Kąpielisko przy urwisku
Kąpielisko przy urwisku na Zakrzówku. Poszły na to miliony, nikt nie jest zadowolony
Zakrzówek, zaledwie kilka kilometrów od centrum Krakowa, słynie z krystalicznej, przejrzystej turkusowej wody i malowniczych widoków. Zalany kamieniołom na południowym stoku Skał Twardowskiego, z którego do początku lat 90. wydobywano wapień, zyskał nawet miano polskich Malediwów lub (bardziej odpowiednie) polskiej Chorwacji.
Przez 30 lat było to dzikie kąpielisko i mekka nurków z całej Europy. Pięć lat temu, po odkupieniu terenu wokół zalewu, miasto zdecydowało o rewitalizacji i budowie kąpieliska. Inwestycja kosztowała 60 mln zł. Do tego 26 mln za grunty. Na mniejszym zbiorniku (bo Zakrzówek to dwa połączone wąskim przesmykiem dawne wyrobiska) zainstalowano pięć pływających basenów o różnej głębokości, połączonych szerokimi, unoszącymi się na wodzie pomostami. Baseny mają jasne dno, co sprawia, że woda w nich jest turkusowa.
Emocje w kolejce
Z lotu ptaka wygląda to wspaniale. – Zdjęcia w internecie sprawiają, że przyjeżdża tu mnóstwo osób z zagranicy, nawet z krajów arabskich – mówi Maciej Curzydło, instruktor nurkowy, który przez ćwierć wieku razem z żoną Iwoną prowadził bazę Kraken na Zakrzówku. W Krakowie codziennie lądują samoloty z Półwyspu Arabskiego. Turyści przylatują na weekend, który dzielą między Energylandię w Zatorze i Zakrzówek. Przyjeżdżają też Czesi, Słowacy, Niemcy, Skandynawowie. Na Zakrzówku słychać różne języki. – Oceniamy, że 80 proc. to obcokrajowcy – mówi Krzysztof Słomski, ratownik pracujący na kąpielisku. – Najwięcej obywateli Ukrainy.
10 lipca wieczorem doszło do bójki między grupą polskich i ukraińskich młodych ludzi. 17-letni Artem Shevchenko z Ukrainy dostał dziesięć ciosów maczetą, stracił kciuk w lewej ręce, miał pękniętą czaszkę. Spędził w szpitalu dziewięć dni.