Gwiazdy całego świata
Gwiazdy całego świata: subiektywny wybór bohaterów igrzysk. Polacy byli tylko statystami
Fani wyczynowego sportu, nie tylko lekkiej atletyki, od dawna mieli w swoich kalendarzach zakreśloną czerwonym kółkiem datę 5 sierpnia. To wtedy, na początku drugiego tygodnia paryskich zmagań, odbywać się miał finał skoku o tyczce mężczyzn. Zapowiadano go jako teatr jednego aktora – dominującego od lat w tej dyscyplinie Szweda (choć urodzonego w USA) Armanda Duplantisa.
Taniec na tyczce
I rzeczywiście tak było – ale jaki to był teatr, i przede wszystkim jaki aktor! Mondo, jak nazywają go najbliżsi, rozegrał ten wieczór do perfekcji. Jest dziś największą gwiazdą lekkiej atletyki, jedynym zawodnikiem zdolnym przyciągnąć na stadion dziesiątki tysięcy kibiców. Jego zwycięstwo ani na moment nie było zagrożone, rozkręcał się właściwie dopiero przy wysokości 6,1 m, kiedy jego rywale już kończyli skakanie. Niewiadoma była tylko jedna: czy pobije rekord świata? Oczywiście własny.
No i udało się: pokonał poprzeczkę na wysokości 6,25 m. Ale zanim to zrobił, odstawił show, na który stać tylko największe gwiazdy. Dochodziła już 22.00, ale nikt z 80 tys. fanów zgromadzonych na Stade de France nie zamierzał jeszcze iść do domu. A Mondo się nie spieszył. Do pierwszej próby na rekordowej wysokości podszedł jeszcze jakby od niechcenia, wcześniej realizator telewizyjnej transmisji pokazywał go z wzrokiem martwo wlepionym w ciemniejące niebo. Wtedy jeszcze poprzeczkę strącił, choć błędem technicznym – zahaczył kolanem już przy opadaniu.
Powtórki pokazały jednak, że z wysokością i wybiciem wszystko jest w porządku – Duplantis miał nad poprzeczką kilkanaście centymetrów zapasu. Podszedł na konsultacje do rodziców-trenerów. Tata, Amerykanin, też był tyczkarzem, doskoczył w swojej karierze do 5,8 m. Mama, szwedzka pięcioboistka, namówiła go do zbliżenia z europejską ojczyzną.