Administracja Donalda Trumpa tak kopiuje przekaz Władimira Putina, że właściwie trudno odróżnić deklaracje płynące z Waszyngtonu od tych z Moskwy. Tak jest właściwie w każdej dziedzinie dotyczącej dyplomacji, polityki zagranicznej i sojuszy międzynarodowych. Jak zauważył niedawno Christopher Miller, korespondent „Financial Times” w Moskwie i krajach Europy Wschodniej, sam Putin musi być lekko zdziwiony, bo zapewne nawet on nie zakładał, że Trump okaże się tak uległy. Dostał od Amerykanów prawdopodobnie więcej, niż zakładał, i to w krótkim czasie. Od inauguracji minęło przecież nieco ponad sześć tygodni.
Rosjanie idą z duchem czasu
Nie znaczy to, że Rosjanie spuścili gardę i grają w otwarte karty. Machina propagandowa działa w najlepsze, bo Kreml wie, że sukces, jak wszystko, co dotyczy Trumpa, jest niepewny i chybotliwy. Amerykański prezydent może zmienić zdanie albo w ogóle stracić zainteresowanie wojną. Mimo wszystko USA to wciąż demokracja wyborcza, a niezadowolenie z rządów, choć cały czas ciche, powoli daje o sobie znać.
Cementować miłość amerykańskiej prawicy do Rosji trzeba więc nieustannie. Podobnie jest z poparciem w Europie, która wciąż się jej opiera. Rosjanie doskonale wiedzą, że muszą urabiać społeczeństwa, by zyskać stabilne przyczółki, ale też iść z duchem czasu.
Jak wynika z raportu przygotowanego przez NewsGuard, firmę technologiczną zajmującą się weryfikowaniem informacji w internecie nieomal na żywo, rosyjska propaganda na dobre przeniknęła do