Xi Jinping w Europie wbił nowe kliny. Są kraje, które rozwijają przed Chinami czerwone dywany
Wbiciem kilku nowych klinów kończy się pobyt chińskiego przywódcy Xi Jinpinga w Europie. Dwa najlepiej widoczne to Serbia i Węgry. W Belgradzie i Budapeszcie Xi przyjmowano z najwyższymi honorami i zapewnieniami o przyjaźni. Prezydent Aleksandar Vučić i premier Viktor Orbán ścigają się w uprzejmościach, wykorzystują stosunki z Chinami jako polityczno-gospodarczego lewara, który pozwala im na prowadzenie polityki w miarę niezależnej od nacisków płynących z Zachodu, domagającego się spełniania demokratycznych standardów.
Autokratyczna praktyka ich rządów pokazuje, że Vučić z Orbánem w pełni identyfikują się z wartościami, którymi kieruje się reżim w Pekinie. Rozwijają przed Xi czerwone dywany i zabiegają o jak najwięcej inwestycji. W zamian są gotowi pozostawać chińską bramą do Europy. A Chińczycy są skłonni inwestować zwłaszcza na Węgrzech, m.in. w zakłady z branży pojazdów elektrycznych, by obchodzić bariery, które Unia stawia chińskim firmom produkującym w Chinach.
Europa i potrójna rola Chin
Ta zawiłość jest pochodną stosunków łączących Unię z ChRL. Zjednoczona część Europy postrzega Chiny przez pryzmat trzech ról. Po pierwsze, jako rywala systemowego. Pod tym eufemistycznym hasłem kryje się przekonanie, że gdyby Pekin mógł, to Unię utopiłby w szklance wody i sobie ją zupełnie podporządkował. Chiny konsekwentnie od dekad starają rozmontować stworzony po II wojnie światowej porządek międzynarodowy, w którym to Zachód ma najwięcej do powiedzenia w ramach systemu utrwalonego składem Rady Bezpieczeństwa ONZ, zasad globalizacji i pozycją USA.
Powojenny okres względnego spokoju przyniósł Unii dobrobyt, z którego Europa nie chce rezygnować.