Oczy europejskiej opinii publicznej do tej pory były zwrócone na greckie wyspy. Ewakuacje z Rodos, Korfu i kontynentalnej części kraju wywołały pożary bezprecedensowe jak na tę porę roku. Dotychczasowe dane dotyczące spalonych obszarów i emisji dwutlenku węgla są ponaddwukrotnie wyższe niż średnia dla końcówki lipca z ostatnich kilkunastu lat. Niestety, w innych krajach basenu Morza Śródziemnego sytuacja też się pogarsza.
Czytaj też: W Grecji jest lepiej, ale gorzej. Nasi rozmówcy mają déjà vu
We Włoszech upały i pożary
Na Sycylii jest aktywnych 55 pożarów, niektóre przecinają autostrady i drogi regionalne. Co najmniej trzy osoby zmarły: dwa ciała 70-latków znaleziono w domu w miejscowości Cinisi, kilkadziesiąt kilometrów od Palermo; 88-latka zmarła, bo służby ratunkowe nie zdołały dotrzeć do niej na czas.
Temperatura na wyspie od ponad tygodnia nie schodzi poniżej 35 st., niemal co dzień gdzieś przekracza 40. W poniedziałek padł rekord dla Palermo – aparatura cyfrowa zamontowana na dachu zabytkowego Palazzo dei Normanni wyświetliła 47 st., 2,2 więcej, niż wynosił rekord z 1999 r. Płonie też Apulia na przeciwległym krańcu Włoch – w okolicach miasta Foggia ewakuowano z hoteli ponad 2 tys. turystów. Patrząc na zdjęcia satelitarne, łatwiej wytypować miejsca, gdzie ognia nie ma. Fotografie udostępniane m.in. przez NASA, włoskie służby meteorologiczne czy europejski program satelitarny Copernicus pokazują wysyp symbolizujących ogień czerwonych i pomarańczowych kropek praktycznie wzdłuż całej linii brzegowej południa półwyspu. Najgorzej jest na Sycylii, zwłaszcza na odcinku od Palermo do Mesyny i w okolicach Katanii, ale Reggio Calabria, wspomniana Apulia, a nawet położona nieco bardziej na północ Abruzja też zmagają się z pożarami.
Włosi nigdzie nie mają chwili odpoczynku – na północy szaleją burze, docierają ostrzeżenia o możliwych podtopieniach i powodziach. We wtorek nad Mediolanem przeszedł grad, powodując przerwy w dostawach prądu i uszkadzając dziesiątki samochodów, przewrócił też długie na ponad 100 m rusztowania remontowe. Hotelarze z okolic jeziora Garda narzekają na przedwczesne wyjazdy turystów, których płoszą ostrzeżenia przed burzami. Wiatr na północy osiągał ostatnio prędkość do 110 km/h, burze zabiły cztery osoby. Wprawdzie według służb meteorologicznych i serwisu ilmeteo.it pogoda po weekendzie ma się poprawić, ale do tego czasu sytuacja nadal będzie newralgiczna. Na północy w ciągu najbliższych 48 godzin prędkość wiatru może przekroczyć 130 km/h, a temperatury zaczną spadać dopiero w okolicach soboty. I to gwałtownie, jak pisze „La Repubblica” – wzdłuż wybrzeża adriatyckiego temperatura może się obniżyć nawet o 13 st. w ciągu doby, głównie z powodu zimnego powietrza znad północnego Atlantyku, które spenetruje półwysep.
Czytaj też: Susze i pożary w Skandynawii. Europie odbije się czkawką
Płonie północ Afryki
Znacznie gorzej, jeśli chodzi o liczbę ofiar, wygląda sytuacja po drugiej stronie Morza Śródziemnego: w Algierii i Tunezji. Pożary trawią olbrzymie obszary, a dane z Copernicusa wskazują na „bardzo wysokie” albo „ekstremalne” zagrożenie praktycznie na całej długości wybrzeża: od Tangeru i Ceuty na zachodzie po egipską Aleksandrię na wschodzie. W Algierii, gdzie temperatury doszły w poniedziałek do 48 st., w pożarach zginęły 34 osoby, w tym dziesięciu żołnierzy. Co najmniej 26 osób jest rannych, resort spraw wewnętrznych informuje o 95 aktywnych pożarach w całym kraju. Ewakuowano ponad 1,5 tys. osób, pięć razy tyle strażaków walczy z płomieniami.
