Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Pacyficzny zalążek NATO? Biden tworzy historię, Chiny się denerwują

Od lewej: prezydent Korei Południowej Yoon Suk Yeol, prezydent USA Joe Biden i premier Japonii Fumio Kishida Od lewej: prezydent Korei Południowej Yoon Suk Yeol, prezydent USA Joe Biden i premier Japonii Fumio Kishida Andrew Harnik / Associated Press / EAST NEWS
„Tworzymy historię”, stwierdził Joe Biden w Camp David i wyraził nadzieję, że ustalenia przetrwają kolejne prezydentury i rządy. A to wcale nie jest takie pewne.

Czy Ameryka szykuje zalążek pacyficznego odpowiednika NATO? Współpracownicy Joe Bidena zarzekają się, że absolutnie nie, ale jednocześnie są dumni, że ich szefowi udało się zorganizować trójstronny szczyt, na który stawili się premier Japonii Fumio Kishida i prezydent Korei Południowej Yoon Suk Yeol. Na miejsce spotkania wybrano Camp David, może licząc trochę na luz górskiego prezydenckiego letniska, który choćby za czasów Jimmy’ego Cartera pomógł w zbliżeniu Egiptu i Izraela. Teraz miałby przyczynić się do poprawy stosunków Korei Południowej z Japonią. Bo może i są kluczowymi sojusznikami Ameryki w Azji Wschodniej, może stacjonuje na ich terenie łącznie 80 tys. amerykańskich żołnierzy, ale same są mocno poróżnione i nie miały ochoty na grę zespołową.

Chiny wiedzą swoje

Uczestnicy szczytu chwalili się jego urobkiem, głównie nowym formatem współpracy w kwestiach bezpieczeństwa i przygotowaniem gruntu pod przyszłe porozumienia w dziedzinie rozwoju technologii. Deklarowali też, że nie montują antychińskiego przymierza, choć zarazem sporo o Chinach mówili, sprzeciwili się m.in. „niebezpiecznemu i agresywnemu zachowaniu” w sporach terytorialnych, toczących się na Morzu Wschodnio- i Południowochińskim. Także reakcje płynące z Pekinu pokazują, że ChRL swoje wie i będzie traktować format z Camp David jako amerykański pomysł na powstrzymywanie wpływów Chin i utrudnianie im budowy prawdziwie mocarstwowej pozycji.

W szczegółach ustalono organizację dorocznych trójstronnych ćwiczeń wojskowych, wymianę informacji wywiadowczych, zwłaszcza o programie zbrojeniowym Korei Północnej, testach jej rakiet i ładunków jądrowych. Liderzy trzech krajów mają spotykać się co roku, członkowie rządu chcą być w stałej łączności.

Czytaj też: Efekt pieluchy. Dlaczego czeka nas wojna z Chinami?

Japonia i Korea Płd. przy jednym stole

Biały Dom na doprowadzenie do szczytu pracował ponoć od początku prezydentury Bidena. Zwyczajowa formuła oceny stosunków Korei Południowej z Japonią sprowadza się do obserwacji, że jeszcze dwa lata temu spotkanie w takim formacie by się nie odbyło, bardzo trudno byłoby posadzić przy jednym stole koreańskiego prezydenta i japońskiego premiera. Do tej pory przywódcy trzech państw w jednym miejscu widywali się jedynie przy okazji imprez w szerszych formatach, np. na szczytach G20, ale nie jako trio. Japonia i Korea Południowa nie przepracowały jeszcze długiej historii rozdźwięku, sięgającego przede wszystkim brutalnej japońskiej okupacji Półwyspu Koreańskiego w latach 1910–45.

Do poważniejszego przełamania doprowadzili dopiero Yoon i Kishida, dwaj politycy konserwatywni. Przełomem była decyzja Yoona z wiosny, by wypłacić odszkodowania robotnikom przymusowym z czasu okupacji bez domagania się od Tokio zadośćuczynienia. W tym roku Yoon i Kishida składali sobie wizyty, pierwsze na tym szczeblu po kilkunastu latach przerwy. Przeważył pragmatyzm i obawa przed działaniami Chin, które pozostają w związku ze swoją strategiczną, nieobliczalną przystawką z Korei Północnej i mającą pretensje do połowy świata putinowską Rosją.

Każde z tych państw ma broń jądrową i oferuje osobną porcję zagrożeń. W amerykańskiej strategii Chiny to problem nr 1, Biden nie miał większego wyjścia, stosunki z nimi – podszyte coraz ostrzejszą rywalizacją – musiały stać się osią jego polityki zagranicznej. Na coraz bardziej wyobcowaną Rosję przełożenia nie ma. Za to z przywódcą Korei Północnej Kim Dzong Unem Biden chętnie się spotka, by bez żadnych warunków wstępnych omówić denuklearyzację Półwyspu Koreańskiego. Kilka lat temu próbował tej sztuki Donald Trump, ale Kim oparł się jego negocjacyjnej charyzmie i nie skorzystał z wymiany rakiet i bomb na perspektywę zdjęcia sankcji i dołączenia jego zubożonego kraju do wschodnioazjatyckiej strefy dobrobytu.

Czytaj też: Wielki pościg. Czy Chiny przegoniły już USA?

Biden tworzy historię

Szczyt w podwaszyngtońskich górach to głównie potrzeba chwili w obliczu rosyjskiego ataku na Ukrainę, który podpowiada, co po drugiej stronie Eurazji może się dziać, jeśli ChRL zrealizuje swoje zapowiedzi o zbrojnym podboju Tajwanu lub przynajmniej jego blokadzie morskiej. Sama blokada wyspy oznaczałaby dla Korei Południowej i Japonii poważne tarapaty – ich gospodarki wolą spokój, żyją z eksportu, potrzebują otwartego morza, tajwańskich wyrafinowanych technicznie podzespołów, chińskich rynków, fabryk i rynku.

„Tworzymy historię”, stwierdził Biden w Camp David i wyraził nadzieję, że ustalenia przetrwają kolejne prezydentury i rządy. A to wcale nie jest takie pewne. Choćby teraz Yoon i Kishida nie mają rewelacyjnych sondaży. Zdecydowana większość Koreańczyków nie popiera stylu otwarcia na Japonię, bo ta nie jest gotowa na wzięcie odpowiedzialności za zbrodnie poprzednich pokoleń. Obserwatorzy mierzyli temperaturę japońsko-koreańskiego ocieplenia, słuchając przekazu płynącego z Camp David, i np. wyłapali coś mówiący szczegół: Kishida w wygłoszonym po japońsku oświadczeniu o Bidenie mówił z amerykańska „Joe”, a o koledze z Seulu „prezydent Yoon”, co nie musi być tylko japońskim przywiązaniem do zachowania form grzecznościowych.

Korea Południowa nie jest też gotowa przyjąć asertywną postawę w stosunkach z Chinami, które są jej pierwszym partnerem handlowym. Poza tym w Stanach Zjednoczonych właśnie rusza cykl wyborczy i nie sposób przewidzieć, kto niedługo będzie kierował państwem. Biden ma ochotę na drugą kadencję, ale jego partia nie podziela entuzjazmu wiekowego prezydenta. Do Białego Domu planuje też wrócić Trump, który za swoich czasów miał tendencję do dystansowania się od dorobku poprzedników z Partii Demokratycznej.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Mamy wysyp dorosłych z diagnozami spektrum autyzmu. Co to mówi o nich i o świecie?

Przez ostatnich pięć lat diagnoz autyzmu w Polsce przybyło o 100 proc. Odczucie ulgi z czasem uruchamia się u niemal wszystkich, bo prawie u wszystkich diagnoza jest jak przełącznik z trybu chaosu na wyjaśnienie, porządek. A porządek w spektrum zazwyczaj się ceni.

Joanna Cieśla
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną