Jack Sullivan w Chinach, „uszy i oczy” Bidena. USA próbują zatrzymać konfrontację mocarstw
Aż trzy dni w Pekinie spędził Jake Sullivan, doradca ds. bezpieczeństwa narodowego amerykańskiego prezydenta Joe Bidena. Skoro pojechał do Chin na tak długo, to sprawa musi być poważna. Sullivan – dość nieoczekiwanie – spotkał się z samym Xi Jinpingiem, przewodniczącym Chińskiej Republiki Ludowej i sekretarzem generalnym partii komunistycznej. Rozmowy delegacji z szefem dyplomacji Wangiem Yi toczyły się w sześciu rundach, trwały łącznie 11 godzin. Sporo czasu Sullivanowi poświęcił też gen. Zhang Youxia, wiceprzewodniczący ciała, które nadzoruje chińską armię.
Powstrzymać wojnę z Chinami
Stanowisko doradcy narodowego ds. bezpieczeństwa wiąże się z dość ograniczoną rzeczywistą władzą, ale jednocześnie niesie dużą odpowiedzialność. Sullivan odgrywa rolę prezydenckich uszu i oczu, w sprawach zagranicznych pośredniczy też w kontaktach między Białym Domem i Kongresem. Ma być dobrze poinformowany, powściągać własne ambicje, pracować dla przełożonego, a jeśli wystąpi potrzeba, może pełnić funkcję prezydenckiego wysłannika. Wiele zależy też od temperamentu i zdolności samego doradcy. Swego czasu otwarcie z Chinami Ludowymi wypracowywał zmarły w zeszłym roku Henry Kissinger. Teraz Sullivan miał sprawić, by rywalizacja obu państw nie przerodziła się w ostrą konfrontację czy wręcz wojnę.
Chiny są dla Ameryki problemem wagi najwyższej, tymczasem Sullivan Pekin odwiedził po raz pierwszy, stało się to dopiero na finiszu kadencji rządu Bidena. Była to też pierwsza wizyta urzędnika tej rangi od ośmiu lat. Co mówi coś o poziomie stosunków.