Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Izrael zamyka biura Al-Dżaziry. Ta wojna staje się coraz trudniejsza dla dziennikarzy

Szef biura Al-Dżaziry w Gazie Wael Al-Dahdouh (w środku) podczas pogrzebu swojego syna Hamzy Waela Dahdouha, dziennikarza tej stacji, który zginął w styczniu w Rafah w Strefie Gazy w wyniku izraelskiego nalotu 7 września 2024 r. Dahdouh, który sam został ranny w ramię, stracił żonę i dwójkę innych dzieci w izraelskich bombardowaniach w pierwszych tygodniach wojny. Szef biura Al-Dżaziry w Gazie Wael Al-Dahdouh (w środku) podczas pogrzebu swojego syna Hamzy Waela Dahdouha, dziennikarza tej stacji, który zginął w styczniu w Rafah w Strefie Gazy w wyniku izraelskiego nalotu 7 września 2024 r. Dahdouh, który sam został ranny w ramię, stracił żonę i dwójkę innych dzieci w izraelskich bombardowaniach w pierwszych tygodniach wojny. Bashar Taleb / Zuma Press / Forum
Premier Benjamin Netanjahu poinformował, że jego rząd jednogłośnie opowiedział się za usunięciem katarskiego nadawcy z terytorium Izraela, według informacji samego kanału przejęto część sprzętu ekip filmujących. Świat stracił kolejne okno na Strefę Gazy.

Oficjalnie izraelskie władze uzasadniają zamknięcie redakcji Al-Dżaziry twierdzeniem, że kanał emitował treści nieobiektywne, nawołujące do przemocy i karygodnego sprzeciwu wobec działań państwa Izrael. W efekcie stacja straciła dostęp do swoich biur w tym kraju, jej reporterzy informują w mediach społecznościowych o częściowej konfiskacie sprzętu. Decyzję Netanjahu skrytykowały organizacje branżowe, jak Reporterzy Bez Granic, ale też sekretarz generalny ONZ oraz Wysoki Przedstawiciel ds. Praw Człowieka. W odpowiedzi izraelscy konserwatyści powtórzyli oskarżenia, które pod adresem katarskiej stacji padają od wielu lat. Ich zdaniem Al-Dżazira to tuba propagandowa Hamasu i islamskiego fundamentalizmu, która poprzez pokazywanie świętu nieobiektywnego obrazu tego, co dzieje się w Strefie Gazy, zagraża bezpieczeństwu i pozycji międzynarodowej Izraela.

„Safari” w Gazie

Samej krytyce przekazu Al-Dżaziry nie należy się dziwić, choć trzeba odróżnić sprzeciw wobec treści od ataku na samą instytucję medialną. Nadająca po angielsku i po arabsku stacja, formalnie kontrolowana przez katarską rodzinę królewską, od lat jest najszerzej komentującym i opisującym świat arabski medium informacyjnym. Rozrosła się do ogromnych rozmiarów, szczególnie mocno i skutecznie operując w internecie, na czele z platformami społecznościowymi. Tematom palestyńskim zawsze poświęcała sporo miejsca, więcej niż inni giganci – BBC, CNN, MSNBC czy Deutsche Welle. Był to jednak przekaz wyraźnie propalestyński. Ta asymetria nabrała nowego wymiaru po 7 października, kiedy praktycznie wszystkie treści dotyczące konfliktu emitowane w Al-Dżazirze dotyczyły Palestyny – przy minimalnym zainteresowaniu stroną izraelską. Stacja zmieniła nawet sposób tagowania swoich wpisów w mediach społecznościowych, opisując je tagiem „war on Gaza”, co rozumieć należy jako wojnę przeciwko Gazie, a nie toczącą się w tym miejscu. Wielokrotnie brała również na cel zachodnie media – najczęściej amerykańskie CNN i „New York Timesa”, krytykując je za brak obiektywizmu, wewnętrzną cenzurę i powielanie izraelskiej narracji.

Z czasem konta Al-Dżaziry w mediach społecznościowych rzeczywiście stały się jednym z najważniejszych zbiorowisk propalestyńskich internautów, zwłaszcza w anglojęzycznej sieci. Nierzadko pod postami pojawiały się komentarze antysemickie, nawołujące do przemocy – lecz trudno o taką sytuację winić samo medium. Choć krytyczne, czasami nawet bardzo, wobec działań Izraela w Strefie Gazy, pełniło mimo wszystko kluczową rolę w informowaniu światowej opinii publicznej na temat przebiegu konfliktu – z bardzo prozaicznego powodu. Izrael skutecznie odciął światowe media od dostępu do rejonu działań wojennych. Wielu doświadczonych korespondentów wojennych zauważa, że to prawdopodobnie najdziwniejszy konflikt, który przyszło im relacjonować – bo po raz pierwszy nie mają szans przedostać się na linię frontu. Żadna większa organizacja medialna nie ma w tej chwili swoich korespondentów w Gazie, coraz rzadsze są też wyjazdy organizowane z siłami izraelskimi – popularnie nazywane przez reporterów „safari”, bo na tego typu objazdówkach i tak da się zobaczyć tylko to, na co pozwolą żołnierze z karabinami. Kilkukrotnie na teren Gazy w ten sposób wjechali dziennikarze europejskich gazet, między innymi „Le Monde” i „La Repubblica”, jednak nawet takie wyjazdy przestały być reporterom oferowane. Nie mówiąc o tym, że większość ekip takie „safari” zwyczajnie bojkotuje.

Czytaj także: Izrael w trybie półwojennym. Jego zemsta ma być długa i krwawa

Izrael wyrzuca Al-Dżazirę

Al-Dżazira miała przewagę informacyjną, bo od lat zatrudnia w swoich szeregach palestyńskich dziennikarzy, którzy po prostu zostali na miejscu, nie mogąc się wydostać spod izraelskich ostrzałów. Materiały nie zawsze były profesjonalne, większość nagrywana była telefonami komórkowymi, ciężko było też te informacje weryfikować – bo kto miałby to robić? Mimo wszystko stacja dawała podgląd na rzeczywistość w sferze konfliktu, co przy tak ograniczonym dostępie do tej przestrzeni było bezcenne. Zamknięcie biur w Izraelu oczywiście nie oznacza, że medium przestanie relacjonować wojnę, ale pokazuje dość dobrze, w którym miejscu tej wojny znajdują się jego kluczowi aktorzy. „New York Times” w poniedziałkowym wydaniu zwracał uwagę, że w chwili, w której planowana jest ofensywa w kierunku miasta Rafah, gdzie zresztą rozpoczęto już ewakuację, rząd Netanjahu zajmuje się wyrzucaniem stacji telewizyjnej ze swojego terytorium. Trudno odbierać to inaczej niż jako próbę zapanowania nad przekazem i dowód na to, o co wielu krytyków oskarża obecnego premiera – że przejmuje się bardziej swoim własnym wizerunkiem niż sprawowaniem władzy w państwie.

Konflikt pomiędzy Izraelem a Hamasem staję się coraz większym wyzwaniem dla mediów międzynarodowych, dlatego że nie obowiązują w nim już prawie żadne zasady. Relacjonując go, śmierć poniosło wielu dziennikarzy. Ilu dokładnie? Trudno powiedzieć, bo tych informacji nie da się zweryfikować, w sieci funkcjonuje kilka równoległych szacunków. Sama Al-Dżazira mówi o ponad 150 ofiarach śmiertelnych, ale już CPJ, Komitet ds. Obrony Dziennikarzy, zatrzymał licznik na 97 osobach, które zginęły w Gazie. To też źródło sporów, bo pojawia się w tym kontekście pytanie, kto dzisiaj, w dobie mediów społecznościowych i powszechnych wolnych strzelców, jest tak naprawdę dziennikarzem? Czy ktoś, kto założy na siebie kamizelkę kuloodporną z napisem PRESS, od razu się nim staje? Czy trzeba mieć przy sobie legitymację dziennikarską, być pełnoetatowym pracownikiem dużej stacji lub gazety? A może wystarczy kilka nagrań wideo i audio wykorzystanych na antenie? Na te pytania nie ma precyzyjnej odpowiedzi i wywołują one kontrowersje. Krytycy Al-Dżaziry twierdzą bowiem, że stacja bardzo rozszerzyła definicję dziennikarza, w ten sposób sztucznie powiększając liczbę ofiar śmiertelnych w jej własnych szeregach i czyniąc z siebie medium prześladowane przez Izrael. Z drugiej strony – jakie znaczenie ma wykonywany zawód? Tak długo, jak nie jest to służba wojskowa, takie osoby nie powinny ginąć w strefie konfliktu.

Czytaj także: Były szef dyplomacji Izraela dla „Polityki”: Pierwszy raz czuję, że zmierzamy ku wojnie domowej

Netanjahu nie jest pierwszy

Dziennikarstwo staje się więc nowym „terytorium” bliskowschodniej wojny, nieobojętnym etycznie. Możliwość opisywania tamtej rzeczywistości oraz podejście mediów do Izraela i Hamasu jest kolejnym frontem, który coraz bardziej polaryzuje międzynarodową opinię publiczną. Bez względu na to, jaką rolę w tym sporze odgrywała Al-Dżazira, Izrael na pewno sobie nie pomógł, zamykając jej biura. Dziennikarze zawsze znajdą sposób, by o kimś lub o czymś napisać. Ignorowanie ich, odbieranie im dostępu do informacji czy zwyczajne odmawianie prawa do wykonywania zawodu jest tylko straconą szansą, aby pokazać swój własny punkt widzenia. To błąd, który niejeden rząd na świecie już popełnił – Netanjahu nie jest pierwszym i nie będzie ostatnim. Wygląda przy tym na polityka absolutnie przekonanego, że uda mu się ten kordon informacyjny wokół Gazy utrzymać tak długo, jak trwać będzie ten konflikt. Myli się – ciekawe tylko, kiedy to zrozumie.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kultura

Musicale na fali. Taki mało rozśpiewany z nas naród, a nie ma spektaklu bez piosenki

Nie należymy do narodów rozśpiewanych, ale w teatrze trudno dziś znaleźć spektakl bez choćby jednej piosenki. Przybywa też dobrych rodzimych musicali.

Aneta Kyzioł
18.05.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną