Świat

Europa bezsilna w sprawie Gazy. Dlaczego trzy państwa uznały teraz Palestynę

Propalestyńska demonstracja w Madrycie Propalestyńska demonstracja w Madrycie Ana Beltran / Reuters / Forum
Europejczycy próbują gestami politycznymi rekompensować brak rzeczywistego wpływu na wydarzenia w Strefie Gazy. Hiszpania, Irlandia i Norwegia uznały państwowość Palestyny, czym paradoksalnie ryzykują wzmocnienie Netanjahu.

Rządy Hiszpanii, Irlandii i pozaunijnej Norwegii ogłosiły w środę uznanie państwowości Palestyny (formalnie dokona się to w przyszłym tygodniu), rezygnując z prób wypracowania wspólnego stanowiska Unii Europejskiej w tej kwestii. Chodzi tylko o zachodnią część Unii, bo Polska i inne kraje byłego bloku radzieckiego przejęły jeszcze po latach 80. uznanie deklaracji niepodległości Palestyny i mają – nieprzerwanie podtrzymywane m.in. przez Warszawę – stosunki dyplomatyczne z Organizacją Wyzwolenia Palestyny reprezentującą „państwo w stanie powstawania” (in statu nascendi).

Wprawdzie na zachodzie UE już w 2014 r. Palestynę uznała Szwecja. Reszta Unii powstrzymywała się z takim krokiem nie z braku zgody co do „rozwiązania dwupaństwowego” (Izrael sąsiadujący z niepodległą Palestyną) jako celu procesu pokojowego, lecz z przekonania, że uznanie państwowości powinno być zwieńczeniem negocjacji, uzgodnień co do przyszłych granic, a także zachętą dla Palestyńczyków do podjęcia rokowań. Szkopuł w tym, że rzeczywistych rokowań nie było od dawna z powodu polityki władz palestyńskich (zwłaszcza Hamasu w Strefie Gazy) oraz premiera Beniamina Netanjahu, sabotującego zobowiązania porozumień z Oslo z lat 90.

Czytaj też: Gaza Wietnamem Bidena?

Inne kraje pójdą w ślady trójki?

Bardzo możliwe, że wkrótce za przykładem Madrytu i Dublina pójdą m.in. Słoweńcy i Belgowie, bo mocno domaga się tego opinia publiczna. Zresztą także decyzja Hiszpanii, która do dziś nie uznała państwowości Kosowa, ma związek z kalendarzem eurowyborczym. Zwolennicy rządzącej lewicy mocno domagają się wsparcia Palestyńczyków, z kolei w Irlandii ideowe powiązanie własnego i palestyńskiego ruchu wyzwoleńczego (wobec odpowiednio brytyjskiej i izraelskiej opresji) sprawia, że to w UE społeczeństwo bodaj najmocniej wspierające Palestyńczyków.

Również w innych krajach Zachodu na konflikt Izraela z Palestyńczykami, w tym na wojnę w Strefie Gazy, przenoszone są konflikty ideowe o imperializm, rasizm, kapitalizm, atlantycyzm w sposób sprawiający, że bliżsi Palestyńczykom zwykle są lewicowcy. Z kolei niedawno zawarta rządowa umowa koalicyjna w Holandii z udziałem skrajnie prawicowej partii Geerta Wildersa zawiera zapisy o możliwym uznaniu Jerozolimy za stolicę Izraela (w ślad za decyzją Donalda Trumpa z 2017 r.), co byłoby gestem antypalestyńskim.

„Jesteśmy propokojowi, lecz nie samobójczy”

„Hamas to nie Palestyńczycy” – powtarzają władze w Madrycie i Dublinie, omijając zarówno w oficjalnych komunikatach, jak i dyplomatycznych rozmowach na forum UE problem dominacji Hamasu w Strefie Gazy i przyszłych strukturach administracyjnych Palestyńczyków. Tymczasem nawet wielu centrowych bądź lewicowych Izraelczyków, którzy nadal popierają „rozwiązanie dwupaństwowe”, nie jest gotowych na sąsiadowanie z państwem Hamasu. „Jesteśmy propokojowi, lecz nie samobójczy” – powtarzają nawet Izraelczycy przeciwni Netanjahu. Odbierają decyzję o uznaniu Palestyny właśnie w tym momencie jako potwierdzenie, że Europejczycy nie rozumieją realiów, nie dbają o ich bezpieczeństwo, a zatem... Netanjahu ma trochę racji.

A teraz według prohamasowskiej propagandy uznanie Palestyny przez kolejne kraje Zachodu to sukces wojny rozpoczętej atakiem z 7 października 2023 r. W dodatku decyzję Hiszpanii, Irlandii i Norwegii ogłoszono dwa dni po wniosku prokuratora Międzynarodowego Trybunału Karnego o nakaz aresztowania dla Netanjahu i przywódców Hamasu, co wywołało protesty także po stronie izraelskiej opozycji. W rezultacie niepopularny premier korzysta z oburzenia Izraelczyków konsolidujących się wobec „nieprzyjaznych gestów” z zagranicy.

Unia przejmie przejście w Rafah?

Kraje Unii, która jest od lat największym darczyńcą Palestyńczyków (m.in. za pośrednictwem oenzetowskiej agendy UNRWA), nie mają dużego wpływu na wydarzenia w Izraelu i Strefie Gazy, gdzie – jeśli chodzi o Zachód – jedynym, lecz potężnym graczem są Stany Zjednoczone. Zdaniem „Politico” władze w Waszyngtonie próbują teraz przekonywać UE, by przejęła obsługę przejścia granicznego między Strefą Gazy i Egiptem w Rafah, którędy powinna docierać pomoc humanitarna dla Palestyńczyków. Obecnie nie ma zgody między Egiptem i Izraelem, kto powinien nadzorować to przejście, a tym samym gwarantować, że nie będzie tam przemytu broni lub innych produktów wykorzystywanych przez grupy zbrojne.

Czytaj też: Izrael zamyka biura Al-Dżaziry. Ta wojna jest coraz trudniejsza dla dziennikarzy

Unijna misja pracowała już wcześniej na granicy Strefy Gazy, ale wycofała się w 2007 r. po przejęciu terytorium przez Hamas i siłowym przegnaniu władz Autonomii Palestyńskiej podporządkowanych Ramallah na Zachodnim Brzegu. Trudno dziś przewidzieć, czy rząd Netanjahu byłby gotów uznać funkcjonariuszy z UE za godnych zaufania „pośredników”. Ale jeszcze trudniej przewidzieć, czy i kiedy Europejczycy byliby gotowi na ryzykowną misję w Rafah, tuż obok wojny i terenu ogarniętego kryzysem humanitarnym.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Dyrektorka odebrała sobie życie. Jeśli władza nic nie zrobi, te tragedie będą się powtarzać

Dyrektorka prestiżowego częstochowskiego liceum popełniła samobójstwo. Nauczycielka z tej samej szkoły próbowała się zabić rok wcześniej, od miesięcy wybuchały awantury i konflikty. Na oczach uczniów i z ich udziałem. Te wydarzenia są skrajną wersją tego, jak wyglądają relacje w tysiącach polskich szkół.

Joanna Cieśla
07.02.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną