25 marca przed sądem w Nowym Jorku rozpocznie się pierwszy proces karny Donalda Trumpa z oskarżenia o fałszowanie dokumentów biznesowych w celu ukrycia wypłaty 280 tys. dol. dwóm kobietom, aby nie ujawniły, że uprawiały z nim seks. Termin wyznaczył w czwartek prowadzący sprawę sędzia Juan Merchan, odrzucając wniosek obrońców o jej umorzenie.
To będzie pierwszy z czterech procesów czekających Trumpa. Przewiduje się, że potrwa około sześciu tygodni, co oznacza, że zakończy się w maju, na długo przed wyborami prezydenckimi w listopadzie, w których zmierzy się z walczącym o reelekcję Joe Bidenem.
Tymczasem sondaże wskazują, że uznanie Trumpa winnym w którejś ze spraw może skłonić niektórych jego zwolenników do cofnięcia mu poparcia. Nawet skazanie prawomocnym wyrokiem nie wyeliminuje go jako kandydata do Białego Domu, chociaż nie można wykluczyć, że i takie starania będą podjęte.
Haley atakuje Trumpa
Zapowiadany proces oznacza także, że Trump będzie musiał spędzić kilka tygodni na sali sądowej, zamiast prowadzić kampanię. Obecnie odbywają się prawybory w Partii Republikańskiej, które potrwają do początku czerwca. Trump ma w nich raczej zapewnione zwycięstwo i partyjną nominację, chociaż jedyna pozostała na placu rywalka Nikki Haley najpewniej wykorzysta zbliżający się proces jako mocny argument przeciw niemu.
Haley, była ambasadorka USA w ONZ, nasiliła ostatnio ataki na Trumpa, skupiając się zwłaszcza na jego zdumiewającej wypowiedzi, że będzie wzywał Rosję do ataku na kraje NATO, które wydają na zbrojenia mniej niż 2 proc. budżetu, wbrew ustaleniom na zebraniach przywódców Sojuszu. Haley ma minimalne szanse – nawet w Karolinie Południowej, gdzie była kiedyś gubernatorem, sondaże nie przewidują jej wygranej – ale jej opozycja dzieli Republikanów i osłabia pozycję Trumpa przed wyborami.
W Nowym Jorku oskarża się go o to, że za pośrednictwem adwokata wypłacił aktorce filmów pornograficznych, znanej jako Stormy Daniels, 130 tys. dol., a modelce „Playboya” Karen McDougal 150 tys. Aby ukryć fakt okupu za milczenie, zlecił sfałszowanie dokumentów w swej korporacji nieruchomościowej.
Czytaj też: Stormy Daniels i kolejne kłamstwo Trumpa
„Biden urządza nagonkę”
Adwokaci byłego prezydenta domagali się umorzenia sprawy, twierdząc, że zarzucany mu czyn nie jest przestępstwem, tylko wykroczeniem. Manipulacje w rachunkowości w stanie Nowy Jork mogłyby być tak zakwalifikowane, ale mogą być uznane za przestępstwo, jeśli dokonuje się ich w celu ukrycia innego czynu przestępczego – a taki przypadek według aktu oskarżenia zachodzi w sprawie Trumpa. Wypłacał wspomniane kwoty na kilka tygodni przed wyborami w 2016 r., więc prowadzący sprawę prokurator Alvin Bragg oskarżył go o ukrywanie informacji, żeby wygrać. Bragg postawił mu w sumie cztery zarzuty, m.in. działanie w konspiracji i utrudnianie pracy wymiaru sprawiedliwości.
W związku z wnioskiem adwokatów o oddalenie sprawy Trump zjawił się rano w sądzie na Manhattanie i przed wejściem na salę wygłosił przemówienie. Jak poprzednio zarzucił prokuratorowi, że jest narzędziem administracji Bidena, czyn, o który się go oskarża, nie jest przestępstwem, a cały wyznaczony na 25 marca proces to element politycznej nagonki na niego, aby osłabić jego pozycję przed wyborami. Prokurator Bragg – oświadczył – powinien się zająć „prawdziwą” przestępczością w Nowym Jorku, która wzrasta m.in. z powodu nielegalnej imigracji.
