Świat

Biden wstrzymuje dostawy bomb dla Izraela. To pierwsze takie ostrzeżenie

Protest propalestyński na uniwersytecie George’a Washingtona. Waszyngton, 7 maja 2024 r. Protest propalestyński na uniwersytecie George’a Washingtona. Waszyngton, 7 maja 2024 r. Probal Rashid / Zuma Press Probal Rashid / Zuma Press / Forum
Joe Biden pierwszy raz używa dostaw broni jako narzędzia nacisku na izraelski rząd Beniamina Netanjahu. Ale nie oznacza to jeszcze zasadniczej zmiany kursu w sprawie wojny w Gazie.

Wyrażając sprzeciw wobec planowanej przez rząd izraelski ofensywy w Rafah na południu Gazy, prezydent Joe Biden wstrzymał kolejny transport broni. Nie dostarczono Izraelowi obiecanych 3,5 tys. ciężkich, ważących od 250 do 1000 kg bomb. Zrzucanie ich w Gazie, oprócz innych rodzajów broni, w czasie trwającej ponad pół roku wojnie z Hamasem spowodowało śmierć co najmniej 34 tys. cywilów. W Rafah, gdzie bronią się jeszcze bojówki tej organizacji, znalazło schronienie setki tysięcy ludzi.

Biden pierwszy raz używa dostaw broni jako narzędzia nacisku na rząd Beniamina Netanjahu. Ameryka nalega, aby w ofensywie na Rafah minimalizowano straty i pozwolono na większą pomoc humanitarną. Izraelski premier zgodził się na pewne ułatwienia w dostawach żywności i lekarstw do Gazy, ale pozostaje głuchy na apele o mniej brutalne metody prowadzenia wojny.

Czytaj też: Dlaczego Ameryka tak bezgranicznie kocha Izrael

Czy Joe Biden zmienia kurs wobec Izraela?

Rząd w Jerozolimie stale przypomina, że do wojny doszło po zabójstwie 1200 cywilów w Izraelu, w tym kobiet i dzieci, zamordowanych przez terrorystów 7 października. Jak podkreśla, Hamas używa ludności cywilnej jako żywych tarcz, ukrywając się w gęsto zaludnionych miastach. Nie zgadza się w związku z tym także na dłuższe zawieszenie broni, co hamasowcom daje pretekst, by nie ustępować w rozmowach na temat zwolnienia porwanych osób.

Amerykański prezydent jest pod presją lewicy w Partii Demokratycznej i masowych demonstracji na uniwersytetach z apelami o całkowite wstrzymanie pomocy wojskowej dla Izraela, który z USA otrzymuje ją corocznie w wysokości prawie 4 mld dol. Miałoby to zmusić Jerozolimę do zawieszenia broni, wycofania sił z Gazy, a w dalszej kolejności – do zgody na powstanie państwa palestyńskiego w tej enklawie i na okupowanym Zachodnim Brzegu.

Krok Bidena nie oznacza zasadniczej zmiany kursu w sprawie wojny w Gazie. W przemówieniu na Kapitolu we wtorek podczas uroczystości upamiętnienia Zagłady prezydent podkreślił, że „moje poparcie dla Izraela i jego prawa do istnienia jako niepodległego państwa żydowskiego jest niewzruszone”.

Czytaj też: Biden upomina Netanjahu. Wojna w Gazie wystawia na próbę relacje USA z Izraelem

Izrael ma zapas bomb

O wstrzymaniu dostaw bomb w ubiegłym tygodniu poinformował jako pierwszy portal newsowy Axios. Ekipa Bidena z początku dementowała te doniesienia i jeszcze w poniedziałek Pentagon oświadczył, że nie ma politycznej decyzji o wstrzymaniu transportu broni. Dopiero we wtorek anonimowi przedstawiciele administracji przyznali, że faktycznie nastąpiło. Podkreślają jednak, że chodzi tylko o tymczasowe zawieszenie transportu, i zaznaczają, że rząd „nie podjął jeszcze ostatecznej decyzji, jak z nim dalej postępować” (cyt. za agencją Reutera).

Amerykańscy eksperci wyjaśniają, że posunięcie Bidena nie udaremni planów inwazji Rafah, bo rząd Netanjahu ma zapasy bomb i innych typów potrzebnego uzbrojenia, chociaż na dłuższą metę może utrudnić dalsze prowadzenie wojny. Wstrzymanie transportu – trwające od dwóch tygodni – należy więc rozumieć raczej jako ostrzeżenie. Waszyngton naciskał na Jerozolimę, żeby zrezygnowała z ataku na Rafah do czasu opracowania planu minimalizacji ofiar cywilnych, ale ostatnio – jak napisał w „New York Timesie” Peter Baker – „Biały Dom daje do zrozumienia, że nie wierzy, by taki plan był w ogóle możliwy”. A we wtorek Izrael zajął od strony palestyńskiej przejście graniczne w Rafah między Gazą a Egiptem, odcinając kluczową drogę pomocy humanitarnej dla enklawy.

Czytaj też: Izrael w trybie półwojennym. „Jeśli teraz skończymy, to przegramy”

Młodzi wyborcy mogą zostać w domu

Kwestia wojskowej pomocy dla Izraela stanowi dziś dla Bidena wyjątkowo twardy orzech do zgryzienia. Wstrzymanie dostaw zaczęły już krytykować prawicowe media. „Washington Examiner” napisał, że USA „powinny wysłać Izraelowi obiecaną broń”. Politycy Partii Republikańskiej atakują zwykle wszelkie upomnienia rządu Netanjahu przez demokratyczną administrację, że prowadzi wojnę zbyt brutalnie, jako „politykę dwuznaczną”, osłabiającą rzekomo najważniejszego sojusznika USA na Bliskim Wschodzie. Wstrzymanie transportu bomb skrytykowali prominentni politycy GOP, m.in. przewodnicząca klubu republikańskiego w Izbie Reprezentantów Elise Stefanik oraz lider większości tej partii w Izbie Steve Scalise.

Z kolei lewe skrzydło Partii Demokratycznej naciska na prezydenta, by zaostrzył kurs wobec skrajnie nacjonalistycznego rządu Netanjahu. Demokratyczny kongresmen Ro Khanna, przedstawiciel klubu „progresywistów” w Izbie Reprezentantów, powiedział w telewizji CNN, że transport bomb należało wstrzymać wcześniej. Skrytykował też dyrektora CIA Williama Burnsa za brak postępów w mediacjach między Izraelem a Hamasem na temat zawieszenia broni i uwolnienia zakładników.

Z sondaży wynika, że Amerykanie są podzieleni w sprawie pomocy dla Izraela w jego wojnie z Hamasem, kosztującej tysiące cywilnych istnień – 36 proc. ją popiera, 34 proc. jest przeciw (reszta nie ma zdania). Największą opozycję wobec wojny wyraża młodzież, czego miarą są demonstracje na kampusach. Amerykańska liberalna lewica to tradycyjni wyborcy Partii Demokratycznej. Poparcie Bidena dla prowadzącego wojnę w Gazie Izraela sprawia, że wielu z nich w tegorocznych wyborach może na niego nie zagłosować. W demokratycznych prawyborach niektórzy wyborcy tej partii nie poparli prezydenta, tylko marginalnych kandydatów z lewicy: Cornella Westa i Jill Stein. Albo określali się jako „niezdecydowani”. W listopadzie nie zagłosują na Trumpa, ale mogą zostać w domu.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Andrzej Duda: ostatni etap w służbie twardej opcji PiS. Widzi siebie jako następcę królów

O co właściwie chodzi prezydentowi Andrzejowi Dudzie, co chce osiągnąć takimi wystąpieniami jak ostatnie sejmowe orędzie? Czy naprawdę sądzi, że po zakończeniu swojej drugiej kadencji pozostanie ważnym politycznym graczem?

Jakub Majmurek
23.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną