Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Bunt Prigożyna w ocenie światowych ekspertów. „Najgorszy koszmar Putina”

Grupa Wagnera wycofuje się z Rostowa nad Donem. Grupa Wagnera wycofuje się z Rostowa nad Donem. Stringer / Reuters / Forum
Marsz na Moskwę w wykonaniu Grupy Wagnera, właśnie rzekomo rozwiązanej, wywołał serię pogłębionych analiz ekspertów od spraw międzynarodowych. Choć różnią się oni w ocenie motywacji Prigożyna, zgadzają się, że rebelia obnażyła pęknięcia w reżimie Putina.

„Rosyjski prezydent wcale nie jest popularny” – tak analizę weekendowych wydarzeń między Rostowem i Moskwą rozpoczyna prof. Timothy Snyder, historyk z Uniwersytetu Yale, światowej sławy ekspert od Europy Środkowo-Wschodniej. Jego zdaniem reakcja zwykłych obywateli na przejęcie przez wagnerowców kontroli nad dowództwem wojskowym w Rostowie i ich niezakłócony marsz przez miasto to dowód, że Rosjanom Władimir Putin zaczyna być obojętny.

Snyder podkreśla, że wszystkie dostępne badania opinii publicznej w Rosji, zwłaszcza pokazujące wysokie poparcie dla rządu i samej idei prowadzenia działań ofensywnych w Ukrainie, prowadzone są wokół samego centrum władzy, w Moskwie czy Petersburgu. Gdy jednak dostajemy rzadką okazję oglądania naturalnych zachowań mieszkańców dalszych części kraju – a do takich należy położony na południowo-zachodniej rubieży Rosji Rostów – widać, że Putina się nie boją. Nikt nie rzucił się w obronie reżimu, nie okazał spontanicznie poparcia prezydentowi, nic osobiście nie zaryzykował. Zdaniem Snydera ta apatia Rosjan wiąże się z poczuciem braku wpływu na swój los. Są przekonani, że i tak będzie nimi rządzić „zmilitaryzowany gangster”, a ponieważ, jak pisze historyk, Prigożyn i Grupa Wagnera to praktycznie Putin i reżim w miniaturze, w gruncie rzeczy wszystko im jedno, kto rządzi.

Czytaj też: Szarża Kucharza. Czy Prigożyn zastąpi Putina? Jest na to za sprytny

Rebelia, nie zamach stanu

Nieco ostrożniejszą prognozę opublikował Daniel W. Drezner, profesor stosunków międzynarodowych na Tufts University w Massachusetts i jeden z najważniejszych centroprawicowych analityków dyplomacji w USA. Jeszcze przed kapitulacją Prigożyna przestrzegł przed nazywaniem tego buntu „zamachem stanu”, słusznie zauważając, że zamachy rozpętują się w centrum władzy, a nie na obrzeżach reżimu. Marsz wagnerowców uznał za zmilitaryzowaną rebelię, która dowodzi, że sytuacja rosyjskich wojsk na ukraińskim froncie jest zła.

Tutaj zgadza się ze Snyderem – Rosjanom kończą się pomysły i zasoby na pokonanie ukraińskiej armii. Według Dreznera sam fakt, że Prigożyn przeżył, pokazuje też, że Putin jest słabszy, niż myśli wielu na Zachodzie. Przy pełni władzy i stabilnej sytuacji społecznej nie zawahałby się go po prostu wyeliminować. Nie oznacza to, że rosyjski dyktator zostanie obalony, wojska wycofają się z Ukrainy, a kraj się zdemokratyzuje. Drezner przywołuje tu analizę Andrei Kendall-Taylor i Ericki Frantz z magazynu „Foreign Affairs” – badaczki odrzucają scenariusz ideologicznej wolty w Rosji w najbliższym czasie.

To tekst wart przytoczenia, bo powstał niezależnie od sobotnich wydarzeń i, co ważne, jeszcze przed buntem wagnerowców. Autorki, powołując się na dane historyczne i sytuację innych reżimów doznających kryzysu, podkreślają, że praktycznie zawsze są one w stanie ten kryzys przetrwać. Nawet jeśli zmienia się autokrata u władzy, kurs pozostaje ten sam. Zwłaszcza jeśli władzę przejmuje ktoś ze środka reżimu albo otaczających go półzależnych struktur.

Przekładając ten model na weekendowe wydarzenia w Rosji, widać jak na dłoni, że nawet ewentualne przejęcie władzy przez Prigożyna (czego nie wykluczał ani Snyder, ani Drezner) nie oznaczałoby złagodzenia represji, demokratyzacji, a już na pewno końca wojny. Nikt nie chciałby zaczynać rządów od porażki na froncie. Zwłaszcza w Rosji, która nie porzuciła ambicji imperialnych i widzi swoją pozycję w światowej architekturze geopolitycznej właśnie przez pryzmat siły.

Wreszcie autorki tekstu w „Foreign Affairs” konkludują, że nawet gdyby do zmiany władzy w Rosji doszło, Moskwę czekałby etap trudnych relacji z Zachodem. Nowy przywódca otrzymałby w spadku m.in. nieuregulowaną sytuację Krymu, musiałby rozstrzygnąć, co zrobić z kwestią ewentualnego wypłacenia Ukrainie reparacji i fikcyjnie anektowanymi terytoriami w Donbasie i Ługańsku. Rozwiązanie wszystkich tych problemów po myśli Zachodu wymagałoby od Rosji kapitulacji i uznania swoich win – czego nie da się osiągnąć, wymieniając Putina na jakiegokolwiek podobnego przywódcę. A takim byłby Prigożyn, Siergiej Szojgu czy ktokolwiek inny ze struktur rosyjskiego reżimu.

Czytaj też: Prigożyn i Szojgu zwalczają się nawzajem. Putin pozwala. Taki jest plan

Prigożyn, produkt reżimu

Ciekawe hipotezy tłumaczące motywacje Prigożyna na łamach magazynu „The Atlantic” przedstawia Anne Applebaum, znana publicystka, reporterka, laureatka m.in. nagrody Pulitzera. Autorka uważa szefa wagnerowców za perwersyjnego patriotę, który wielokrotnie krytykował dowództwo rosyjskiej armii za niekompetencję na froncie. Stwierdził nawet – cytuje Applebaum – że „zło poczynione przez dowódców musi zostać zatrzymane” – i niewykluczone, że naprawdę tak myślał. Choć jest uznawany za kryminalistę, który kieruje się chęcią zysku, możliwe, że sobotnia rebelia była w jego wykonaniu aktem oddania wobec ojczyzny.

Są też inne hipotezy, w tym scenariusz, że został przekupiony w jakiejś formie przez Zachód – bezpośrednio lub za pośrednictwem Ukraińców. Albo – tu z Applebaum zgadza się Daniel Drezner – Prigożyn zwyczajnie próbował ucieczki do przodu. Zorientował się, że urósł za bardzo, jego krytyka wadzi na Kremlu i wykonał ruch wyprzedzający, w przeciwnym razie zostałby po prostu poświęcony na froncie.

Bez względu na motywacje ciekawe są wnioski, które Applebaum prezentuje w końcówce eseju. Podkreśla, że dla wnikliwych obserwatorów sobotnia rebelia nie była żadnym zaskoczeniem, bo wagnerowcy i sam Prigożyn są podręcznikowym produktem rosyjskiego reżimu. Brutalni, gardzący prawem i życiem, cyniczni. Dokładnie tacy jak Putin i rosyjski aparat państwowy. Prezydent ściągnął ten bunt na siebie sam. Przez lata oskarżał Zachód – USA, NATO, Unię Europejską – o atakowanie Rosji, zamach na jej cywilizację. Ten scenariusz nigdy się nie spełnił, a przeciw niemu wystąpili ludzie reprezentujący wszystkie wartości rosyjskiego reżimu.

Jeszcze dosadniej o sobotniej rebelii pisze Gideon Rachman, główny komentator spraw międzynarodowych dziennika „Financial Times”. W krótkim eseju określa marsz na Moskwę „najgorszym koszmarem Putina, przez niego samego wywołanym”. Jak zaznacza, Prigożyn podważył jeden z głównych mitów założycielskich reżimu – Putin zawsze Rosjan zapewniał, że uratuje ich od anarchii i chaosu, które dominowały po rozpadzie ZSRR na początku lat 90. Tymczasem tuż pod jego nosem wybuchła autentyczna wojskowa rewolta, którą w dodatku w Rostowie przyjęto z entuzjazmem.

Co więcej, pisze Rachman, trudno wyobrazić sobie Prigożyna w roli cichego emeryta na wygnaniu. Nie wiadomo jeszcze, gdzie ostatecznie wyląduje – raczej nie na Białorusi, możliwy jest wyjazd do jednego z krajów afrykańskich, gdzie wagnerowcy mają silną pozycję, również finansową. Niemniej według Rachmana szef Grupy nadal będzie głośno krytykował Kreml, a skoro nie został wyeliminowany po rebelii w domu, zapewne nie zostanie zamordowany poza krajem. Wreszcie, zauważa Rachman, popis wagnerowców stawia pod znakiem zapytania koalicję państw mniej lub bardziej otwarcie popierających Moskwę w konflikcie z Ukrainą. Rebelia pokazała słabość Putina, więc jego sojusznicy, zwłaszcza mniej znaczący, zdaniem dziennikarza „FT” będą się teraz mocno zastanawiać nad kolejnymi krokami.

Czytaj też: Jewgienij Prigożyn, kucharz z kartoteką

Zimny prysznic

W społeczności eksperckiej marsz wagnerowców na Moskwę został przyjęty raczej chłodno, również dlatego, że był w jakimś stopniu przewidziany. Mark Galeotti, brytyjski politolog związany z Cambridge i London School of Economics, piszący regularnie m.in. do magazynu „Time”, zauważył, że konflikt między Prigożynem, Szojgu i Walerym Gierasimowem był publiczny od ponad miesiąca. W swoim podkaście „In Moscow’s Shadows” przewidywał nawet jakąś formę eliminacji Grupy Wagnera z wojennego równania – nie wykluczał pacyfikacji samego Prigożyna.

Już w poniedziałek, w kolejnym odcinku podcastu, kreślił też możliwe scenariusze dalszego funkcjonowania Grupy. Jednym z nich miałoby być wygnanie z kraju samego Prigożina przy jednoczesnym wcieleniu jego ludzi do struktur kierowanych przez rosyjski resort obrony. Co ważne, podkreśla Galeotti, nie musiałoby to oznaczać wejścia do regularnej armii – wagnerowcy nie są jedyną półprywatną formacją walczącą w imieniu Moskwy, choć pozostałe takie twory podlegają w mniejszym lub większym stopniu Siergiejowi Szojgu.

Chwilę później, w poniedziałek po południu, pojawiły się na razie nie do końca potwierdzone informacje o rozwiązaniu Grupy Wagnera i wchłonięciu jej przez rosyjską armię. W pierwszej wypowiedzi publicznej od marszu na Moskwę zaprzeczył temu sam Prigożyn.

Wszystkie ostatnie analizy pokazują, że wiedza o coraz większych pęknięciach w reżimie Putina jest dostępna i szeroko komentowana na Zachodzie. Warto tych głosów słuchać, bo w okołowojennym szumie są rzadkimi przejawami spokojnej analizy – a kiedy trzeba, również zimnego prysznica.

Więcej na ten temat

Oferta na pierwszy rok:

4 zł/tydzień

SUBSKRYBUJ
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Pięć dziwactw polskiej polityki. To dlatego czeka nas zapewne dreszczowiec dekady

Nasza krajowa polityka, choć wydaje się na co dzień zwyczajna i banalna, ma jednak swoje wyraziste cechy, może i dziwactwa – w skali europejskiej i nie tylko. Te znaki szczególnie mocno się ujawniają i będą wpływać na kluczowe wydarzenia, także na wybory 9 czerwca i prezydenckie. Oto kilka z takich osobliwości.

Mariusz Janicki
16.05.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną