Kiedy czytamy „Jedenaście”, zbiór małych form Hanny Krall, przed naszymi oczami pojawia się tłum ludzi. Każdy ze swoją historią, każdy dobija się o uwagę. To bohaterowie jej reportaży, ale też ludzie w drodze, którzy przechodzą przez granicę białoruską. Są notatki do dawnych tekstów i chodzenie po Otwocku z Piotrem S. Są telefony, listy, życie chwytane w całej swojej wielości, bo obok trwa wojna i trwa też brak – cztery dni po śmierci męża Hanny Krall Jerzego Szperkowicza Rosja zaatakowała Ukrainę – stąd w książce tajemnicze równania: 287+4=291, czyli 291. dzień po śmierci. Forma tych opowieści jest maksymalnie skrótowa, dlatego możemy się w tym gąszczu pogubić. I to jest „miejsce dla intuicji i wyobraźni czytelnika” – pisze Krall, która wymaga uwagi. Ta książka zbudowana jest na niedopowiedzeniach: „Nie da się wszystkiego wyrazić ani opowiedzieć. Słowa są niewystarczające. Język jest bezradny”.
Hanna Krall, Jedenaście, Wydawnictwo a5, Kraków 2024, s. 164