Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

„Internacjonalizm Czarnka”, czyli polska nauka tylko dla Polski

Przemysław Czarnek z wizytą na AGH w Krakowie, 14 lipca 2021 r. Przemysław Czarnek z wizytą na AGH w Krakowie, 14 lipca 2021 r. Jakub Włodek / Agencja Gazeta
Po co nam umiędzynarodowienie nauki? Sami damy radę, nie potrzebujemy posiłków studenckich i naukowych z zagranicy, zwłaszcza z Zachodu, bo tam jeno lewactwo, ateizm i podejrzane pseudonaukowe roztrząsania.

Pan Czarnek, jak przystało na głównego dobrozmiennego speca od edukacji i nauki, obdarzył (23 lipca) ludzkość kolejnym produktem świadczącym o tym, jak specyficznie pojmuje rzeczy znajdujące się w zasięgu jego ministerialnego imperium. Raczył twitnąć: „Polskie uczelnie są dla polskich studentów. To oczywiste. Tak jak polska nauka jest dla Polski, bo jest finansowana przez Polaków. Była pewna przesada, jeśli chodzi o umiędzynarodowienie uczelni, które było priorytetem Jarosława Gowina. Zmieniamy to”.

Pan Czarnek już zaznaczył swoją obecność w sferze publicznej rozmaitymi niezbyt transparentnymi propozycjami, np. zaproponował nowelizację ustawy „Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce” z 2018 r. przez dodanie przepisu, że wyrażanie przekonań religijnych, światopoglądowych lub filozoficznych nie będzie stanowiło przewinienia dyscyplinarnego. Powstaje jednak pytanie, co gdy wyrażający podmiot zostanie skazany za przestępstwo, np. polegające na szerzeniu nienawiści rasowej? Wychodzi na to, że pociągnięcie go do odpowiedzialności dyscyplinarnej będzie bardzo trudne lub nawet niemożliwe.

Czytaj też: Studia dla Polaków?

Wolność według Czarnka

Pan Czarnek uzupełnił swoje rozumienie wolności kolejnym tweetem (z 6 sierpnia): „Na szczęście w Polsce mamy wolność religijną i to rodzice wraz z dyrekcją decydują, czy w szkole są i jakie są symbole religijne, zresztą zgodnie z orzecznictwem ETPC i polskich sądów. Wolność, a nie dyktaturę lewactwa i ateizmu jak na Zachodzie”.

To ciekawe rozumienie wolności: jej realizacja odniesiona do sfery religijnej ma polegać na decyzji rodziców wraz z dyrekcją szkoły o rodzaju symboli religijnych zawieszanych w szkole. A gdy zdania będą podzielone? Zdecyduje kurator, np. p. Nowak w Krakowie, czy nawet sam p. Czarnek postanowi, że uczniowie (a w przyszłości może nawet studenci) niewierzący lub inaczej (tj. nie po katolicku) wierzący będą realizować swą wolność przez oglądanie krzyża zaprojektowanego przez Kongregację Nauki Wiary z siedzibą w Watykanie?

Naczelnik MEiN nawet umiędzynarodowił sprawę, powołując się na Europejski Trybunał Praw Człowieka, który zresztą ma niezbyt dobrą prasę u dobrozmieńców – patrz wniosek p. Zbyszka (pardon za poufałość) do mgr Przyłębskiej o zbadanie zgodności orzecznictwa ETCP z konstytucją. Pan Czarnek chyba zagalopował się w swojej konkluzji na temat dyktatury ateizmu i lewactwa na Zachodzie, ponieważ europejskie orzecznictwo w dziedzinie praw człowieka właśnie temu przeczy.

Czytaj też: Uff! Ateiści mogą zostać w szkole

Polska nauka międzynarodowa

Wracając do nauki: zacytowany tweet p. Czarnka deklaruje jakieś zmiany. Mają one wiązać się z pewną przesadą p. Gowina w sprawie umiędzynarodowienia uczelni. Nie wchodząc w to, czy był to priorytet jednego z poprzedników p. Czarnka na ministerialnym stolcu, nie przypominam sobie, aby p. Gowin kiedykolwiek twierdził, że uczelnie polskie nie są dla polskich studentów czy też że nauka polska nie jest dla Polski. Nie jest też jasne, czy wedle p. Czarnka przesada obejmuje całą naukę, czy też tylko szkolnictwo wyższe.

Prosta wiedza, najwyraźniej obca obecnemu szefowi MEiN, przekonuje, że wiele uczelni, zwłaszcza prywatnych, może kształcić Polaków także dlatego, że zasilają swoje budżety przez czesne pobierane od studentów obcokrajowców oraz że nie ma żadnego konfliktu pomiędzy umiędzynarodowieniem nauki a tym, że jest ona dla Polski i finansowana przez Polaków. Jak stwierdził Albert Einstein, „nauka jest międzynarodowa, lecz jej sukces zależy od instytucji, które należą do narodów”. Te słowa zostały przyjęte za motto projektu dokumentu „Polityka naukowa państwa” (PNP), upublicznionego w lipcu bieżącego roku, który wiele uwagi poświęca umiędzynarodowieniu szkolnictwa wyższego i nauki.

Wśród słabości obecnego stanu rzeczy w tych dziedzinach wymienia się „stosunkowo niskie umiędzynarodowienie nauki w Polsce w wybranych dziedzinach i dyscyplinach”. W związku z tym: „Należy dążyć do podniesienia poziomu umiędzynarodowienia polskiego sektora szkolnictwa wyższego i nauki w wyniku działań, które mają na celu zwiększenie: udziału polskich naukowców w międzynarodowej współpracy badawczej, w tym zwłaszcza w projektach o przełomowym znaczeniu, finansowanych ze środków Unii Europejskiej i innych międzynarodowych grantów o najwyższym prestiżu, (...) zwiększenie liczby studentów, doktorantów i naukowców z zagranicy, skutkujące wyraźną poprawą jakości kształcenia oraz poziomu działalności naukowej; zdolności przyciągania do polskich uczelni i instytucji naukowych wybitnych naukowców, zarówno tych na początku swojej kariery naukowej, jak i najbardziej doświadczonych badaczy z zagranicznych ośrodków akademickich, w tym naukowców o polskich korzeniach, którzy osiągnęli sukces w najlepszych ośrodkach badawczych na świecie”. Tak więc oficjalny dokument ustalający kierunki polityki naukowej państwa stawia na umiędzynarodowienie (internacjonalizację).

Czytaj też: Jak pandemia osłabiła słynne uczelnie

Obcokrajowcy. Studenci istotni

W Polsce działa specjalna Narodowa (jakże by inaczej) Agencja Wymiany Akademickiej (NAWA), zajmująca się międzynarodową współpracą (także w szkolnictwie wyższym). Oto kilka danych pochodzących z tej instytucji i GUS, pokazujących, że internacjonalizacja w nauce wcale nie jest czymś automatycznym. Procent obcokrajowców wśród studentów wynosi 6,8 – w liczbach bezwzględnych to ok. 80 tys. – i wzrósł o 3 pkt. proc. w porównaniu z 2017 r. Równocześnie spada liczba studentów polskich – od 2010 r. o 41 proc.

Tak więc populacja studentów zagranicznych jest coraz istotniejsza. Trudno to porównywać z Wielką Brytanią, która ma 23 proc. studentów z zagranicy. Brytyjczycy zresztą martwią się, że brexit może zmniejszyć umiędzynarodowienie szkół wyższych pod względem struktury studiujących. Chociaż w Europie wyglądamy pod tym względem nieźle (piąte miejsce), to optymizm musi być tonowany faktem, że większość studentów obcokrajowców to osoby polskiego pochodzenia z krajów za naszą wschodnią granicą, nierzadko posiadające Kartę Polaka. Umożliwienie im studiów w Polsce jest oczywistą powinnością moralną i jakąś rekompensatą za niezawinione odcięcie ich przodków od kraju ojczystego, ale nie prowadzi do internacjonalizacji, o którą chodzi w PPN.

Czytaj też: Spór o studentów z Chin. Co się dzieje na gdańskiej AWFiS?

Poza grupą polonijną najwięcej studentów zagranicznych rekrutuje się z krajów Azji Południowo-Wschodniej (z wyłączeniem Chin), a to też nie jest czynnik zwiększający międzynarodowy poziom szkolnictwa wyższego w Polsce. Ciągle problemem jest niewielki procent zajęć anglojęzycznych na polskich uczelniach. Analizy dokonane przez NAWA wskazują także, że polskie programy dla obcokrajowców obejmują ukończenie studiów I i II stopnia w jednym cyklu, gdy tymczasem atrakcyjniejsze (dokumentuje to przykład Czech, bardziej studencko umiędzynarodowionych od Polski) są modele, w których „wyższe” studia są odbywane w kraju bardziej zaawansowanym za rekomendacją uczelni, która dała dyplom licencjacki (I stopnia).

Czytaj też: Przemysław Czarnek – pedagog bezwstydu

Polski Ład nauce nie pomoże

Odsetek naukowców zagranicznych pracujących w Polsce to 2,5 proc. całej populacji środowiska akademickiego, a w Wielkiej Brytanii – 28 proc. NAWA przeprowadziła badania ankietowe w związku z pracą naukowców z innych krajów w Polsce. Wyniki wskazują, że panuje przekonanie o niedostatecznej infrastrukturze badawczej (chodzi o nauki przyrodnicze, techniczne i medyczne) w polskich placówkach prowadzących badania naukowe i, co może zaskakiwać, trudności biurokratyczne codziennego życia związane z takimi sprawami jak wynajęcie mieszkania, założenie konta w banku czy zrobienie lub nostryfikacja prawa jazdy.

Umiędzynarodowienie to także udział polskich naukowców w kongresach i konferencjach naukowych, jak też organizacja takich imprez w Polsce. Jedno i drugie jest coraz bardziej ograniczone z uwagi na szczupłość środków. Bez tego trudno np. o to, aby Polacy znajdowali się w międzynarodowych naukowych gronach doradczych, w redakcjach czasopism, serii wydawniczych itd. Problemem jest brak lub przynajmniej zmniejszenie się liczby prestiżowych czasopism i serii monografii naukowych. Jest to częściowo efekt globalizacji, ale również błędnej polityki w pierwszych latach po transformacji ustrojowej w 1989 r. Takie wydawnictwa jak PWN czy Ossolineum współpracowały (w ramach koedycji) z zagranicą, co m.in. owocowało publikacją dzieł polskich uczonych w językach obcych i ich międzynarodową dystrybucją. Przy okazji warto zauważyć, że wydawnictwa naukowe, książki i czasopisma (także internetowy dostęp do nich), także polskie, stale drożeją, a portfele naukowców są coraz chudsze. Tzw. Polski Ład nie przewiduje radykalnej zmiany w tym zakresie.

Czarnek zarządza przez Twittera

Porównując tweet p. Czarnka z PNP, notujemy radykalną niezgodność. Od razu wyjaśniam, że p. Czarnek nie jest osobą prywatną, ale publiczną, ministrem edukacji i nauki, bezwarunkowo bronionym przez p. Morawieckiego, czyli prezesa Rady Ministrów, a to znaczy, że internetowe występy pierwszego (drugiego zresztą też) muszą być traktowane poważnie. W swoim tweecie p. Czarnek najwyraźniej lekceważy i deprecjonuje internacjonalizację nauki, natomiast PNP wprost przeciwnie – uważa ją za jeden z fundamentów polityki naukowej państwa i zaleca intensyfikację działań w tym kierunku. Pan Czarnek deklaruje zmiany, ba, nawet je już uskutecznia, podobnie PPN zauważa, że stan obecny jest niezadowalający i winien być poprawiony. Szkopuł w tym, że postulowany kierunek przemian jest odwrotny w obu przypadkach.

A teraz niespodzianka. PNP jest sygnowany przez Ministerstwo Edukacji i Nauki (został opracowany przez specjalny zespół pod kierownictwem p. Wrochny, podsekretarza stanu w MEiN), a pismo kierujące ten dokument do konsultacji publicznej jest podpisane przez p. Murdzka, wiceministra w MEN, z upoważnienia ministra, tj. p. Czarnka. Można więc zasadnie sądzić, że kierownictwo tego resortu, w szczególności jego przodownik, jest świadome treści dokumentu. W związku z tym powstaje niepokojące pytanie o to, czym zamierza kierować się p. Czarnek w kwestii internacjonalizacji nauki: PNP czy swoim tweetem z 23 lipca?

Czytaj też: Młodzi nie chcą tańczyć, jak im Czarnek zagra

Rzecz jest o tyle ciekawa, że rzeczone twitnięcie miało miejsce dokładnie dwa dni po przesłaniu PNP do uzgodnienia w ramach konsultacji. Nasuwają się takie oto spostrzeżenia. Po pierwsze, vox posterior derogat voci priori (głos późniejszy uchyla głos wcześniejszy), co jest bardzo akuratne w wypadku ministrów. Formuła „uzgodnienie w ramach konsultacji” robi wrażenie, bo sugeruje, że koncyliacja już została osiągnięta, zapewne bez zmiany PNP – jeśli mam rację, to mamy kolejne świadectwo, że tzw. dobra zmiana dryfuje w kierunku PRL.

Po trzecie, i to wzmacnia spostrzeżenie poprzednie, wyznaczenie konsultacji m.in. ze środowiskiem naukowym na okres od 21 lipca do 20 sierpnia, a więc w środku wakacji, ma posmak humorystyczny. Wszystko to zdaje się świadczyć o tym, że sam p. Czarnek traktuje swój tweet za ważniejszy od dokumentu, który chce skonsultować, tj. uzgodnić. Możliwe zresztą, że traktuje swoją internetową interwencję za obwieszczenie o faktycznym zakończeniu konsultacji w duchu syntezy dialektycznego internacjonalizmu z prawdziwie narodowym duchem nauki polskiej.

Czytaj też: Zagraniczne studia zdalne

„Polska nauka dla Polaków”

Powyższe uwagi skłaniają do sceptycznego traktowania PNP jako dokumentu realnie postulującego umiędzynarodowienie nauki polskiej. Może tzw. dobra zmiana chciałaby nawet to osiągnąć (szczycenie się zagranicznym sznytem zawsze stanowiło swoiste pawie pióra autorytarnej władzy), ale finansowa mizeria sektora nauki w obecnej polskiej rzeczywistości nie rokuje zbyt dobrze w tym względzie.

PNP sprytnie pomija perspektywy ewentualnego zwiększenia nakładów na naukę i szkolnictwo wyższe, ograniczając się do biadolenia, że jest to jedna ze słabszych stron polityki naukowej państwa. Nic tedy dziwnego, że tzw. Polski Ład, czyli flagowy projekt lansowany przez Srebrnego Dewelopera i Handlarza Pokościelnym Mieniem Bezspadkowym, prawie nie wspomina o nauce i szkolnictwie wyższym, bo szyty grubymi nićmi projekt wyrwania maksymalnej ilości pieniędzy z rozmaitych grup społecznych w celu zapewnienia środków na kolejne porcje kiełbasy wyborczej nie harmonizuje ze wzrostem nakładów na naukę.

Przypomnę, że budżet tej dziedziny wynosi obecnie (plus/minus) 1 proc. PKB, a zalecany w UE to 2 proc. – w liczbach bezwzględnych 30 mld zł. Podwojenie tej sumy w przewidywalnej przyszłości jest trudne do pomyślenia, nawet gdyby nauka była bardziej preferowana niż TVP i jej propaganda, płace personelu spółek skarbu państwa i wynagrodzenia polityków. W konsekwencji pozostaje propagandowy farsz, właśnie w stylu tweetów p. Czarnka. Hasła „polskie uczelnie dla Polaków” i „polska nauka dla Polski” konkretyzują zawołanie „Polska dla Polaków”, tak miłe dla sporej części tzw. suwerena.

Czytaj też: Czego nauczy minister Czarnek

Dał nam przykład Orbán

Jakie umiędzynarodowienie i po co? Sami damy radę i nie potrzebujemy posiłków studenckich i naukowych z zagranicy, zwłaszcza z Zachodu, bo tam jeno lewactwo, ateizm i podejrzane pseudonaukowe roztrząsania. Pan Czarnek tak skomentował ankietę przeprowadzoną w UJ na temat płci (tę uznaną przez p. Nowak za dowód, że uczelnia przekształciła się w agencję towarzyską): „Uzyskałem odpowiedź (...), że ankieta jest elementem badania naukowego. Ja to przyjmuję do wiadomości, aczkolwiek nie ma w Polsce podstaw prawnych do tego, żeby wyodrębnić inną płeć aniżeli kobieta i mężczyzna”. I tak ma być. Badania naukowe inspirowane tym, co dzieje się na świecie, są mało ważne i jeśli nie pasują do poglądów p. Czarnka i jego zwierzchności, mają ustąpić regulacji, ustalonej przez tzw. dobrą zmianę, tego, co wolno badać, a czego nie należy tykać. To, co koliduje z tym unormowaniem, może być ewentualnie przyjęte do wiadomości, ale kto wie, na jak długo.

Tak czy inaczej, morda naukowa w kubeł, a jak nie, to wypad, podobny do losu Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego, wygonionego z Budapesztu przez p. Orbána, druha Jego Ekscelencji.

Niektórzy uważają, że nie należy traktować poważnie tweetów p. Czarnka o nauce, ponieważ są one przejawem niszowego folkloru humoru politycznego. Nie zgadzam się z tym, ponieważ są one wyrazem tendencji do odizolowania Polski od świata zachodniego. Zamysł jest polityczny, bo naukowy kontakt ze światem, może nie tak groźny dla tzw. dobrej zmiany jak audycje TVN24, ale na dłuższą metę też jest dla niej niebezpieczny.

Powyższe uwagi mają charakter ostrzegawczy i nie ukrywam, że chciałbym, aby moje pesymistyczne prognozy się nie sprawdziły. Niemniej już widoczny regres węgierskiej humanistyki w wyniku „orbanizacji” pokazuje, jakie mogą być konsekwencje dialektycznego internacjonalizmu p. Czarnka. Takie jak tego starego, tj. z czasów PRL.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną