Kilimy na trzepaku
Zbierasz kilimy? Pamiętaj o trzepaku! Jak powróciła moda sprzed lat
Wizyta z dzieckiem u alergolożki. Dziecko ma objawy uczulenia na kurz. Lekarka pyta, czy mamy w domu dywany albo… kilimy. Przyznaję: kilimów akurat mamy całą kolekcję. Łemkowskie, z Bobowej, cepeliowskie, krakowskie... Kobieta przewraca oczami. „Kilimy albo zdrowie – stwierdza. – Albo wróćcie do zwyczaju naszych przodków i zacznijcie regularnie korzystać z trzepaka. Też kocham kilimy” – dodaje.
Co jest tak pociągającego w tych tkaninach? Tkano je od głębokiego neolitu na stepach środkowej Azji. Są spokrewnione z kobiercami i podobnie jak one były przede wszystkim formą fizycznego odgrodzenia siedzib ludzkich od nieprzychylnej natury. U ludów koczowniczych pełniły funkcję docieplenia – optycznego i fizycznego – wnętrza. Podobnie jak w średniowiecznych zamkach robiły to, dużo bardziej wysublimowane technicznie, arrasy i gobeliny, a w barokowych pałacach – flamandzkie tapiserie. Kilimy były efektem prymitywniejszej technologii: używano najprostszych materiałów w postaci owczej i wielbłądziej wełny, sam warsztat tkacki był zaś prostą ramą z naciągniętą wełnianą lub lnianą osnową – musiał być lekki i rozkładany, podobnie jak chroniące go domostwo będące po prostu ciągnioną przez konia jurtą. Ze względu na swoją grubość i mniejsze rozmiary kilimy były łatwe do zwinięcia i lżejsze od dywanów, co również sprzyjało ich popularyzacji we wschodniej Europie – zwłaszcza na terenach dzisiejszej Ukrainy i w Polsce, do których trafiły ze wschodnimi kupcami prawdopodobnie gdzieś na przełomie XVII i XVIII w.
Do dziś kilimy pochodzące z Polski, Ukrainy, Finlandii, Kazachstanu czy Turcji są dużo tańsze niż większość ich odpowiedników powstających w zachodnich manufakturach. To, co jednak decyduje o ich popularności, to fakt, że są wciąż aktualne estetycznie.