Jaka Kamala?
Kamala Harris, niewygodna rywalka dla Trumpa. Będzie wkrótce testowana, i to surowo
Rezygnacja Joe Bidena z walki o reelekcję i namaszczenie Kamali Harris podziałały na Partię Demokratyczną jak lek uzdrawiający z apatii i depresji. Deklaracje poparcia dla niej od partyjnych prominentów – w tym jeszcze do niedawna jej potencjalnych konkurentów – i lawinowe donacje na kampanię od sponsorów świadczą o tym, że partia błyskawicznie jednoczy się wokół wiceprezydentki. Kilka dni po ogłoszeniu decyzji Bidena przewaga Donalda Trumpa nad kandydatką Demokratów zmalała do minimum.
Z analiz wynika, że 59-letnia Harris odzyskała część ważnych segmentów demokratycznego elektoratu straconych przez Bidena, tj. Afroamerykanów, Latynosów, a przede wszystkim młodych Amerykanów. Wiceprezydentka dogania też Trumpa w „swingujących” (niezdecydowanych) stanach Środkowego Zachodu uważanych za kluczowe dla zwycięstwa. Rośnie również liczba wyborców rejestrujących się jako Demokraci. Jakby tego było mało, pierwsze publiczne wystąpienia kandydatki potwierdziły, że potrafi rozgrzać słuchaczy. A zajadłe ataki Trumpa i jego kandydata na wiceprezydenta J.D. Vance’a coraz bardziej wyglądają na objawy zdenerwowania.
Już na trzeci dzień po przejęciu pałeczki od Bidena sztab Harris ogłosił, że zdobyła głosy co najmniej 1976 delegatów na konwencję Demokratów potrzebne do partyjnej nominacji prezydenckiej. Teraz trwa wirtualne głosowanie w stanach, aby zebrać ich jak najwięcej. Celem jest zakończenie tej procedury w pierwszym tygodniu sierpnia, żeby na konwencji w Chicago (od 19 sierpnia) Harris natychmiast dostała nominację – bez zbędnych sporów i rozłamów. Trwa więc miodowy miesiąc Demokratki. Wytrawni stratedzy, jak James Carville, ostrzegają jednak, że to może się szybko skończyć.
Pierwsza w historii
„DEI hire (kandydatka DEI)” – tak nazwali Harris republikańscy kongresmeni, a ten niepochlebny epitet powtórzył na okładce wielkonakładowy konserwatywny tabloid „New York Post”.