Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Wyciekły tajne dane z przebiegu wojny w Ukrainie. To duży cios dla Amerykanów

Ukraiński żołnierz z 59. Brygady Zmotoryzowanej. Donbas, styczeń 2023 r. Ukraiński żołnierz z 59. Brygady Zmotoryzowanej. Donbas, styczeń 2023 r. Mustafa Ciftci / Anadolu Agency/ABACAPRESS.COM / EAST NEWS
Opublikowane w sieci zdjęcia dokumentów nie zawierają planów wojennych, ale pokazują istotne liczby, zamiary i schematy działania Zachodu. Od ich zawartości bardziej niepokojący jest sam wyciek – to pierwsza taka sytuacja w czasie wojny, a przynajmniej pierwsza, o której wiemy.

Plansze wyglądają bardzo znajomo dla kogoś, kto kiedykolwiek widział amerykańskie prezentacje wojskowe. Podobny styl, podobny język, te same używane skróty, układ graficzny. Na puszczonych w obieg fotografiach rozłożonych kartek papieru widać mapy i tabele do złudzenia przypominające te, które towarzyszą np. komunikatom o amerykańskich ćwiczeniach, czy też takie, które pomagają opisywać sytuację na froncie, dostępne nawet w otwartych źródłach analitycznych.

Papiery noszą sygnatury Połączonych Sztabów, a więc musiały powstać w Waszyngtonie. Jedna z kart to sporządzany codziennie raport z sytuacji na froncie (dotyczy 1 marca, 370. dnia od wybuchu wojny), druga opisuje działalność amerykańskich sił i dowództw w Europie, również tego dnia. Trzecia tabela dotyczy dostaw zachodniego sprzętu i uzbrojenia dla sił zbrojnych Ukrainy w kontekście przygotowań do kontrofensywy. To, że dokumenty mogą być autentyczne, do pewnego stopnia potwierdziły amerykańskie władze.

Czytaj też: Poligon Ukraina. Wojna to niezrównany test dla broni

Co wyciekło Amerykanom

Biały Dom wziął na siebie poinformowanie, że wie o wycieku, a Pentagon wszczął dochodzenie wyjaśniające, na razie bez przesądzania, co się stało. Amerykanie przyznali jednak, że mają problem, który rykoszetem uderza w Ukraińców. Bo choć 7 kwietnia dane pochodzące z 1 marca mogą wydawać się historyczne, zawierają wiele informacji wybiegających w przyszłość i mogących mieć znaczenie dla przebiegu walk. Z drugiej strony pomimo gryfów „tajne” i „ściśle tajne” nie są materiałem istotnie zmieniającym obraz sytuacji, głównie dlatego, że zachodnia pomoc dla Ukrainy – pod względem ilości sprzętu, jego rodzaju, a także do pewnego stopnia terminów dostaw – jest sprawą publicznie znaną, jawną, komunikowaną przez przywódców politycznych i wojskowych. Ujawnione dokumenty zawierają „tylko” – ale też przede wszystkim – większą ilość szczegółów tego procesu w jego określonym momencie. W kilku punktach ujawniają też liczby, o których publicznie się nie mówi. Wiele z tych rzeczy wyłowiła już światowa prasa, są przedmiotem licznych wpisów w mediach społecznościowych.

Chodzi np. o przygotowanie w celu kontrofensywy 12 brygad zmechanizowanych i pancernych, z których dziewięć wyposażonych ma być w dostarczony z Zachodu sprzęt i szkolonych z udziałem krajów NATO. Z kolei z tych dziewięciu sześć miało być gotowych do walki w marcu, a trzy do końca kwietnia. Dokumenty wskazują, które ukraińskie brygady jaki sprzęt mają dostać, wyliczają też, że w sumie chodzi o ponad 250 czołgów, 380 bojowych wozów piechoty, 480 kołowych transporterów opancerzonych, prawie 150 dział i 570 pojazdów terenowych. Same liczby nie są niczym szokującym (warto nadmienić, że jedna polska brygada pancerna to 232 czołgi), ale wartością dla rosyjskich wywiadowców był na pewno harmonogram szkolenia, poziom realizacji dostaw czy „uwagi” dotyczące stanu ukompletowania i zaopatrzenia w amunicję. Dokument w znacznym stopniu odsłania różnicę między politycznymi deklaracjami Zachodu, oczekiwaniami strony ukraińskiej a wojskowymi realiami logistycznymi.

Rozpiska aktywności amerykańskiej i sojuszniczej w Europie pokazuje z kolei, co, kto, gdzie, w jakiej skali i przy wykorzystaniu jakich zasobów robi w związku z zachodnią pomocą dla Ukrainy i środkami wzmocnienia NATO. Znowu: nie są to kwestie, o których nic nie wiadomo, przeciwnie, wiele z nich stanowi element świadomej komunikacji strategicznej na poziomie politycznym i wojskowym. Znowu jednak wartość ujawnionych dokumentów tkwi w szczegółach i umiejętności ich odczytania. Nawet nie trzeba się zbytnio wysilać, bo daty, miejsca, terminy (np. szkoleń), rodzaje zaangażowanego sprzętu są po prostu skrupulatnie wyliczone.

To kopalnia detali, ekscytująca dla szczególarzy, ale niezawierająca niczego odkrywczego. Największą z ciekawostek, o której wojskowi publicznie nie mówili, jest skala zużycia pocisków: zarówno artyleryjskich kalibru 155 mm, jak i rakietowych dla systemu HIMARS, wraz z oceną, na ile jeszcze wystarczą zapasy z dostaw. Doświadczony analityk mógłby na tej podstawie próbować przewidzieć stopień aktywności ukraińskiej artylerii i ataków rakietowych na pozycje tyłowe Rosjan. Fanów lotnictwa na pewno zainteresuje, że w dniu sporządzania raportu nad Polską miał się znajdować rozpoznawczy odrzutowiec US Army C-650 Artemis, unikatowy, bo jedyny, a także legendarny samolot „szpiegowski” U-2. To, że sojusznicze misje lotnicze w Europie noszą kryptonim „Atlas Guardian”, jest sprawą znaną w branży, ale ile operacji ma codziennie miejsce – już niekoniecznie.

Czytaj też: Po roku wojny rosyjski Goliat ma podbite oko

Szokująca skala ukraińskich strat

Najwięcej wątpliwości, kontrowersji i znaków zapytania dotyczy trzeciego dokumentu, zawierającego opis sytuacji na froncie wraz z szacunkiem strat obu stron. Liczby w uproszczonej tabeli znacząco odbiegają nie tylko od tego, co podaje codziennie ukraiński sztab generalny, ale również od tego, co publicznie – choć niezbyt często – komunikuje Pentagon i dowódcy wojskowi NATO. Wedle tego, co przedstawia „status konfliktu” z 1 marca, ogólne szacunkowe straty Rosjan mają wynosić 16–17,5 tys. zabitych w walce, a Ukraińców 61–71,5 tys. Dla przypomnienia: według obecnych danych Kijowa Rosjan miało zostać wyeliminowanych już ponad 177 tys. O stratach własnych Ukraina nie informuje na bieżąco. Oceny zachodnie wahają się co do liczb, ale najczęściej mówi się, iż Rosja straciła przynajmniej dwukrotnie więcej żołnierzy niż Ukraina, a proporcje mogą być rzędu 200 tys. do 100 tys.

W każdym razie, jeśli dokument prezentowany w internecie jest autentyczny i rzeczywiście oddaje amerykańskie oceny, to ich rozbieżność z publicznymi komunikatami może być szokująca dla opinii publicznej. Dlatego też ta część wycieku jest najbardziej podejrzana. Cytowany przez „New York Timesa” znany analityk zajmujący się rosyjskimi siłami zbrojnymi i na bieżąco śledzący przebieg wojny Michael Kofman mówi: „Niezależnie od tego, czy są to dokumenty autentyczne, czy nie, należy bardzo ostrożnie podchodzić do czegoś, co zostało ujawnione w rosyjskich źródłach”.

Pojawiają się nawet opinie, że ten fragment publikacji mógł zostać celowo zmanipulowany, by dysproporcja strat na niekorzyść Ukrainy wywarła wrażenie na Ukraińcach i wspierających ich społeczeństwach Zachodu. Amerykanie do tej pory nie odnieśli się do tych danych. Ale wielkość strat w ludziach dla rosyjskiego wywiadu ma mniejsze znaczenie niż pokazana na mapie lokalizacja jednostek ukraińskich.

Czytaj też: Putin przyłapał NATO w momencie leniwego wybudzania się

Cios w amerykański kontrwywiad

Inne gorąco dyskutowane liczby dotyczą zachodniego personelu wojskowego w Ukrainie. Jedno z okienek z danymi w ujawnionych dokumentach wylicza, że 97 żołnierzy sił specjalnych z USA i pięciu innych państw NATO przebywa na terytorium Ukrainy. Jeśli chodzi o amerykańskich cywilów, chodzić ma o setkę osób z departamentów stanu i obrony. Cywile to najpewniej personel dyplomatyczny i inni pracownicy ambasady w Kijowie. Wojskowi to zapewne ochrona placówek, a także inspektorzy uzbrojenia, wysłani jesienią ubiegłego roku w celu kontroli dostaw.

Po wygranych przez republikanów wyborach Kongres nakazał Pentagonowi ściślejsze pilnowanie amerykańskiej broni w Ukrainie, a departament obrony nakaz realizuje i publicznie o tym informował. Rosyjskie i sprzyjające Rosji portale krzyczą jednak, że to ostateczne potwierdzenie, iż „NATO wysłało żołnierzy na wojnę”, więc pytań do rzeczników i urzędników będzie mnóstwo. Na razie departament obrony nie zaplanował briefingu dla mediów, ale nie ma wątpliwości, że raczej prędzej niż później znajdzie się pod presją, by udzielić drobiazgowych odpowiedzi.

Sytuacja jest bowiem bardziej niż niepokojąca. Po raz pierwszy w czasie trwania wojny mogło dojść do wycieku dokumentów może nie szczególnie wrażliwych, ale z serca systemu planowania i wykonania zachodniej pomocy dla Ukrainy. Może to być – i oby był – przypadek incydentalny, ale jeśli świadczy o ulokowaniu przez Rosję agenta w Pentagonie, to stanowi cios dla amerykańskiego kontrwywiadu. Kto to wyniósł, komu przekazał, w jaki sposób, co wynosił wcześniej i później – lawina pytań może doprowadzić do bardzo poważnych wniosków i skutków. Pierwszą sprawą, jaką należy wyjaśnić, jest jednak to, czy w ogóle są to autentyczne dokumenty. To, że coś tak wygląda, jeszcze nie oznacza, że nie jest podróbką. Rosyjska dezinformacja mogła sięgnąć i po takie narzędzia.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Mamy wysyp dorosłych z diagnozami spektrum autyzmu. Co to mówi o nich i o świecie?

Przez ostatnich pięć lat diagnoz autyzmu w Polsce przybyło o 100 proc. Odczucie ulgi z czasem uruchamia się u niemal wszystkich, bo prawie u wszystkich diagnoza jest jak przełącznik z trybu chaosu na wyjaśnienie, porządek. A porządek w spektrum zazwyczaj się ceni.

Joanna Cieśla
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną