Potrzebujący, potrzebni
W Polsce pracuje już milion cudzoziemców. Gruzini idą do magazynów. Azjatów chętnie biorą hotele
Artur Wrocławski, współwłaściciel agencji pracy LABOR z Żyrardowa, od ośmiu lat sprowadzający do Polski pracowników z całego świata, nie przejął się specjalnie nową rządową strategią migracyjną. Ile już razy słyszał zapowiedzi, że np. dla migrantów z Kolumbii polskie MSZ wprowadzi z dnia na dzień wizy pracownicze, a potem wszystko i tak zostawało po staremu – przyjeżdżali bez problemu w ramach ruchu bezwizowego z Unią Europejską.
Kolumbia i w ogóle cała Ameryka Łacińska to od dwóch lat, czyli od wybuchu wojny w Ukrainie, jeden z ulubionych kierunków ściągania do Polski cudzoziemskich pracowników. Młodzi, pracowici, produktywni – i co ważne, katolicy. Ale pracodawcy chwalą też sobie Filipińczyków, bo uśmiechnięci i znają angielski. Albo Nepalczyków, bo spokojni i niekonfliktowi. Trzeba sobie jakoś radzić bez Ukraińców, zwłaszcza mężczyzn, których już z pół miliona wyjechało od nas – albo dalej na zachód, albo żeby bronić ojczyzny.