Przyjaciel mojego wroga
Długi cień paktu Ribbentrop-Mołotow. Nikt nie przypuszczał, że to będzie wstęp do wojny
Można zakładać, że nawet gdyby nie doszło do porozumienia niemiecko-radzieckiego 23 sierpnia 1939 r., Hitler i tak ruszyłby na Polskę, z identyczną brutalnością. Dysponował wtedy przewagą militarną zapewniającą zwycięstwo – armia polska zostałaby tak czy inaczej pokonana, trwałoby to tylko nieco dłużej. Zgodził się jednak oddać Stalinowi pół potencjalnej zdobyczy, nawet kosztem gorszego punktu wyjścia do późniejszej kampanii przeciwko ZSRR. Zwyciężyło doraźne uspokojenie własnych generałów i marszałków, którym już wcześniej obiecał, że tym razem nie będzie walki na dwa fronty, jak podczas pierwszej wojny światowej.
Polskie elity również nie przypuszczały, że traktat jest wstępem do wojny z dwoma przeciwnikami. Warszawa – w odróżnieniu od Waszyngtonu, Londynu czy Paryża – nie wiedziała o tajnym protokole. Paradoksalnie lepiej niż polska dyplomacja poinformowany był „Kurier Poznański”, który 30 sierpnia opublikował skromny tekst „Tajne artykuły paktu moskiewskiego”. Treść dotyczyła skutków dla Dalekiego Wschodu, a nie dla polskiej integracji państwowej.
Bliźniacza reorganizacja
O rozmiarach błędu przekonano się 17 września 1939 r., kiedy do wschodniej Polski wkroczyła Armia Czerwona, przyspieszając klęskę II RP. Już 22 września odbyła się w Brześciu nad Bugiem wspólna niemiecko-radziecka defilada. 28 września, dzień po kapitulacji polskiej stolicy, Ribbentrop i Mołotow podpisali w Moskwie układ sprzymierzeńczy i graniczny, potwierdzający nowy przebieg linii demarkacyjnej na rzekach Pisa, Narew, Bug i San. Z wnioskiem: „potrzebną reorganizację państwową na obszarach położonych na zachód od podanej (…) linii przeprowadza Rząd Rzeszy Niemieckiej, na obszarach na wschód od tej linii Rząd ZSRR”.