Świat

„Co my tu robimy?”. Putin próbuje przykryć słabości rosyjskiego wojska

Obchody Dnia Bohaterów na Kremlu, 8 grudnia 2022 r. Obchody Dnia Bohaterów na Kremlu, 8 grudnia 2022 r. Mikhail Metzel / Kremlin Pool / Zuma Press / Forum
Kreml stara się odwrócić uwagę Rosjan od porażek, znudzić ich i oswoić z długofalowym wysiłkiem wojennym. Ale jak długo zdoła zaklinać rzeczywistość, skoro nawet żołnierze pytają: „Co my tu robimy?”.

Powrót Wiktora Buta do Rosji, więźnia numer jeden, to historyczny sukces Kremla, który władza teraz chętnie konsumuje. „Pan życia i śmierci” przez 14 lat był przetrzymywany w USA, gdzie odsiadywał wyrok 25 lat pozbawienia wolności. Buta wymieniono za koszykarkę Brittney Griner, w Rosji nadal jest jednak inny zakładnik – Paul Whelan, były żołnierz marines, aresztowany w 2018 r. pod zarzutem szpiegostwa.

Ataki na rosyjskie bazy

Dla Rosjan to zwycięska runda w rozgrywce z USA, bo przeciętny obywatel nauczony jest patrzeć na te bilateralne relacje w kategoriach leninowskiego „kto kogo”. Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow podkreślił przy tym w wywiadzie dla dziennika „Izwiestia”, że „nie jest to bynajmniej krok w stronę rozwiązania kryzysu we wzajemnych stosunkach”. Innymi słowy, Rosja nie zamierza kapitulować i iść na strategiczną ugodę z Anglosasami.

Butem udało się przykryć porażkę: eksplozje na lotniskach wojskowych w głębi terytorium Rosji. Alarm podnieśli blogerzy i eksperci, krytykujący armię za to, że dopuściła do nalotu dronów w sąsiedztwie Riazania, Engelsa i w Kursku. Ukraina zaprzeczyła, że stoi za wybuchami w rosyjskich bazach. Stany Zjednoczone ustami sekretarza ds. bezpieczeństwa Lloyda Austina podały, że „Waszyngton nie powstrzymuje Ukrainy przed samodzielnym rozwojem rakiet dalekiego zasięgu”.

Dla armii Putina to bardzo zła wiadomość, bo oznacza, że Ukraina ma zdolność rażenia głębokiego terytorium Rosji. I skoro ostrzelano bazę Diagilewo niedaleko Riazania, oddaloną od granicy o ok. 500 km i 175 od Moskwy, to w zasięgu może być również Kreml. W bazie Engels stacjonują bombowce strategiczne Tu-95. Ukraińcy podważyli tym samym wiarygodność Rosji jako potęgi jądrowej.

Jak zauważył na Twitterze niemiecki ekspert ds. Europy Wschodniej Siergiej Sumlenny, „jeśli Ukraina rzeczywiście uderzyła w rosyjską bazę Engels zmodyfikowanym dronem Strizh Tu-141, to jest to większa katastrofa dla obrony powietrznej Rosji niż uderzenie w Ukrainę nowym dronem”. Sumlenny dodał, że Strizh został opracowany w latach 70. jako standardowy cel w ćwiczeniach obrony powietrznej, a nie dron bojowy.

Czytaj też: Najpierw strzelaj, potem negocjuj. Putin gra na czas, Zachód też może

Kreml odwraca uwagę

Reakcja Kremla musiała być dwojaka. Z jednej strony Władimir Putin demonstruje siłę, i stąd sugestia podczas spotkania z Radą Praw Człowieka 7 grudnia, że rośnie ryzyko wojny atomowej. Z drugiej strony musiał uspokoić przede wszystkim swojego seniora, czyli Pekin, który wyartykułował jasno, że nie dopuszcza użycia broni jądrowej w tej wojnie. „Nie zwariowaliśmy – mówił Putin. – Zdajemy sobie sprawę z tego, czym jest broń jądrowa”. I dodał: „Nie zamierzamy nią wymachiwać jak (małpa) brzytwą”. Jak zaznaczył, Rosja nie używa tej broni pierwsza, a strategia nuklearna zezwala tylko na uderzenie odwetowe.

Kreml wykorzystuje też każdą okazję, by odwrócić uwagę Rosjan od porażek, znudzić ich tematyką i oswoić z długofalowym wysiłkiem wojennym. Nie szkodzi budowanie obrazu zwycięskiej armii – w ramach obchodów Dnia Bohaterów 9 grudnia Putin uroczyście wręczył medale Złotej Gwiazdy w kremlowskiej sali św. Jerzego m.in. ministrowi obrony Siergiejowi Szojgu i gen. Waleremu Gierasimowowi.

Ulubiony dziennik Putina przekonywał zarazem, że zwycięstwo Rosji jest kwestią czasu. Powołał się na wywiad eksperta Konstantina Siwkowa na portalu Tsargrad, związanego z Aleksandrem Duginem – Rosjanie dostali pięć argumentów za tym, że armia jest skazana na triumf. Ma przewagę w powietrzu, w sile ognia, liczebności pojazdów opancerzonych, wyszkoleniu i możliwości mobilizacji.

Czytaj też: Już nie ma bezpiecznych miejsc. Wnioski z pierwszej fazy wojny

Pobór jeszcze wróci

Zamiast uspokoić, „Komsomolskaja Prawda” dotknęła ciągle żywych obaw Rosjan przed kolejną mobilizacją, której eksperci spodziewają się na początku 2023 r. Dwa dni temu zaprzeczał temu Putin. Na spotkaniu z członkami Rady Praw Człowieka oświadczył, że „w tej chwili nie ma potrzeby stosować dodatkowych środków mobilizujących”, a Pieskow dodał, że to spekulacje i należy je zignorować. To podwójne dementi paradoksalnie dowodzi, że coś jest na rzeczy. Władze zapewniały swego czasu, że mobilizacji nie będzie – oficjalnie była „częściowa”, a w istocie pełnoskalowa. Gdy media ogłaszały, że się zakończyła, „uzupełnienia” trwały jeszcze do listopada.

Instynkt, doświadczenie i eksperci podpowiadają, by nie ufać władzy. Sygnały o zbliżającej się mobilizacji widzi m.in. prawnik Fundacji Walki z Korupcją Aleksander Pomazujew: „Najbardziej rzuca się w oczy dekret prezydencki, który zdecydował o utworzeniu jednolitej bazy w systemie rejestracji obywateli podlegających poborowi, a robi się to oczywiście po to, by usystematyzować pracę nad mobilizacją w skali całego kraju”. Zunifikowana baza powinna być gotowa do kwietnia. Jak tymczasem podał „The Insider”, Rosjanie nadal otrzymują wezwania do służby.

Czytaj też: Kijów. Dramat, zimno i ciemno. Karierę robi sformułowanie „plan B”

Co my w tej Ukrainie robimy?

Rosjan czeka pobór, więc Kreml zawczasu dokręca śrubę oponentom i ewentualnym krytykom. Ma w zanadrzu opcję ogłoszenia stanu wojennego, ale na dziś wystarczy nowelizacja ustawy o agentach zagranicznych. Na początku grudnia Duma poszerzyła definicję agenta w taki sposób, że można pod nią podciągnąć w zasadzie każdego. Nie trzeba mieć dochodów z zagranicy, wystarczy „pozostawać pod zagranicznym wpływem”. Rozmowa z obcokrajowcem, post w sieci czy zwykła znajomość może być uznana przez służby bezpieczeństwa za „inspiracje z zagranicy”. Każdy, dosłownie każdy może zostać uznany za wroga państwa.

W piątek zapadł też wyrok skazujący Ilię Jaszyna, opozycjonistę i współpracownika Aleksieja Nawalnego, na osiem i pół roku więzienia. Był oskarżony o szerzenie „fejków na temat rosyjskiej armii” – w kwietniu mówił w sieci o mordach na cywilach w Buczy. Rosyjska prokuratura uznała to za „świadome rozpowszechnianie fałszywych informacji motywowane nienawiścią polityczną”. A przecież Jaszyn „wiedział, że Rosja podejmuje działania w celu utrzymania pokoju i bezpieczeństwa” – relacjonował portal Meduza.

Oskarżenia może się obawiać nawet ultrapatriota i zagorzały krytyk Siergieja Szojgu Igor Girkin vel Striełkow. Po powrocie z Donbasu z nową mocą uderza w ministra. Zastrzega, że nie z zamiarem „dyskredytowania armii”, choć na Telegramie pisze wprost: oddziały walczą siłą inercji i nie mają pojęcia, co jest celem kampanii. Dlatego żołnierze są apatyczni, ich morale upada i byle jak wykonują rozkazy.

„Tzw. Ukraina NIE będzie zamarzać w zimie, NIE będzie się buntować i NIE będzie walczyć gorzej. Wręcz przeciwnie. Jej żołnierze uwierzyli w swoje siły po jesiennych zwycięstwach i są pod pełną ochroną NATO, będą coraz mocniej walczyć z »Moskalami«” – donosi Girkin. Jak dodaje, Rosjanie dla odmiany sami siebie pytają: „Co my tu robimy?”.

Czytaj też: Czy Putin i inni mogą odpowiedzieć kiedyś za zbrodnie?

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kultura

Kasowy horror, czyli kulisy kontroli u filmowców. „Polityka” ujawnia skalę nadużyć

Wyniki kontroli w Stowarzyszeniu Filmowców Polskich, do których dotarliśmy, oraz kulisy ostatnich wydarzeń w PISF układają się w dramat o filmowym rozmachu.

Violetta Krasnowska
12.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną