Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Spowiedź gen. Załużnego: Taktyka wykrwawiania na Rosję nie zadziałała. Czy ta wojna jest do wygrania?

24 luty 2023 r. Kijów. Naczelny Dowódca Sił Zbrojnych Ukrainy Walerij Załużny (w środku) podczas uroczystości rocznicy inwazji Rosji na Ukrainę. 24 luty 2023 r. Kijów. Naczelny Dowódca Sił Zbrojnych Ukrainy Walerij Załużny (w środku) podczas uroczystości rocznicy inwazji Rosji na Ukrainę. Forum
Ukraiński dowódca gen. Wałerij Załużny apeluje w „The Economist” do Zachodu o nową mobilizację i wylicza narzędzia nowej generacji, które są mu potrzebne do zwycięstwa. Inaczej – twierdzi – Ukraina i jej wróg tkwić będą w okopach, a czas sprzyja Putinowi. Dlaczego taki wywiad ukazuje się właśnie teraz? Trudno słowa generała rozpatrywać w oderwaniu od szerszego, nie najlepszego dziś położenia Ukrainy.

Gen. Wałerij Załużny nie jest gwiazdą mediów, ale jedno z nich sobie wyraźnie upodobał. Wydawanemu w Londynie tygodnikowi „The Economist”, uznawanemu za najbardziej wpływowy tradycyjny periodyk w Europie, udzielił już drugiego w czasie trwania wojny w Ukrainie dużego wywiadu.

Miejsce publikacji ma takie samo znaczenie jak sam jej fakt. Poważny człowiek – wojownik i dowódca – poprzez szanowane medium apeluje do najważniejszych odbiorców, od których przychylności, hojności i zrozumienia powagi sytuacji zależy stan jego armii, przetrwanie jego kraju, ale też znacznie więcej: przyszłość Europy.

Czytaj też: Dopaść Zełenskiego. Rosjanie są śmiertelnie cierpliwi

Załużny znów w „The Economist”. Zmiana tonu

Mniej więcej rok temu Załużny zrobił to po raz pierwszy i wtedy wyliczał na łamach „Economista”, ile i jakiego nowoczesnego, ale tradycyjnego sprzętu potrzebuje od Zachodu, by rozpocząć i z sukcesem prowadzić wielką ofensywę. Wówczas mówiło się (choć on sam unikał kategorycznych deklaracji), że ma to być decydujący cios wymierzony w rosyjskich okupantów. To z tego wywiadu poszły w świat liczby: 300 czołgów, 600–700 bojowych wozów piechoty, 500 dział. Dzięki nim generał miał zamiar dołożyć Rosjanom. „Wiem, że potrafię ich pokonać, potrzebuję tylko sprzętu” – zapewniał Załużny, a ponieważ kilka tygodni wcześniej z sukcesem wypędził Rosjan spod Charkowa i Chersonia, jego słowa przyjmowane były nie tylko z nadzieją, ale niemal z pewnością.

Był to też czas, gdy prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski wspiął się już na szczyt popularności i stał się gwiazdą największego formatu wśród światowych przywódców, a ministrowie obrony Oleksij Reznikow i spraw zagranicznych Dmytro Kułeba prowadzili spektakularną, bezprecedensową akcję globalnej dyplomacji wojskowej i ekonomicznej, w której pod wodzą USA i UE gromadzili najcenniejszy na świecie kapitał wiary, nadziei i zaufania do siły, odwagi i możliwości Ukraińców.

Wtedy do ich głosów, obecnych codziennie w światowych mediach, gen. Załużny dodał swój – bardzo rzadki, lecz otoczony nimbem zwycięzcy, wręcz pogromcy rosyjskich „orków”. W grudniu 2022 r. zwycięstwo Ukrainy wydawało się tylko kwestią czasu i realizacji obiecanych z Zachodu dostaw uzbrojenia. Po niemal roku sytuacja jest zgoła inna, atmosfera na Zachodzie gorsza, położenie ukraińskich liderów dużo trudniejsze, a gen. Załużny rozmawia z „Economistem” w innym tonie.

„Najprawdopodobniej nie będzie żadnego głębokiego i cudownego przełomu” – prognozuje i jednocześnie ostrzega w sytuacji, gdy już tylko nieliczni, najwięksi optymiści interpretują sytuację na froncie inaczej niż jako zastój. Generał przyznaje, że wojna weszła w fazę pozycyjną. Otwarcie mówi, że spodziewał się większych postępów ukraińskiej ofensywy – tempo natarcia oceniał na 30 km dziennie, podczas gdy „The Economist” wylicza, iż najdalej wojska ukraińskie posunęły się o 17 km w ciągu czterech miesięcy. Końca ofensywy Załużny publicznie nie ogłasza, ale z jego opisu sytuacji jasno wynika, że przełamania rosyjskich linii na tym etapie wojny nie należy się spodziewać – tak samo jak jakiegoś zaskakującego uderzenia Rosjan. Załużny tłumaczy to zrównaniem się stosowanych po obu stronach technik, taktyk i technologii: „Przeciwnik widzi wszystko, co my robimy, my widzimy wszystko, co on robi”. Czyli nowoczesność po obu stronach zabiła możliwość parcia naprzód. Technika doprowadziła do sytuacji, że gdy tylko się coś widzi, można to zniszczyć. Nie ma jak zrobić kroku, nie mówiąc o przebiegnięciu kilometra.

Czytaj też: Pokój z Rosją? Za jaką cenę? Światu zabrakło strategicznej wyobraźni

Taktyka wykrwawiania nie zadziałała

Ukraiński generał nie odkrywa Ameryki, mówi brytyjskiemu tygodnikowi mniej więcej to samo, co od miesięcy powtarzają analitycy zachodnich ośrodków eksperckich, a także mający większą swobodę, a żadnej odpowiedzialności internetowi guru od wojny, których się namnożyło. Zresztą Załużny nie oszczędza świata wojennego komentariatu, pozwalając sobie na wskazanie, jak bardzo mylili się „tzw. analitycy militarni” w ocenie rosyjskich zdolności, gdy chórem niemal jakiś czas temu przepowiadali ich załamanie. Załużny wylicza, że Rosjanie szybko zaadaptowali się do skutków użycia zachodniego uzbrojenia, dostosowali swoje doktryny, podciągnęli się w technice – zwłaszcza w zakresie bezzałogowców i walki elektronicznej. Ustawili rozciągające się na 20 km pola minowe i umocnienia, przez które nawet zachodni sprzęt nie ma możliwości przejścia. Uruchomili masową produkcję amunicji i uzbrojenia i nie zawahali się wysyłać na front muzealnego sprzętu tylko po to, by uzyskać efekt skali i masy, dociążyć i przeciążyć przeciwnika.

Najważniejsze jest jednak, że na Rosjan nie zadziałała taktyka wykrwawiania, zastosowana przez Załużnego w uporczywej obronie Mariupola, Siewierodoniecka czy Bachmutu. Generał ocenia straty Rosji na 150 tys. zabitych – po takim żniwie śmierci, jak mówi, w każdym kraju byłby opór. Ale nie w Rosji, tam życie ludzkie jest tanie, może najtańsze z wszystkich potrzebnych na wojnie zasobów.

Załużny zaoferował „The Economistowi” w tej rozmowie nie tylko realistyczne i – chyba – szczere spojrzenie na sytuację na froncie, ale coś więcej. Napisał obszerny artykuł, w którym szczegółowo analizuje przyczyny obecnego stanu rzeczy, rozbierając na części pierwsze elementy wojskowej układanki: od techniki do systemu rezerw. Zauważa po obu stronach wiele podobieństw, w tym tożsamych problemów – np. z rezerwami i rekrutacją. Wskazuje, że Ukraina zdołała uzyskać parytet zdolności dzięki doskonalszej zachodniej technologii, ale także poprzez przyspieszony rozwój własnych systemów bezzałogowych i elektronicznych. Podkreśla jednak, że to Rosja jest ludniejsza, większa, ma na wojnę więcej pieniędzy, a jej feudalny ustrój sprawia, że na skinienie samodzierżawcy jest w stanie poświęcić więcej, a nawet wszystko.

Dla Załużnego sprawa wciąż nie jest jednak przegrana, bo – jak pisze – mimo przewagi praktycznie we wszystkim Rosja nie była do tej pory w stanie zrealizować swych planów. Z czasem jednak, po 20 miesiącach walki, obie strony doszły do technologicznej ściany, a wojna weszła znowu w okopy, z których bardzo trudno się wydostać. Załużny porównuje to do sytuacji z I wojny światowej, cytuje zresztą sowieckie opracowanie na temat przełamywania uporczywej obrony. Nie ma złudzeń, że przedłużająca się „faza okopowa” sprzyja Rosji, bo to Ukraina ma mniej zasobów – znowu nie jest to wcale opinia nowa ani oryginalna, lecz niechętnie bywa cytowana w okresach wojennego optymizmu. Dziś trudno go znaleźć, również u ukraińskiego dowódcy.

Jak tę sytuację zmienić? Załużny posługuje się metaforą „wynalezienia prochu na nowo”, dokonania przełomu, bez którego nic się nie zmieni.

Czytaj też: Polska staje się dla Ukrainy coraz bardziej kłopotliwym sojusznikiem

Ciekawe podejście do F-16

Rekomendacje Załużnego podane w kilkudziesięciu punktach są mieszaniną pomysłów od lat dyskutowanych przez wojsko i dostawców technologii militarnych, bezpośrednich wniosków z wojny oraz połączeniem jednego z drugim z domieszką kozackiej fantazji. Najbardziej tradycyjne w tym podejściu są pomysły na zastosowanie bezzałogowców: w rojach do obezwładniania obrony powietrznej, jako nosicieli różnego rodzaju sensorów i środków oddziaływania elektronicznego czy jako latających zabójców polujących na drony przeciwnika. To ma być – a nie tradycyjne samoloty odrzutowe – główny sposób na osiągnięcie upragnionej przewagi w powietrzu, bez której poważne działania na lądzie stają się zbyt ryzykowne i wręcz niewykonalne.

Co ciekawe, Załużny wcale nie domaga się od Zachodu samolotów myśliwskich – nawet nie wspomina o nich w swoich planach. W wywiadzie owszem, porusza kwestię F-16, ale nie uważa, by miały przełomowe znaczenie, bo Rosja tak zmieniła zasady prowadzenia walki, że tradycyjne lotnictwo nie odgrywa w niej większej roli. Generał zauważa, że gdyby myśliwce trafiły na Ukrainę wcześniej, ich rola byłaby większa. Teraz wydaje się stawiać na wojnę nowej generacji, w której sukces uzyskuje się dzięki połączeniu liczby sensorów, precyzji uderzeń, szybkości wymiany informacji. Koncepcja też nie nowa, bo to cel modernizacji każdej obecnie armii. Ale tylko Załużny wie, jak trudno to osiągnąć w praktyce. Wydaje się mówić: myśliwce są ok, ale dajcie nam więcej dronów.

Jeszcze większy nacisk kładzie na sprawę niemal niewidoczną w mediach, bo taka jest jej natura – walkę radioelektroniczną. Spektrum elektromagnetyczne to niewidzialne pole walki, od którego kontroli zależy coraz więcej na coraz większych dystansach: od zakłócania sygnału GPS, co jest normą w działaniach wojennych, przez przechwytywanie komunikacji z bezzałogowcami, po obezwładnianie ludzi i sprzętu promieniowaniem skierowanym o dużej energii. Załużny rozróżnia przy tym kwestie taktyczne (środki walki elektronicznej i zakłócania dostępne dla „żołnierzy w okopach”) i rozwiązania systemowe, na granicy nowych rodzajów uzbrojenia i systemów rozpoznania. Pisze np. o zastosowaniu technologii terahercowej (wysoce przenikalnych fal elektromagnetycznych) czy promieniowania gamma (nie odnosząc się jednak do broni jądrowej). W porównaniu do czołgów, dział i wozów bojowych, o których mówił rok temu, nowa lista życzeń to już arsenał prawie jak z filmów science fiction. To zaproszenie dla najlepszych technologicznie rozwiązań, by przetestować je na ukraińskim polu walki, a jednocześnie pomóc Ukrainie wygrać.

Najbardziej oryginalne pomysły generała dotyczą jednak przełamywania rosyjskich umocnień i pokonywania pól minowych, na których zostało już za wiele cennego zachodniego sprzętu i które de facto załamały początkowy impet ukraińskiej kontrofensywy. Załużny pisze o robotach drążących tunele czy wykorzystaniu silników odrzutowych, a nawet armatek wodnych do udrażniania przejść w zaporach minowych i fortyfikacjach. Zachęca do wykorzystania radarów optycznych (LIDAR-ów) do rozpoznania zmian w gruncie. Osobnym tematem jest stan zasobów ludzkich i zdolność do szkolenia – tu również odpowiedzią ma być digitalizacja.

Załużny woli, jak widać, nie wchodzić w tematy jeszcze trudniejsze, np. jak przekonać lub zmusić Ukraińców, w tym tych, którzy wyjechali, do służby w armii. Ale po wycieczce w przyszłość i na obrzeża tradycyjnej myśli wojskowej wraca do kanonu i rdzenia niezbędnych przemian: systemu kierowania i dowodzenia oraz stanu zaopatrzenia logistycznego wojska. Oczywistą oczywistością jest to, że żeby zwyciężyć, trzeba być przynajmniej o krok przed przeciwnikiem, jeśli chodzi o świadomość sytuacyjną, podejmowanie decyzji, szybkość działania. Tylko to pozwala wyrwać się z okopów, na czym zależy Ukraińcom. Żeby skutecznie iść do przodu, trzeba mieć też zakumulowane zapasy uzbrojenia, amunicji i materiałów wojennych oraz wdrożony system ich dostarczania. Z drugiej strony dostępu do tego wszystkiego należy pozbawić przeciwnika i uniemożliwić mu odbudowę zasobów. Niby wszystko proste, ale przecież niełatwe. Tym bardziej gdy nastroje wyraźnie siadły, Ukraina musi rywalizować o uwagę i wsparcie Zachodu z Izraelem, gdy na horyzoncie są zmiany polityczne, które mogą naruszyć trwający 20 miesięcy sojusz Kijowa z Brukselą i Waszyngtonem. Na tle tego dość mrocznego krajobrazu słowa Załużnego brzmią jak apel o nową mobilizację Zachodu.

Czytaj także: Morawieckiego jedno zdanie za daleko. Polska może stać się negatywnym bohaterem tej historii

Element dyplomacji i komunikacji z Zachodem

Bo trudno słowa generała rozpatrywać w oderwaniu od szerszego, nie najlepszego dziś położenia Ukrainy. Jego wywiady i artykuły to też element dyplomacji i komunikacji strategicznej Kijowa, być może ważniejszy nawet od kolejnych podróży i przemówień prezydenta Zełenskiego, który już nie wszędzie witany jest z takimi owacjami jak rok temu i którego oratorskie zdolności nie zawsze przekładają się na bezwarunkowe poparcie.

W pewnym sensie Załużny jako wojskowy jest dla wielu odbiorców bardziej wiarygodny od polityków, a fakt, że rozlicza się z błędnych ocen, nietrafionych przewidywań i niezrealizowanych założeń, dodatkowo wzmacnia jego pozycję. Widać to po komentarzach od zachodnich generałów, którzy doceniają uczciwość, bolesną szczerość i odwagę spojrzenia w oczy rzeczywistości pola bitwy, która bywa podkolorowywana w wizjach polityków. Teraz chodzi o to jednak, by to zachodni politycy i liderzy opinii publicznej spojrzeli na tę rzeczywistość oczyma gen. Załużnego. Bez kolorowych okularów.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Mamy wysyp dorosłych z diagnozami spektrum autyzmu. Co to mówi o nich i o świecie?

Przez ostatnich pięć lat diagnoz autyzmu w Polsce przybyło o 100 proc. Odczucie ulgi z czasem uruchamia się u niemal wszystkich, bo prawie u wszystkich diagnoza jest jak przełącznik z trybu chaosu na wyjaśnienie, porządek. A porządek w spektrum zazwyczaj się ceni.

Joanna Cieśla
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną