Zmarł Staszek Tym, człowiek wielu talentów, nasz Autor i Przyjaciel. Od blisko 20 lat był dobrym duchem naszej redakcji. Kiedy do niej przyjeżdżał ze swojej ukochanej Suwalszczyzny, od razu robiło się pogodniej, każdy chciał Staszka posłuchać, złowić jego nowy żart, bon mot czy po prostu mu potowarzyszyć. Stanisław, mimo ciętego humoru i temperamentu rasowego satyryka, był zarazem człowiekiem gołębiego serca, ciepłym, łagodnym, ciekawym ludzkich spraw – przyciągał jak magnes. A jednocześnie był też chodzącą aktorską legendą, kaowcem z „Rejsu”, prezesem Ochódzkim z „Misia”, Dudałą z „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz” – to tylko niektóre jego słynne filmowe kreacje. Te filmy, od dekad obecne w masowej wyobraźni, języku, poczuciu humoru, przypominały nam, że Staszek to przecież „ten Tym”.
Stanisław miał wyraziste poglądy, ale przede wszystkim był wyczulony na publiczne zakłamanie, zadęcie, propagandową tandetę, cały ten polityczny, oficjalny teatrzyk, za którym chowały się małe interesy. Wyśmiewał to w filmach Stanisława Barei w okresie PRL i to samo robił w felietonach do POLITYKI, zwłaszcza w ostatniej dekadzie, w czasach nieoczekiwanego powrotu tamtego języka, myślenia i obyczajów. Zawsze jednak stosował te same miary, w swojej ocenie rzeczywistości był bardzo stały i uczciwy. Będzie nam bardzo brakowało Jego opinii, oceny zdarzeń, satyrycznego komentarza. I przyjaźni. Żegnaj, Stanisławie!
A polityczny spektakl się nie zatrzymuje. Gliwicka konwencja i przemówienie Rafała Trzaskowskiego jako kandydata KO otworzyło już na dobre prezydencką kampanię. W dobrej i wielowątkowej przemowie Trzaskowski, jak się wydaje, chciał uświadomić główny sens nadchodzących wyborów, czyli dokończenie demokratycznej rewolucji 15 października.