Cała grupa młodych prowadzących show „SNL” („Saturday Night Live”), program telewizyjny w sieci NBC, pełen gwiazd i polityczno-obyczajowych żartów, przygotowała wieczór, w którym świetnie pokazano, jak zdecydowani krytycy Trumpa zmieniają radykalnie o nim zdanie po wyborach. Najpierw mówili, że to katastrofa, w ogóle się nie nadaje na prezydenta. Teraz zaprzeczają, by kiedykolwiek źle się o nim wyrażali, a na koniec przechodzą do pochlebstw i zachwytów. Jasne, że trzeba się ogrzać w blasku władzy, a prezydent jest rozdawcą wszelkich dóbr i łask.
Zresztą Donald Trump nie musi akurat szukać nowo nawróconych zwolenników. Zaczyna kompletować już swoją ekipę rządową, skomponowaną z zawsze wiernych i lojalnych. Trafiły też do niej osoby co najmniej niedopasowane do stanowisk, jak jeden z Kennedych, antyszczepionkowiec, na stanowisko szefa resortu zdrowia. A wywiad miałby dostać się w ręce kobiety, która w czasie kampanii powielała rosyjską propagandę na temat Ukrainy.
Nieprzewidywalny Trump. To nie musi być atut
Jasne, że przede wszystkim nas obchodzi sytuacja Ukrainy. Coraz głośniej wybrzmiewa teza, że nieprzewidywalność Trumpa nie tylko nie powinna niepokoić. Lecz może być nawet atutem w polityce zagranicznej. Nie bardzo mi się to podoba, bo nieprzewidywalność oznacza także, iż nie możemy być pewni, czy Trump nam nie zaszkodzi.