989. dzień wojny. Tysiące sukcesów taktycznych. Jak Rosjanie to robią? Sto lat temu było podobnie
Rosyjskie dowództwo doczekało się ostrej krytyki za nieudany szturm w rejonie Biłhoriwki i Siewierska przeprowadzony siłami 123. Brygady Zmechanizowanej Gwardii im. Klimenta Woroszyłowa 2 listopada. To brygada złożona z separatystów wchodzących w skład 3. Armii, powstałej na bazie 2. Ługańskiego Korpusu Armijnego (armia jest formacją większą od korpusu). Do ataku dowódca rzucił całość dostępnych sił: trzy bataliony piechoty zmechanizowanej (po ok. 400 żołnierzy) i batalion czołgów. Problem w tym, że natarcie prowadzono bez dostatecznego wsparcia, wykorzystano tylko dywizjon artylerii brygady. Za małe było też wsparcie dronów szturmowych FPV i pododdziałów walki radioelektronicznej. Atak był frontalny, bataliony szły w jednej linii obok siebie i, jak się można było spodziewać, skończył się wysokimi stratami. W meldunkach napisano, że zakończył się powodzeniem, co wprowadziło przełożonych w błąd co do położenia stron – na mapie widzieli postępy, których nie było. Sprawę ujawnili blogerzy militarni. Biłhoriwka, którą Rosjanie zdobywają od maja 2022, pozostaje w ukraińskich rękach.
Warto odnotować co innego – to był pierwszy od dłuższego czasu atak w takiej sile, czyli brygady ze wszystkimi czterema batalionami. Rosjanie najczęściej nacierają grupkami plutonowymi, 20–30-osobowymi, czasem nawet drużynami po 8–10 osób, rzadziej kompaniami po 100 ludzi. Tu do ataku poszła brygada licząca 1,2 tys.