Kiedy nauczyciel wstawia uczniowi albo uczennicy ocenę do dziennika elektronicznego, rodzice natychmiast o tym wiedzą. Przerywają dotychczasowe czynności, przeglądają uważnie dziennik i widzą, że dziecko otrzymało ocenę poniżej rodzinnych ambicji. Zaczyna się interwencja. Po co czekać, skoro można mu wysłać SMS, a do nauczyciela mail? Niektórzy dzwonią nawet do dyrekcji.
Ambitne dzieci, a rodzice jeszcze ambitniejsi
Najszybciej i najczęściej interweniują mamy, chociaż trafiają się też bardzo szybcy i niecierpliwi ojcowie. W prestiżowym liceum, gdzie pracuję, uczą się bardzo ambitne dzieci, ale rodzice są jeszcze ambitniejsi. Chwilę po oddaniu sprawdzianu i wstawieniu oceny do dziennika słyszę, jak nastolatek pyta, czy może odebrać telefon od mamy. Proszę, aby rozmowa odbyła się poza salą lekcyjną. Robię to dla dobra dziecka. Nie chcemy być świadkami tej konwersacji. Zabraniać rodzicowi kontaktu z dzieckiem nie można. Nie dzwoni się przecież w trakcie lekcji bez istotnego powodu.
Gdy uczeń długo nie wraca, wysyłam kogoś, aby sprawdził, co się dzieje. Dowiaduję się, że jest w toalecie, ale prędko nie wróci. Domyślam się, że płacze. Albo się wścieka. Może słucha bardzo głośno muzyki. Może krzyczy. Doświadczone panie woźne są przyzwyczajone, nowe jeszcze się dziwią, do czego młodzieży licealnej służy toaleta. To pokój do wszystkiego, teraz pozwala odreagować. Nastolatek jest w tak złym stanie, że nie może wrócić do klasy. Musi ochłonąć nie tylko po złej ocenie, ale przede wszystkim po nieprzyjemnej rozmowie z najbliższą mu osobą i jednocześnie Wielkim Kontrolerem.
Mnie też czeka nieprzyjemna rozmowa z tym czy innym rodzicem. Każdy musi się wytłumaczyć ze złej oceny, nie tylko uczeń. Mama już pisze do mnie w tej sprawie.