Romski margines
Rumuni traktują Romów z dystansem, jednak bez agresji
Romskie migracje. Po upadku komunizmu, w początku lat 90. XX w., pojawiła się w Polsce znaczna liczba cygańskich migrantów przybyłych z Rumunii. Na ulicach polskich miast trudnili się natarczywym żebractwem i wiele wskazuje na to, że był to częściowo proceder zorganizowany, z którego czerpali zyski zamożni przywódcy ich społeczności w Rumunii. Przybysze długo budzili współczucie, ale potem rosnącą irytację. W dodatku Polacy zaczęli ich utożsamiać z Rumunami. Nic dziwnego, skoro media donosiły, że polskie ulice zalali „rumuńscy żebracy”.
Na skutek tego wśród mniej znających świat rodaków znad Wisły upowszechniło się przekonanie, że Rumuni to Romowie, a więc Cyganie. Że Rumunia to kraj cygański, nawet jeśli Romowie żyją też w innych krajach. Niekoniecznie stała za tym rasistowska niechęć – tylko po prostu ignorancja. Dociekliwy warszawski inteligent był w stanie z życzliwym zainteresowaniem zapytać, czy język rumuński jest podobny do sanskrytu, skoro wiadomo, że Cyganie/Romowie przywędrowali do Europy z Indii.
Kłopotliwy masowy napływ do Polski rumuńskich Romów w pierwszej połowie lat 90. wiązał się z ówczesnym pozytywnym wizerunkiem Polski w Rumunii jako najbliższej bramy na Zachód. Romowie, lud wędrowny, szybciej niż inni ruszyli w drogę, gdy otworzyły się granice. Niektórych z nich skłonił też do emigracji fakt, że stracili dorywczą, sezonową pracę w państwowych gospodarstwach rolnych, które upadły. Zmierzali przede wszystkim do Polski. Jednak dla części z nich, podobnie jak dla dzisiejszych migrantów, Polska była krajem przejściowym otwierającym drogę dalej. Szukali więc sposobów przedostawania się do Niemiec, czasem skutecznie. W drugiej połowie lat 90. doszło też do deportacji z Polski części rumuńskich Romów do kraju.