Dla Algierii pożary są szczególnie niebezpieczne, bo objęły też ogromne tereny uprawne, stawiając pod znakiem zapytania tegoroczne plony i bezpieczeństwo żywnościowe kraju. W sąsiedniej Tunezji (49 st. w poniedziałek) ewakuowano na razie 2,5 tys. osób – donosi Komisja Europejska. Tam też ogień zagraża obszarom rolniczym i kurortom. Władze obu krajów narzekają na brak odpowiedniej infrastruktury i wyszkolonego personelu, i choć pożary o tej porze roku zdarzają się regularnie, to nigdy nie były tak intensywne i niebezpieczne tak wcześnie jak teraz.
Czytaj też: Czy klimat nas zabije?
Żywioł w Hiszpanii, Portugalii, Chorwacji
Z pożarami zmagają się też Hiszpania i Portugalia. W parku narodowym Cascais nieopodal Lizbony z ogniem walczy od wtorku 600 strażaków próbujących odciąć płomieniom drogę do terenów zabudowanych. Tu też, jak w Grecji, przeciwnikiem służb jest silny wiatr, dochodzący do 60 km/h – płomienie przeskakują przez szczyty wzgórz i gór, wydostają się z wąwozów, gdzie cyrkulacja powietrza jest ograniczona, i wchodzą na płaskie tereny, siejąc spustoszenie. Co najmniej 2 tys. osób ewakuowano z La Palmy, jednej z Wysp Kanaryjskich. W obu krajach Półwyspu Iberyjskiego powtarza się ten sam refren co w innych częściach basenu śródziemnomorskiego: utrzymujące się kilkanaście dni upały przekraczające 40 st., wiatr, brak opadów.
Niebezpiecznie jest również w Chorwacji, gdzie 130 strażaków próbuje od poniedziałku ugasić pożar w okolicach Dubrownika, jednym z najpopularniejszych miejsc turystycznych na południu Europy. W ubiegłym tygodniu burze przeszły przez Belgrad, przez wiele godzin nie było prądu, przewrócił się nawet dźwig na budowie w centrum miasta.
To wszystko wina człowieka
Niewiele lepiej wygląda sytuacja poza Starym Kontynentem – w sześciu stanach USA ogłoszono czerwony alert, bo aktualnie płonie co najmniej 2 tys. akrów terenu (800 ha). Najgorzej jest w Arizonie, ogień w 46 miejscach objął już prawie 2,8 tys. ha, niebezpiecznie jest też na Florydzie, w stanach Waszyngton i Oregon, Nowym Meksyku i Montanie. Relatywnie dobrze na tym tle wypada Kalifornia, ale tam szczyt pożarowej fali jest oczekiwany w najbliższych tygodniach i potrwa aż do początku października.
Praktycznie cała Półkula Północna topi się w trudnych do wytrzymania upałach. Należy oczywiście powtórzyć, że samo ich występowanie nie jest niczym nowym ani dziwnym – kluczem do zrozumienia zagrożenia jest ich bezprecedensowa długość i intensywność. Lasy czy wzgórza zawsze płonęły na południu USA czy w basenie Morza Śródziemnego, nigdy jednak tak wcześnie, tak długo ani tak gwałtownie. Eksperci z World Weather Attribution poinformowali we wtorek, że gdyby nie zmiany wywołane przez „czynniki ludzkie”, jak industrializacja, konsumpcja, dewastacja środowiska, takie pożary byłyby „dosłownie niemożliwe”. Trudno o bardziej dosadny komentarz do tragicznej sytuacji, w jakiej znalazło się południe Europy, północ Afryki czy USA.
A najgorsze jest to, że to wciąż nie koniec. Klimatolodzy z przerażeniem spoglądają w kierunku Półkuli Południowej, gdzie lato z powodu zmieniających się prądów oceanicznych może okazać się jeszcze tragiczniejsze w skutkach niż na Północy. Od upałów, pożarów i klimatycznej śmierci nie ma już gdzie uciekać. Czas się przyzwyczajać, to będzie zaraz nowa normalność dla nas wszystkich.