Komentatorzy przypominają, że zarzut, jakoby Bragg działał jako instrument Bidena, jest niedorzeczny – jest prokuratorem stanowym, niezależnym od federalnego aparatu sprawiedliwości.
Tyradę Trumpa można uznać za uwerturę do tego, czego należy od niego oczekiwać w najbliższych miesiącach. Swoje procesy będzie próbował przekształcić w trybunę oskarżenia Bidena i całego demokratycznego obozu o próbę wyeliminowania go z konkurencji. Zdaniem „Wall Street Journal” i niektórych innych mediów prawicowych sprawy Trumpa mogą dodatkowo zmobilizować jego fanów do głosowania na niego. Z drugiej strony ewentualne wyroki skazujące mogą przekonać na jego niekorzyść niezdecydowanych.
Czytaj też: „Dumni chłopcy” Trumpa skazani za atak na Kapitol
Cztery procesy przed wyborami w USA
Tego samego dnia, kiedy w Nowym Jorku ogłoszono termin procesu, w Georgii rozpoczęło się posiedzenie na temat wniosku obrońców Trumpa i jego podwładnych oskarżonych o nielegalne blokowanie transferu władzy Bidenowi po wyborach w 2020 r., aby oddalić sprawę. Prawnicy argumentują, że to konieczne, bo prowadząca sprawę prokurator Fani Willis pozostawała w intymnym związku z prokuratorem specjalnym, z którym współpracowała. Gdyby sąd oddalił sprawę lub przynajmniej nakazał wymianę prokuratorów, oznaczałoby to poważne zwycięstwo Trumpa. Zarzuty w Georgii podparte są bowiem twardymi dowodami – m.in. nagraniem osławionej rozmowy Trumpa ze stanowym sekretarzem stanu, w której domaga się, by „załatwiono” mu 11 780 głosów brakujących do zwycięstwa.
Poza sprawą w Nowym Jorku i Georgii Trump oskarżony jest o próbę nielegalnego utrzymania się przy władzy mimo wyborczej porażki przez specjalnego prokuratora federalnego Jacka Smitha. Adwokaci byłego prezydenta wnieśli kilka dni temu wniosek do Sądu Najwyższego o uznanie jego immunitetu od odpowiedzialności karnej, argumentując, że chodzi o czyny popełnione, kiedy urzędował w Białym Domu. Wcześniej sąd apelacyjny w Waszyngtonie orzekł, że immunitet mu nie przysługuje. Spór ma rozstrzygnąć SN.
Trump stoi także przed zarzutem nielegalnego zabrania z Białego Domu, po odejściu z urzędu w styczniu 2021 r., tajnych dokumentów państwowych, które przechowywał potem w rezydencji Mar-a-Lago. Sprawę prowadzi federalna prokuratura na Florydzie. Obrońcy bagatelizują to oskarżenie, przypominając, że Joe Biden także – po odejściu z urzędu wiceprezydenta w 2017 r. – zabrał do domu tajne dokumenty. Biden współpracował jednak w śledztwie prowadzonym w tej sprawie przez prokuratora specjalnego Roberta K. Hura, dlatego nie usłyszał kryminalnych zarzutów. Trump odmawiał współpracy.
We wszystkich czterech sprawach karnych, niezależnie od ich rozstrzygnięcia, liczy się także – a może przede wszystkim – czas. Adwokaci Trumpa grają na zwłokę, przeciągają procedurę do maksimum, bo jeśli któraś ze spraw nie zakończy się przed wyborami i Trump je wygra, jako prezydent doprowadzi do ich umorzenia.