachodniej Europy (Warszawa, potem Lwów), do kogo zgłosić się na miejscu. Jest tu wideo z pociągu, którym jedzie czterech Brytyjczyków, by dołączyć do ukraińskiej armii. Nie da się wywnioskować, czy to już pociąg ukraiński, ale mężczyźni nie ukrywają swoich intencji. Byli zawodowymi żołnierzami. „W Ukrainie popełniane są zbrodnie wojenne, które nie powinny mieć miejsca. Jedziemy walczyć przeciwko rosyjskiej inwazji” – mówi jeden z nich.

Materiał wyemitowało Radio Swoboda, będące częścią sieci Radia Wolna Europa. Narodowość żołnierzy da się rozpoznać nie tylko po akcencie – na mundurach mają naszytą brytyjską flagę w wojskowych kolorach maskujących. Nie przypomina to profesjonalnych wojskowych kompletów, Brytyjczycy zaopatrzenie kupili gdzieś zapewne sami. Co znamienne, nie mają też broni. To prawdopodobnie najważniejszy komunikat płynący z samej Ukrainy: ochotników nie brakuje. Broni – wręcz przeciwnie.

Czytaj też: Strefa zakazu lotów nad Ukrainą? NATO musiało odmówić

Zgłaszają się Amerykanie. I Ukraińcy z całego świata

Ochotnicy dostają się na front na dwa sposoby. Jest ścieżka formalna, która pozwala zapisać się do ukraińskiej armii. Aby to zrobić, trzeba jednak zgłosić się do ukraińskiej placówki dyplomatycznej, podać dane i przede wszystkim opisać swoje doświadczenie. Nie tylko wojskowe, ale bojowe – a to gigantyczna różnica. Sporo jest wśród chętnych byłych żołnierzy, którzy przeszli przeszkolenie, ale w starciach nigdy nie uczestniczyli. Nie jest tajemnicą, że w Ukrainie najbardziej przydadzą się ludzie gotowi od razu stanąć do walki, niewymagający treningu. Takim zgłoszeniom nadaje się priorytet.

Dobrym papierkiem lakmusowym „jakości” ochotników jest ich napływ ze Stanów Zjednoczonych. Według informacji „Voice of America”, powołującej się na źródła w ukraińskiej ambasadzie w Waszyngtonie, do 6 marca zgłosiło się 3 tys. osób. Nie wszyscy trafią na front z powodu braku odpowiednich kwalifikacji. Ukraina informuje z kolei o 16 tys. ochotników z całego świata.

Telewizja Fox News we wtorek za to informowała, że Ukraina „odsyła ochotników z powrotem”. Główną przyczyną ma być niespotykane pospolite ruszenie samych Ukraińców. Stacja podaje, że „140 tys. obywateli Ukrainy wraca do domu, by walczyć z Rosją”. W typowym dla siebie tabloidowym stylu o odrzucaniu pomocy alarmuje już w nagłówku, ale powołuje się tylko na opowieść dziennikarza – Ukraińca – który chciał zapisać się do wojska, a nie został przyjęty. Nikt tych doniesień nie potwierdził, nie ukazał się też ani jeden komunikat władz Ukrainy o wstrzymaniu zapisów do oddziałów ochotniczych.

Fiszer: Trzynasty dzień wojny. Rosja ściąga mobilne krematoria

Ukraina potrzebuje zawodowców

W drodze na Ukrainę jest już kilkuset ochotników ze Szwecji, Gruzji, Holandii itd. Od wybuchu konfliktu w 2014 r. udział w starciach wzięło ok. 17 tys. cudzoziemców: 13 tys. dołączyło do Rosjan, współtworząc mozaikę separatystycznych bojówek. 4 tys. walczyło dla Ukrainy – większość z krajów Europy Wschodniej i Rosji, ale było też, jak donosi portal BuzzFeed, kilkudziesięciu Amerykanów i kilkunastu Brytyjczyków.

Inna sprawa, że niektórzy walczą nieoficjalnie. Zdjęcia na zamkniętych grupach w sieci potwierdzają m.in. obecność na froncie byłych członków Legii Cudzoziemskiej, ochotników z Białorusi, ekspolicjantów z oddziałów antyterrorystycznych z Portugalii i Brazylii, holenderskich rezerwistów. Nie reguluje tego żaden aspekt prawa międzynarodowego, ciężko też zweryfikować ich zdolności bojowe. Ukraińskie władze, choć drzwi przed nikim nie zamykają, mówią wprost: potrzebujemy zawodowców (mających doświadczenia z Iraku, Afganistanu, Afryki), medyków polowych, chętnych do pracy w wojskowych sądach i organach ścigania. Reszta powinna zostać w domu.

Wojna potrwa, a ukraińska armia będzie jeszcze potrzebować wsparcia. Przede wszystkim jednak brakuje broni i zaopatrzenia, a chętnych do walki jest więcej niż arsenału. Choć pochodzą z różnych krajów i mają różne doświadczenie, większość z nich powtarza, że chce walczyć. Bo to wojna o coś więcej niż o suwerenność Ukrainy.

Czytaj też: Gdzie walczą najemnicy?

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną