Gryzienie duszy
„Notesy” Andrzeja Wajdy: te nieznane zapiski to sensacja. Prawie wszystkim się obrywa
Kilka tysięcy stron zawiera setki błyskotliwych szkiców, spostrzeżeń oraz myśli, z których wiele znalazło rozwinięcie w postaci kolejnych filmów. Przeplatają się one ze skargami na brak weny i emocjonalnymi komentarzami na temat procesu twórczego. Wajda z równą uwagą przygląda się sobie i Polsce, „Notesy” zapełniają uwagi o polskim katolicyzmie, antysemityzmie, o naszym stosunku do Rosji czy cynizmie polityków różnych opcji. Są też opisy snów, w większości koszmarów. Tym, co te zwierzenia spina, jest troska o wspólne dobro. Autor „Człowieka z żelaza” jawi się tu jako niepewny siebie, ale dźwigający brzemię odpowiedzialności za losy kraju, niewolny od błędów, światopoglądowych wolt, zaprzeczeń i paradoksów, wiecznie nienasycony artysta i człowiek.
Cztery opasłe tomy, obejmujące okres od 1942 do 2016 r., wydane osiem lat po śmierci reżysera, to również sąd nad minioną epoką i wstrząsający obraz wykuwania się geniuszu Wajdy na jej tle. Prof. Tadeusz Lubelski, który opracował je wraz z Agnieszką Morstin, stawia „Notesy” w jednym rzędzie z najważniejszymi dziennikami prowadzonymi w XX stuleciu przez polskich pisarzy: Stefana Żeromskiego, Zofię Nałkowską, Marię Dąbrowską, Witolda Gombrowicza i Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Nie ma w tym porównaniu cienia przesady.
Szczęście to wstyd
Początkowe zapiski z czasu okupacji ograniczają się do spisu obowiązków, są czymś w rodzaju kalendarza podsumowującego dzień. Były tworzone wyłącznie do wiadomości piszącego. Stosunkowo szybko Wajda się jednak otwiera, pokonuje strach, zmienia sposób formułowania myśli, odrzuca kulawą nowomowę, wyciąga wnioski, uczy się świata. Jest przekonany, że „świadomość artystyczną można zdobyć, wypracować, rozwijać”. Nagle, w 1954 r.