Lodowaty humor
Yorgos Lanthimos: wielki prowokator kina i jego lodowaty humor. Znów się drażni z widzami
Najnowszy film Lanthimosa „Rodzaje życzliwości”, który wchodzi właśnie do polskich kin, nie ma raczej szans, by stać się tak masowo oglądanym przebojem, jak choćby „Faworyta” czy „Biedne istoty”. Jest na to zbyt ponury, obrazoburczy i radykalny. To prawdopodobnie najdojrzalsza jak dotąd wypowiedź autora, specjalizującego się w wywoływaniu skrajnych emocji za pomocą okrutnych widowisk o przykrych konsekwencjach ucieczki od wolności i mechanizmach zniewalania.
Nagrodzone w Cannes „Rodzaje życzliwości” podejmują ten temat w wyjątkowo przewrotny sposób. Składają się z trzech luźno ze sobą powiązanych nowel osadzonych w realiach współczesnej Ameryki. Tytuł każdej, trwającej prawie godzinę części, odwołuje się do inicjału R.M.F, co sugeruje, że ich bohaterem jest tajemnicza osoba, która zgodnie z zapowiedzią już w pierwszym rozdziale ginie, a następnie niczym deus ex machina pojawia się dopiero w trakcie napisów końcowych, jedząc kanapkę.
W każdej noweli grają ci sami aktorzy: Jesse Plemons i Emma Stone, a także Willem Dafoe, Margaret Qualley, Hong Chau, Mamoudou Athie i Joe Alwyn, co wydaje się ciekawym zabiegiem komediowym. W tym przypadku jednak chodzi raczej o wrażenie wymienności ról, pasji, obsesji, osobowości. Ludzie potrafią wcielać się w ofiary, innym razem w sadystów. Jedynie sceneria za oknem nie ulega zmianom (film był nagrywany w okolicach Nowego Orleanu).
Łamigłówka o tyranii
„Nie wyobrażam sobie, że mógłbym wyreżyserować film o czymś, co byłoby proste, przyjemne i pozytywne. Bo jaki byłby sens robienia takiego filmu?” – podkreśla znaczenie filmowych łamigłówek reżyser, zdradzając w innym wywiadzie, że punktem wyjścia tej dość zagmatwanej i wielowątkowej historii, w której pojawia się np.