Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Co Niemcy piszą o Polsce? Wrogowie, obcy, przyjaciele i ucieczka przed IV Rzeszą

Radosław Sikorski z szefową niemieckiej dyplomacji Annaleną Baerbock, Berlin, 30 stycznia 2024 r. Radosław Sikorski z szefową niemieckiej dyplomacji Annaleną Baerbock, Berlin, 30 stycznia 2024 r. Alexander Flocke / ddp images / Forum
Jak ponownie wzmocnić polsko-niemieckie relacje, zamrożone i pozbawione znaczenia za rządów Zjednoczonej Prawicy? W przeddzień wizyt Donalda Tuska w Berlinie i Paryżu warto sięgnąć po trzy publikacje z ostatnich miesięcy.

W ciągu minionych ośmiu lat nastąpiła zapaść w relacjach polsko-niemieckich, które po 1989 r. były motorem naszego „powrotu do Europy”. Polska poparła wtedy jednoczenie Niemiec, a Niemcy – dochodzenie Polski do NATO i UE. Tamta „wspólnota interesów” porysowała się w czasie amerykańskiej wojny w Iraku w 2003 r., którą Polska poparła, a Niemcy z Francją utworzyły z Władimirem Putinem „trójkąt petersburski”.

Niemniej dorobek polsko-niemieckiego dialogu i pojednania był już na tyle solidny, że przetrzymał „ochłodzenie” z lat 2005–07. Po 2015 r. Zjednoczona Prawica wzmogła antyniemiecką propagandę, zamrażając w dużej mierze relacje z zachodnim sąsiadem. Spór o gazociąg bałtycki został wzmocniony formalnym domaganiem się przez Warszawę niebotycznych reparacji i oskarżaniem Niemiec o dyrygowanie w Brukseli kampanią przeciwko likwidacji trójpodziału władz w Polsce.

Czytaj też: Obok świata. Nieporadna polityka zagraniczna PiS

Vetter: Polska w kokonie nacjonalizmu

Trudno się dziwić, że w Niemczech utrwalił się dość gorzki obraz Polski. Przykładem wydana latem książka Reinholda Vettera „Polen im 21. Jahrhundert” („Polska w XX wieku”). Wieloletni warszawski korespondent prasowy zna się na rzeczy. Jest autorem wnikliwych biografii Bronisława Geremka, Lecha Wałęsy i Wojciecha Jaruzelskiego i już w podtytule zastanawiał się, czy Polska nie weszła na „odrębną drogę” własnego nacjonalizmu.

Sonderweg to pojęcie odnoszone do niemieckiej „odrębnej drogi” do nowoczesności poprzez autorytarne pruskie reformy i ciągłą huśtawkę między Wschodem i Zachodem. Polska „odrębna droga” – sugeruje Vetter – to zamknięcie się w kokonie nacjonalizmu, najeżenie na sąsiadów, głównie Niemców, oraz niechęć do Unii diabolizowanej na nową wersję ZSRR lub kolejnej niemieckiej Rzeszy...

Bilans polskiego XXI w. wypada cierpko. Transformacja po 1989 r. była bolesna – co prawda zakończyła jałtański podział Europy, ale w oczach polskiej prawicy Unia okazała się „produktem zachodnim”. Konstytucja z 1997 r. jest ułomna, instytucjonalne filary państwa – parlament, Trybunał Konstytucyjny – nie cieszą się uznaniem, wymiar sprawiedliwości to „dyskryminujący legalizm”. Usztywniona struktura głównych partii co prawda zahamowała karuzelę 17 premierów od 1989 r., ale zabetonowała „konserwatywną dominację”, niszcząc kulturę polityczną sprowadzającą się do prostackich polemik, korupcji i politycznego klamkarstwa.

Dorobek tzw. Zjednoczonej Prawicy

Polska gospodarka mimo wyraźnych sukcesów, zdaniem Vettera, wpadła w „pułapkę średniego dochodu”. Wyostrzył się problem polskiego i – wraz z zatruciem Odry – europejskiego zanieczyszczenia środowiska, znużenie demokracją parlamentarną, kryzys Kościoła i katolicyzmu, a także zawłaszczanie mediów i nauki przez narodowych konserwatystów. W polityce zagranicznej Polska Zjednoczonej Prawicy wpadła w „polityczną paranoję”, której przejawem jest antyniemiecka propaganda i bajdurzenie o Unii jako „superpaństwie”.

Zarazem rosyjski najazd na Ukrainę w 2022 r. zwiększył geostrategiczne znaczenie Polski w NATO. Niemniej nacjonalizm, autorytaryzm i populizm „po polsku” dzieli, zamiast łączyć, blokuje krytyczne spojrzenie na własną historię, tworzy odgórną pseudodemokrację, w której istnieją fasadowe instytucje i procedury, ale polityka sprowadza się do decyzjonizmu rządzącej kliki, a „prawdziwi Polacy” są szczuci przeciwko zdradzieckim „łże-elitom”.

W sumie: Polska w ciągu trzech dekad wykonała ogromny skok cywilizacyjny i gospodarczy. Reformy Leszka Balcerowicza mimo swych kosztów społecznych były słuszne. W relacjach z Niemcami stworzono w latach 90. w obu społeczeństwach dość solidny fundament, odporny na polityczne ataki ze strony rządzących narodowych konserwatystów.

Polska w XXI wieku” Vettera jest znakomicie udokumentowana licznymi wyimkami z polskich publikacji książkowych i prasowych od prawej do lewej strony – w tym często z „Polityki”. Jest tu ostra krytyka niemieckiej „putiniady” sprzed obwieszczonej przez Olafa Scholza w lutym 2022 r. Zeitenwende – zmiany epoki w relacjach z Rosją. A w sprawie polskich żądań reparacji wojennych autor daje precyzyjny wykład rozbieżności między zamkniętą sytuacją prawną i otwartą moralną.

Vetter drzewa w lesie polskich spraw opisywał najwyraźniej przygnębiony dorobkiem Zjednoczonej Prawicy. I nawet jeśli ona przegra jesienne wybory, zakończył, to kraj stanie przed „skomplikowanymi pracami naprawczymi” po szkodach wyrządzonych przez konserwatystów. „Ludzie w tym kraju zasłużyli na państwo bardziej wydajne i przyjazne obywatelom”.

Von Loringhoven: Nie budujemy IV Rzeszy

Wydane także po polsku dwie książki byłych niemieckich ambasadorów w Warszawie są w osobistym i, poniekąd z urzędu, bardziej koncepcyjnym tonie.

„Nie budujemy IV Rzeszy” Arndta Freytafa von Loringhovena to rozmowa rzeka, zresztą z inicjatywy Jędrzeja Bieleckiego, wieloletniego korespondenta „Rzeczpospolitej” w Brukseli. Szczera w rodzinnych sprawach wojennych i powojennych. Ojciec ambasadora był oficerem łącznikowym gen. Hansa Guderiana przy sztabie Hitlera, a po wojnie zastępcą inspektora generalnego NATO. Jego syna prawicowe media obrzucały błotem, a rządzący w dużej mierze bojkotowali. W rozmowie von Loringhoven otwarcie mówi o moralnej współodpowiedzialności ojca, ale jest ostrożny w jego ocenie, ponieważ nie żył w totalitarnej dyktaturze i nie wie, jak sam by się zachowywał w III Rzeszy.

Ponieważ jego polski rozmówca jest specjalistą od spraw unijnych, fragmenty dotyczące „IV Rzeszy” są najbardziej wyraziste: Niemcy najbliższe roli przywódczej w UE były w czasie kryzysu strefy euro w latach 2009–15, co doprowadziło do niezwykłej polaryzacji. W Grecji pojawiły się plakaty Angeli Merkel w nazistowskim mundurze. Zarazem w 2011 r. polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski apelował o większe zaangażowanie Niemiec. Jednak, jak mówi Loringhoven, Niemcy nawet gdyby chciały, to nie są w stanie zdominować Unii. A przewodzić jej mogą jedynie we współpracy z innymi. Kiedyś był to tandem niemiecko-francuski, teraz do współkierowania UE predestynowana jest także Polska – ze względu na geopolityczne położenie w sąsiedztwie rewizjonistycznej Rosji oraz rosnący potencjał gospodarczy.

Von Loringhoven przyznaje, że Niemcy mają swoje za uszami. W 2003 r. razem z Francją złamały pakt stabilizacyjny euro. Potem w sprawie rury bałtyckiej nie zważały na krytykę, nie tylko ze strony Polski, i całkowicie uzależniły się od rosyjskich dostaw gazu. W 2015 r. Angela Merkel nie konsultowała z sąsiadami otwarcia Niemiec dla uchodźców koczujących na Węgrzech, ale nalegała na ich relokację w UE, co przyczyniło się do zwycięstwa PiS.

Słuszne jest też odsądzanie od czci i wiary niemieckiej polityki wobec Putina. Von Loringhoven był wobec niej krytyczny już choćby dlatego, że w młodości odwiedził w Paryżu Jerzego Giedroycia i znał jego poglądy w sprawach Litwy, Ukrainy i Białorusi. Niemiecka Ostpolitik ostatnich 30 lat – mówi – opierała się na błędnej ocenie, że skoro w czasach ZSRR – obok dozbrojenia NATO w amerykańskie rakiety atomowe – przyczyniła się do pierestrojki Michaiła Gorbaczowa, to i teraz powiązania gospodarcze „ucywilizują” Rosję, przyciągając ją do Zachodu.

Jednak uwagę, że Berlin, będąc przez dwie dekady najważniejszym sojusznikiem Putina, finansując miliardami za rosyjski gaz i ropę jego przygotowania do napaści na Ukrainę, ambasador odpiera, wskazując, że Rosja nie tylko z Niemiec czerpała bajońskie sumy za gaz i ropę, bo także z Francji, USA, a i z samej Polski otrzymała 230 mld euro. Von Loringhoven nie sądzi, by Niemcy byli sojusznikami Putina. Nawet jeśli popełniali błędy, to jednak za najazd na Ukrainę odpowiedzialny jest tylko Putin. Interwencję wojskową rozważał już w czasie pomarańczowej rewolucji 2004.

Jednak ogłoszona w 2022 r. przez Scholza Zeitenwende jest nieodwracalna. Dotychczas obowiązywała zasada, że bezpieczeństwo w Europie można osiągnąć jedynie razem z Rosją. Teraz wiadomo, że trzeba je budować bez Rosji, a nawet przeciwko jej rewizjonistycznym ambicjom. Stąd zwiększenie nakładów na obronność i – początkowo z oporami – na pomoc dla Ukrainy.

Czytaj też: Czy Ukraina już przegrywa, a Rosja szykuje się na kolejne wojny?

Nikel: Fiasko Ostpolitik, paradoksalnie, daje szansę

Druga książka, „Wrogowie, obcy, przyjaciele. Polska i Niemcy” Rolfa Nikela, to obok podsumowania sześcioletniego (2014–20) ambasadorowania w Polsce rozważania nad szansami na polsko-niemiecką współpracę w Europie zagrożonej rosyjskim rewizjonizmem i amerykańskim odwróceniem się ku Pacyfikowi. Ta książka jest także wezwaniem obu stron do odnowienia dialogu. Poprzedzona wstępem Marka Prawdy, byłego ambasadora RP w Berlinie i przedstawiciela UE w Warszawie, akcentuje kolejny „polski moment” w Europie.

Rosyjski najazd na Ukrainę spotęgował geopolityczne znaczenie Polski jako państwa frontowego NATO i UE, podczas gdy regionalne znaczenie Niemiec skurczyło się pod wpływem błędów Ostpolitik. Niemcy muszą sobie uprzytomnić, że waga ich kraju zależy od trwałości Zeitenwende, natomiast polski rząd – że publiczna presja na Niemcy doprowadzi raczej do usztywnienia stanowisk niż do polityki bardziej przyjaznej Polsce. Drogi Polski i Niemiec rozeszły się, choć od współdziałania akurat tych dwóch państw zależy w dużej mierze przyszłość UE, NATO i „architektura bezpieczeństwa europejskiego”.

Fiasko niemieckiej polityki wschodniej i energetycznej podkopało wiarygodność Niemiec, ale – paradoksalnie – zwiększa szanse na partnerski dialog z Polską. Zdaniem Nikela w sprawie odszkodowań Niemcy powinni zachować spokój. Wielu Polakom chodzi nie tyle o niebotyczne sumy, ile uznanie niemieckiej odpowiedzialności za przeszłość. Z prawnego punktu widzenia roszczenia finansowe mają słabe podstawy. Niemniej należałoby rozważyć dobrowolne gesty podobne do tych z 1991 i 2000 r. – utworzenie specjalnego funduszu czy np. współuczestnictwo w odbudowie Pałacu Saskiego. Ponadto należałoby wznowić rozmowy o restytucji zrabowanych, względnie przemieszczonych dzieł sztuki.

Warto też wykorzystać potencjał gospodarczy do rozbudowy przygranicznej komunikacji kolejowej, współpracy w dziedzinie energii odnawialnej czy transportu skroplonego gazu przez polskie porty do Niemiec. Warto też podjąć polską propozycję utworzenia europejskiego kartelu gazowego i zdemontować ruinę Nord Streamu. I, co właśnie się dzieje, wznowić zapisane w traktacie z 1991 r. konsultacje międzyrządowe.

Najbardziej owocnym obszarem współpracy może być teraz polityka bezpieczeństwa – choć ten lód jest cienki. 100 mld euro dodatkowego funduszu na Bundeswehrę może budzić obawy przed militarnym wzmacnianiem Niemiec. Dlatego warto podjąć pomysł z 2018 r. byłego ambasadora RP w Bonn Janusza Reitera oraz byłego ministra spraw zagranicznych Niemiec Siegmara Gabriela, by część funduszu przeznaczyć na obronę wschodniej flanki NATO, a także wzmocnienie europejskiego filaru Sojuszu.

Niemcy powinny być w czołówce pomocy Ukrainie i jeszcze wyraźniej sygnalizować, że – podobnie jak Polska – popierają jej wejście do NATO. Dziś trudno sobie wyobrazić porozumienie z rosyjskim kierownictwem. W każdym razie takie kwestie najpierw trzeba omawiać z partnerami, zwłaszcza Polską, która będzie odgrywać ważną rolę w europejskiej i transatlantyckiej strukturze bezpieczeństwa. Na rosyjskie groźby użycia taktycznej broni jądrowej NATO nie ma w Europie odpowiednich środków odstraszania, trzeba więc wzmacniać obronę powietrzną.

Zdaniem Nikela nie ma powrotu do sytuacji sprzed 2022 r. Dlatego w Niemczech powinna powstać komisja śledcza badająca mechanizmy Ostpolitik. Nie chodzi o szukanie kozłów ofiarnych, lecz o wyjaśnienie systemowych nieprawidłowości wykraczających poza politykę. To konieczne dla zapobieżenia podobnym błędom wobec Chin.

Liberum veto na europejskiej scenie

Niezbędne jest – kończy Nikel – przezwyciężenie kryzysu zaufania między Polską i Niemcami w sprawach unijnych. Na wokandę wchodzi rozszerzenie UE o kraje zachodnich Bałkanów, Mołdawię, Ukrainę, Gruzję, choć ani Unia, ani poszczególni kandydaci nie są jeszcze do tego gotowi. Toczy się spór o zastąpienie zasady jednomyślności w sprawach polityki zagranicznej i bezpieczeństwa zasadą kwalifikowanej większości – co nie tylko dla Polski jest płachtą na byka. Dlatego niezbędne jest ożywienie Trójkąta Weimarskiego, który w kwestiach Ukrainy mógłby być rozciągnięty na Kijów.

Politycy i media Zjednoczonej Prawicy książki obu ambasadorów potraktowały opryskliwie. Przy czym obaj – podobnie jak Reinhold Vetter w „Polsce XXI wieku” – zaznaczali, że także nowy rząd po ewentualnym zwycięstwie nie będzie dla Berlina łatwym partnerem. Takie są też – już po naszych wyborach – oceny niemieckich mediów. Rząd Tuska będzie pilnował polskich interesów, ale z pewnością będzie to rząd dialogu, konsultacji i szukania wspólnoty działania, a nie obrażonego zamykania się w sobie. Tym bardziej że i po polskiej stronie „byli ambasadorowie” przez te lata nie próżnowali, publikując regularnie swoje oceny błędów polskiej polityki zagranicznej.

W sprawach unijnych i atlantyckich do głosu dochodzą w Polsce politycy dobrze znani w Europie i potrafiący się mądrze i jawnie różnić. Przykładem odmienne uwagi Donalda Tuska i Włodzimierza Cimoszewicza w sprawie reformy UE. Obaj wiedzą, o czym mówią: Tusk przez pięć lat był „prezydentem Europy”, teraz znów jest premierem RP, a Cimoszewicz jest europosłem, a był premierem, ministrem spraw zagranicznych i marszałkiem Sejmu. Tusk, mając na uwadze realia, nie popiera zniesienia jednomyślności w UE w sprawach polityki zagranicznej. Natomiast Cimoszewicz jest przeciwko możliwości blokowania unijnej polityki zagranicznej przez jakiekolwiek państwo mające na uwadze wyłącznie narodowy egoizm.

Ten spór o dzisiejsze liberum veto będziemy musieli rozstrzygnąć między sobą, ale na europejskiej scenie.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Mamy wysyp dorosłych z diagnozami spektrum autyzmu. Co to mówi o nich i o świecie?

Przez ostatnich pięć lat diagnoz autyzmu w Polsce przybyło o 100 proc. Odczucie ulgi z czasem uruchamia się u niemal wszystkich, bo prawie u wszystkich diagnoza jest jak przełącznik z trybu chaosu na wyjaśnienie, porządek. A porządek w spektrum zazwyczaj się ceni.

Joanna Cieśla
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną