Dotrzeć do Trumpa
Były ambasador USA Daniel Fried: Trump lubi Polskę. Warszawa może odegrać ważną rolę w jego polityce
TOMASZ ZALEWSKI: – Pierwsza reakcja?
DANIEL FRIED: – Jako amerykański obywatel popierałem Kamalę Harris i byłem zawiedziony, że przegrała. Myślałem, że wypadnie lepiej. Zaskoczyło mnie, jak szybko i zdecydowanie wygrał Donald Trump.
Dlaczego wygrał?
Wysokie koszty utrzymania, inflacja – to rani ludzi. Od pokolenia mamy stagnację realnych płac. Trump potrafił wykorzystać wynikającą z tego frustrację wyborców w sposób dotąd nieznany. Jest utalentowanym populistą. Umie czytać tłum, czytać swój elektorat. I na poziomie podświadomości trafić do tych, którzy są wściekli.
Jak to się stało, że obywatele demokracji liczącej sobie 250 lat wybrali na prezydenta kogoś, kto próbował „ukraść” wybory, podżegając tłum do ataku na Kapitol, obrażał wszystkich dookoła, podczas swego wiecu symulował seks oralny i wychwalał dyktatorów?
Polityka amerykańska zawsze miała swoją nieokrzesaną odmianę. W XIX w. było wielu polityków, którzy zachowywali się po chamsku, z arogancją i tupetem. I byli, by tak rzec, zabawni. Rozgrywali swych oddanych zwolenników, jak chcieli, twierdząc przy tym, że reprezentują wszystkie ich żale do państwa. Prezydent Andrew Jackson był w tym bardzo dobry.
Wtedy jednak nie było telewizji i mediów społecznościowych.
To prawda. W przypadku Trumpa to jego chamstwo i tupet nie zaszkodziły mu, bo mimo zrażania do siebie wielu ludzi potrafił nawet poszerzyć swoją bazę. Ten jego wulgarny ludowy styl przemawia do ludzi, którzy chcą wywrócenia stolika. Nie dlatego, że są głupi, tylko dlatego, że są sfrustrowani, i Trump umie to skanalizować.
Kampania przed wyborami była szczególnie brutalna i brudna, dominowały ataki personalne i wyzwiska.