Ostatni król
Michał I, ostatni król Rumunii. Powrót na tron zajął mu pół wieku. Czekał i reperował jeepy
Zdetronizowany przez komunistów w 1947 r. król Michał I wrócił do Rumunii w 2001 r., po ponad 53 latach wygnania. Otrzymał oficjalny status byłej głowy państwa, na równi z byłymi prezydentami Rumunii. 79-letni eksmonarcha przyjął to z satysfakcją i aż do swej śmierci w grudniu 2017 r. traktował ów status bardzo poważnie. Objął przyznaną mu rezydencję państwową, bukareszteński Pałac Elżbiety – jedną z dawnych królewskich siedzib. Przy pomocy żony Anny i najstarszej córki, księżniczki Małgorzaty, odtworzył postkrólewski dwór, obchodził historyczne rocznice, wygłaszał przemówienia, przyjmował wizyty licznych osobistości i zwykłych obywateli, wydawał przyjęcia, przyznawał odznaczenia Domu Królewskiego, animował działalność kulturalną i charytatywną. Cieszył się w społeczeństwie rumuńskim sympatią. Była to sytuacja bezprecedensowa – republikańska Rumunia zafundowała swojej monarchii życie po życiu.
Michał czekał pół wieku
Michał czekał na to pół wieku. Dużo światła na jego życie na emigracji rzuciły wydane w 2001 r. w Bukareszcie wspomnienia Anny de Burbon-Parma, francuskiej arystokratki blisko spokrewnionej z europejskimi rodzinami królewskimi, którą Michał poślubił w Atenach w 1948 r., już jako były monarcha. Zaślubiny miały miejsce na dworze brata jego matki, króla Grecji Pawła. A Annę poznał Michał krótko przed swą wymuszoną abdykacją, jesienią 1947 r., podczas londyńskiego wesela swej kuzynki Elżbiety (późniejszej królowej brytyjskiej) z Filipem, swym kuzynem z rodziny greckiej i najbliższym przyjacielem zabaw w dzieciństwie w Rumunii, gdzie młodociany książę Filip spędzał kilkakrotnie wakacje w latach 30.
Pomimo tak szacownych rodzinnych związków były król przez kilkadziesiąt lat układał sobie życie dwutorowo: od święta korzystał z zaproszeń swych krewnych do odwiedzin na królewskich dworach, a na co dzień oddawał się też własnej pracy i przedsiębiorczości.