Psy ofiarne
Turcy polują na bezpańskie psy. Okrutne prawo Erdoğana nie przewiduje mordu. Przynajmniej wprost
Podjeżdżają w ciężarówkach, wcześniej poinformowani przez lokalnych działaczy. Mają przynęty – w przypadku wygłodzonych psów nie potrzeba wiele. Metody są różne: zatruwanie mięsa, pałka, rzadko strzelba. Najczęściej oszałamiają je tępym narzędziem. A potem – jeszcze żywe – wkładają do grubych toreb i zakopują we wcześniej przygotowanych dołach. Najgorsi wieszają za tylne kończyny, co kończy się śmiercią po dwóch–trzech godzinach męczarni. W tureckim internecie pełno jest dziś trudnych do zweryfikowania zdjęć i filmików, które przedstawiają rozgrywającą się właśnie „apokalipsę zwierząt”, jak piszą obrońcy ich praw.
Od początku sierpnia trwa akcja „oczyszczania Turcji z bezpańskich psów”, realizowana zarówno przez lotne brygady funkcjonariuszy państwowych, jak i przez obywatelskich zapaleńców. To skutek ustawy przyjętej po wielu perypetiach przez rządzącą krajem Partię Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP), którą jednak wymyślił i wymusił na parlamencie Recep Tayyip Erdoğan. Prezydent Turcji nowe prawo nazywa „krokiem w stronę cywilizowanego świata”. I dodaje, jak na klasyka populizmu przystało: „Pomimo prowokacji i kampanii opozycji opartych na kłamstwach i zniekształceniach Zgromadzenie Narodowe po raz kolejny posłuchało ludu, odmawiając zignorowania krzyków milczącej większości”.
Erdoğan twierdzi, że takie „oczyszczenie Turcji” jest niezbędne. Wskazuje na miliony – według okrągłych szacunków: cztery – na wpół dzikich psów, które stają się coraz większym zagrożeniem, szczególnie dla mieszkańców przedmieść wielkich miast. Prorządowe media, czyli jakieś 80 proc. rynku, od miesięcy rozpisują się o „terrorze dzikich psów”, o „psich mordercach dzieci” i oczywiście o lokalnych władzach wywodzących się zazwyczaj z opozycji, które nie potrafią lub po prostu nie chcą poradzić sobie z problemem.