Świat

Pierwsza rocznica szturmu na Kapitol. Gdzie jest dzisiaj Ameryka?

Joe Biden Joe Biden Michael Reynolds / POOL via CNP / INSTARimages / Cover Images / Forum
Joe Biden w wystąpieniu 6 stycznia mówił o zagrożeniu demokracji w USA i oświadczył, że nie można dopuścić do powtórki tamtych wydarzeń w stolicy. Innymi słowy: do tego, by ktokolwiek próbował siłą zmienić wynik wyborów.

O zamiar zniszczenia amerykańskiej demokracji oskarżył Donalda Trumpa Joe Biden w przemówieniu wygłoszonym w pierwszą rocznicę ataku tłumu fanatycznych zwolenników byłego prezydenta na Kapitol, gdzie Kongres zatwierdzał wynik wyborów. Biden, który dotychczas starał się raczej unikać tematu bezprecedensowego kryzysu 6 stycznia, tym razem w ostrych słowach zaatakował Trumpa, mówiąc, że uporczywie szerzone kłamstwo, jakoby ukradziono mu zwycięstwo, skłoniło jego fanów do próby zapewnienia mu reelekcji siłą. „Zrobił to, ponieważ władzę ceni bardziej niż zasady i ponieważ uważa swoje interesy za ważniejsze niż interesy Ameryki” – oświadczył. Nie wymienił Trumpa z nazwiska, mówił o „byłym prezydencie”, ale było oczywiste, kogo ma na myśli.

Atak na Kapitol. Trump za to nie odpowiedział

6 stycznia ubiegłego roku fani Trumpa wyruszyli na Kapitol bezpośrednio po jego przemówieniu na waszyngtońskim Mallu, gdzie wzywał ówczesnego wiceprezydenta Mike′a Pence′a, by zablokował certyfikację rezultatów wyborów, zdecydowanie wygranych przez Bidena. Kiedy liczący ok. 2 tys. osób tłum dowiedział się, że wiceprezydent tego nie zrobił, zaczął skandować: „Powiesić Pence′a!”, i wdarł się do gmachu Kongresu. W starciach ze strażą – zupełnie nieprzygotowaną na atak – zginęło pięć osób. Tylko sprytowi i poświęceniu funkcjonariuszy należy zawdzięczać, że nic się nie stało kongresmenom i senatorom, którym udało się ukryć w podziemnych schronach.

Reklama