Przed tygodniem w tym miejscu prof. Przemysław Sadura zamieścił felieton będący rodzajem aktu oskarżenia pod adresem Trzeciej Drogi w ogólności, a PSL i jej lidera w szczególności. Dowiedziałem się z niego, że: „Pokusa troski o partykularne interesy zaczyna osłabiać działanie koalicji”. Głównym tego przejawem ma być to, że ludowcy nie tylko nie chcieli poprzeć projektu depenalizacji aborcji, ale dopuścili się też „zaczepek i prowokacji pod adresem Lewicy”. Prof. Sadura, będący człowiekiem o wysokiej kulturze osobistej, dał w ten oględny sposób wyraz frustracji wielu zwolenników lewicy, niezadowolonych z tego, że ich postulaty nie są realizowane. W takie ceregiele nie bawiła się już Marta Lempart, która 23 lipca z ustawionej przed Sejmem sceny Strajku Kobiet wykrzyczała pod adresem Władysława Kosiniaka-Kamysza: „Tygrysek chciał pokazać, że jest odważny i nie boi się wyborczyń i wyborców. A raczej, że ma ich w d...e. Wiemy, k...a, wiemy. Wyp...”.
Pofantazjujmy przez chwilę i wyobraźmy sobie, że lider PSL wziąłby sobie do serca ostatnią sugestię pani Marty i postanowił zmienić koalicjanta na tego, który w desperacji proponował mu w końcu ub.r. fotel premiera oraz pokaźną liczbę resortów. Przy wsparciu już nawet nie całej, ale tylko części Konfederacji, mielibyśmy wówczas bardzo szybko nowy rząd, który potraktowałby panią Lempart i jej postulaty podobnie, jak czynił to przez poprzednie lata rząd Morawieckiego. A może nawet ostrzej, bo logika polaryzacyjnej spirali, na której się od lat znajdujemy, wydaje się nieubłagana. Dziś taki scenariusz jest oczywiście mało realny, ale kto wie, co zacznie kiełkować w głowie Kosiniaka i innych uczestników TD, gdy wreszcie ockną się z hipnotycznego snu, w jaki wprowadził ich Donald Tusk.
Muszę przyznać, że gdy w końcu ub.