402. dzień wojny. Czołgowa zapaść w Rosji? Zachód się cieszy, Rosjanie się nie przejmują
Odpowiedź Dmitrija Pieskowa, rzecznika Kremla, na propozycję Aleksandra Łukaszenki, by podjąć negocjacje pokojowe w sprawie wojny w Ukrainie, mogła zaskoczyć. Pieskow oświadczył, że Rosja nie jest obecnie zainteresowana negocjacjami, bo tylko kontynuowanie działań wojennych gwarantuje jej osiągnięcie założonych celów. Czyli podbój całej Ukrainy. A jak Rosja zamierza to zrobić? W ciągu miesiąca, czyli przez cały marzec, stan rosyjskich zdobyczy powiększył się o 70 km kw. To jest mniej więcej 0,01 proc., a ponieważ Rosjanie lubią zamieniać procenty na promile, to innymi słowy jest to jedna dziesiąta promila. Jak zatem chcą podbić całą Ukrainę? Idąc tym tempem, jej zdobycie w całości zajęłoby im 714 lat. Tyle że nie ma co się cieszyć, bo Zachód nie będzie dostarczał Ukrainie uzbrojenia ani przez 700 lat, ani nawet przez siedem. Ten rok musi być rozstrzygający. Ile Ukraina odbije w tym roku, tyle jej. I z tej pozycji można zasiąść do negocjacji, tak sobie przynajmniej myślą zachodni przywódcy.
Krzemiński: Habermas o negocjacjach z Putinem. „Unik w kierunku normatywnej magii”
A tymczasem Rosja niczego negocjować nie chce, co właśnie powiedział Pieskow. No to Houston, mamy problem! Bo Rosjanie nie mają zamiaru przerwać działań wojennych. Mogą sobie rzucać kolejnych zmobilizowanych na front, na przemiał, prowadzić ogień artyleryjski, i tak w nieskończoność. I co dalej? Ano właśnie, czy Ukraina z gorejącym konfliktem zostanie przyjęta do NATO? Przypuszczalnie nie. Wtedy wszystkie kierunki rozwoju sytuacji są możliwe.